Przeciw autorytetowi Prawo i godność jednostki w ujęciu Johanna Gottlieba Fichtego
24/02/2018
Katarzyna Karaskiewicz
(Społeczna Akademia Nauk, Warszawa)
https://orcid.org/0000-0002-6185-1218
(publikacja w NK, 24.02. 2018)
Przeciw autorytetowi
Prawo i godność jednostki w ujęciu Johanna Gottlieba Fichtego
„W pojęciu człowieka tkwi założenie, że jego cel ostateczny powinien być nieosiągalny, jego zaś droga do owego celu – nieskończona. Powołanie człowieka nie polega na tym, ażeby cel ten osiągnąć. Jednakże może on, a nawet powinien coraz to bardziej się do celu zbliżać. Dlatego też nieskończone przybliżanie się do tego celu stanowi jego prawdziwe powołanie jako człowieka, to znaczy jako istoty rozumnej, ale skończonej, zmysłowej, ale wolnej.”[1] – pisał Johann Gottlieb Fichte w 1794 roku w dziele Kilka wykładów o powołaniu uczonego. Jestem zdania, że wykłady te, a zwłaszcza dwa pierwsze[2] znacząco wpłynęły na rozwijane przez filozofa tezy z zakresu moralnego doskonalenia się człowieka w dwóch następnych dziełach: Powołanie człowieka (1800) i Filozofii wolnomularza (1803)[3]. Celem, do którego jednostka winna nieustająco zdążać i przybliżać się jest nieskończone moralne doskonalenie. Aby przybliżać się do nieskończonego moralnego doskonalenia, jednostka musi nieustająco tkwić w wątpieniu i nieustająco porzucać autorytety. Wskazuję na nieustające wątpienie i nieustające porzucanie autorytetów (nieustający czyn), bowiem w społeczeństwach istnieje silna potrzeba posiadania i kreowania autorytetów. Jednostka zatem nieustannie narażona jest na zniewolenie samodzielnego myślenia.
Johann Gottlieb Fichte odrzucał imienny oraz instytucjonalny autorytet. Uważał bowiem, że autorytetem jest dla siebie, że zastosuję duży kwantyfikator, każda jednostka. Tym samym odrzucał istnienie nie tylko wybranej jednostki, odrzucał nie tylko istnienie elitarnej grupy wybranych, ale też instytucje, które miałyby poprzez swój autorytet kierować poznaniem innych lub, co absolutnie wykluczał, kierować życiem innych jednostek, grup społecznych czy wręcz całych narodów.
Jestem zdania, że to od pochwały wolności myślenia (samodzielnego myślenia), Fichte rozpoczął swoje dzieło Powołanie człowieka. Idea wolności w ujęciu Fichtego wzbudza zainteresowanie wśród filozofów, że wymienię tylko Jerzego Kochana czy Marka J. Siemka. Uważam, że dominantą w filozofii Fichtego, jest idea wolności pojmowana jako stan umysłu. Podstawą moich rozważań na temat wolności myślenia (samodzielnego myślenia) w ujęciu Fichtego, jest wstęp rozpoczynający pierwszą część dzieła Powołanie człowieka, którego tytuł brzmi Wątpienie.
Wątpienie czyli autonomia rozumu
Na uwagę zasługuje tytułowe słowo „wątpienie”. Nie jest to chyba przypadek, że Fichte właśnie od tego słowa rozpoczyna analizę samodzielnego myślenia jednostki. Bowiem od „wątpienia” rozpoczyna się proces poznawczy. Termin „wątpienie” jest jednym z wielu terminów filozoficznych, których znaczenie zmienia się (lub upraszcza) w słownikach jednojęzykowych. Pomijam, że w tych słownikach nader często odnajdujmy błędna koła pośrednie i błędne koła bezpośrednie, jednakże najważniejszą ich cechą są definicje, których podstawą jest zwyczaj językowy, a nie namysł filozoficzny. Do takiego właśnie zwyczaju językowego zaliczam popularną interpretację słowa „wątpienie”. Dlatego należy rozróżnić (rozróżniać) definicję terminu „wątpienie” od tradycyjnie (powszechnie) pojmowanego słowa „wątpienie” umieszczanego w słownikach jednojęzykowych. Powszechnie pojmowane słowo „wątpienie” (od „wątpić”) oznacza: nie być pewnym czegoś, nie mieć wiary w coś, nie być przekonanym o czymś, nie ufać, nie dowierzać, powątpiewać. W tradycyjnie pojmowanym terminie „wątpienie” pojawia się pierwiastek dystansowania się do czegoś lub do kogoś (albo dystansowania się od czegoś lub od kogoś), kto coś wyjawia, stwierdza, pokazuje. Jest to element, który pojawia się poprzez okoliczności zewnętrzne, które oddziałują na zachowanie jednostki. Jednocześnie jednostka, która manifestuje swój dystans do tego co słyszy, widzi lub czyta (słyszała, widziała lub czytała), wyraża go (swój dystans) najczęściej we frazach: „nie wiem”, „nie sądzę”, „kłamiesz”, „nie wierzę”, „nieprawda”. Czasem pojawia się w wypowiedzi słowo „wątpię”, jako jednorazowy manifest niewiary w coś lub kogoś. Frazy w stylu: „wątpię w twoje intencje”, czy „wątpię w to, co mówisz” częściej można spotkać na deskach teatru lub w literaturze klasycznej.
W 1641 roku Kartezjusz opublikował Medytacje o pierwszej filozofii, które uważne jest za jego zasadnicze dzieło filozoficzne. W dziele tym wyszedł od „metodycznego” wątpienia o wszystkim i odkrywa, iż nawet najbardziej radykalne zwątpienie nie pozwala nam wątpić, że wątpimy. Zdaniem Kartezjusza myśl stanowi nasz pierwszy pewnik, z którego myśliciel wnioskował o realności swojej egzystencji. Zostało to wyrażone we frazie „myślę więc jestem”, jej pełniejsza wersja „wątpię więc myślę, myślę więc jestem” (dubito ergo cogito, cogito ergo sum). Dodam, że niektórzy badacze myśli Kartezjańskiej ostatnią frazę „myślę więc jestem” tłumaczą: „myślę więc istnieję”. W moim przekonaniu fraza „myślę więc jestem” bardziej odpowiada wnioskowaniu o realności własnej egzystencji, a więc słowu „jestem” niż słowu „istnieję”. Zatem Kartezjańskie „myślę więc jestem” można byłoby odnieść do frazy „żyję więc jestem”. Wszakże jednostka może na różne sposoby sfalsyfikować realność własnej egzystencji. „Jestem” – co oznacza, że X konstytuuje siebie wobec innych bytów, że w ogóle jest, jako jest (w ogóle jestem, jako jestem). Dlatego Kartezjańskie dubito i wyprowadzone przez filozofa cogito ergo sum, odnoszę raczej do tego co wiek później powiedział Condillac, że ludzie najpierw byli mechanikami zanim pomyśleli o mechanice, czyli zanim myślenie ujęli w pewne prawidła (logika)[4]. Byłby to więc wewnętrzny impuls, w którym miesza się instynkt z rozumowaniem.
Fichteańskie dubito odnosi się do czystego rozumu i jest to pierwiastek, który działa niejako od „wewnątrz”. Jest to rozumowanie (operacja intelektualna), dzięki któremu jednostka rozpoczyna proces wnioskowania lub formułowania sądów o zjawiskach natury empirycznej, jak i o zjawiskach natury nieempirycznej.
Nie bez znaczenia jest to, że Fichte pisze słowo „wątpienie” a nie „wątpliwość”. Termin „wątpliwość” wskazuje na czynność jednorazową. Nawet jeśli czynność ta będzie się powtarzała wielokrotnie, jest za każdym razem odrębnym w sobie aktem pomyślenia. Natomiast termin „wątpienie” wskazuje na akt nieustającej pracy umysłu ludzkiego; na ciągły proces stawania się myślenia. Namysł nie jest tu aktem odrębnym samym w sobie. Powszechnie pojmowane „wątpienie” (jednosłownikowe) jest aktem doraźnym i jednorazowym, który pojawia się w chwili niepewności, nieufności jednostki. Fichteańskie dubito jest poza-czasem. Słowo wskazuje na operację intelektualną, ale nie jest ona zakreślona czasowo ani nie stanowi żadnego odniesienia do konkretnego zjawiska empirycznego czy nieempirycznego.
Namysł nad Kartezjańskim dubito i Fichteańskim dubito doprowadził mnie do wniosku, że Fichte z dubito nie wyprowadza terminu „myślę”, ale termin „rozumiem”. Czyli kartezjańskie „wątpię więc myślę, myślę więc jestem” należy zamienić na „wątpię więc rozumiem, rozumiem więc istnieję”. Termin „istnieję” nie powinien być traktowany jako alternatywa terminu „jestem” – tak jak w przypadku Kartezjańskiej formuły „myślę więc jestem”. Termin „istnieję” oznaczać tu będzie świadomość, która wyprowadza autonomię własnej siebie. Świadomość konstytuuje siebie wobec swojego „Ja” (czyli „Ja” przedstawia sobie własne „Ja”). Jednak żeby coś takiego miało miejsce, to jednostka musi mieć świadomość swojej świadomości, a nie tylko myśl, z której wnioskować będzie o realności własnej egzystencji. Musi wiedzieć, że musi ująć myślenie w prawidła logiczne, musi po-myśleć swoje po-myślenie.
„Tak więc sądzę, że nareszcie znam znaczną część otaczającego mnie świata; i w rzeczy samej na poznanie to poświęciłem dosyć trudu i starania”[5]. Tymi słowami Fichte rozpoczął namysł nad samodzielnym myśleniem. Zastanówmy się nad kluczowymi tu słowami czyli „trud” i „staranie”. Jest to ciągłe doskonalenie się jednostki, które zawsze jest próbą wybicia się z powszechności, powszedności i powierzchowności. Jednostka powinna (musi) podjąć trud i staranie o siebie. Doskonalenie (wypracowywanie w trudzie) jednostki, zdaniem Fichtego, polegało na zwalczaniu cech indywidualnych (są różne ze względu na odmienny stosunek do wiedzy[6]), choć likwidacja ich nie była nigdy możliwa. Z czego filozof zdawał sobie sprawę, dlatego często powtarzał, że podjęcie próby („staranie”) doskonalenia się jest wartościowym i szlachetnym czynem. „Trud” i „staranie” są nieustającym „wątpieniem”. Wypracowywanie siebie w trudzie i nieustanne staranie (utożsamiane jako wątpienie[7]) jest poza-czasową operacją intelektualną.
Tytułowe „wątpienie” zakłada też, że jednostka, aby być wolna musi nieustająco trwać w operacji intelektualnej jaką jest wypracowywanie siebie w trudzie i staraniu. Jednostka musi nieustająco tkwić w wątpieniu, ale nie w wątpliwości. Wątpliwość jest aktem doraźnym (może być utożsamiany z tradycyjnie pojmowanym wątpieniem), jest czymś różnym od dubito w filozofii Fichtego. Jednocześnie jest to wskazówka dla przyszłych pokoleń, że wolność nie jest jakimś „elementem” lub „zjawiskiem” zdobytym i ugruntowanym prawnie (np. konstytucyjnie) na kimś czy na czymś. Wolność jest zjawiskiem, o które każda jednostka, że zastosuję duży kwantyfikator, musi walczyć nieustająco (precyzyjniej musi walczyć o siebie). Walczyć o siebie oznacza też walczyć o innych. O wolność lub o utrzymanie wolności musi toczyć walkę każde pokolenie. Walka ta albo będzie walką o wolność zewnętrzną, albo walką o wolność pojmowaną jako stan umysłu. Niejednokrotnie jednostka walczy o obie formy wolności. W szkicu pragnę zając się tylko walką o wolność pojmowaną jako stan umysłu. Choć zdaję sobie sprawę, że walka o wolność wewnętrzną (wolność jako stan umysłu) wpływa na stan wolności zewnętrznej.
Fichte pisał o niepewności jednostki wobec poznającego i poznawanego. Dla Fichtego wolność jest możliwością samodzielnego poznania. Dopiero wtedy jednostka może sama tworzyć swój świat. Jednostka musi uznać wątpienie za treść indywidualnego poznania, po to, aby sama dla siebie stać się autorytetem, a tym samym stać się człowiekiem wolnym.
Nieustające doświadczenie, wielokrotnie powtarzane obserwacje, porównywanie, zrozumienie wzajemnego wynikania utwierdzały w przekonaniu Fichtego, że czyni dobrze; że drogę poznania, którą obrał jest słuszna. „I dzięki temu prawdziwości tej części mojej wiedzy jestem tak pewien jak swego własnego istnienia; dlatego stąpam mocnym krokiem po znanej mi dziedzinie mego świata i w każdej chwili ważę byt i dobrobyt na szali niezawodnych moich przekonań”[8] – pisał filozof. Jednakże słowo „przekonanie”, o którym pisze Fichte, nie jest jakimś widzimisię. Słowo „przekonanie” (gr. tò pepeîsthai) nawiązuje też do wydawania samodzielnej opinii bez ulegania presji. Dotyczy odrzucenia myśli powszechnie uznanego autorytetu, informacji niepoświadczonej empirycznie lub sądu większości. Zaznaczyć trzeba, że większość nie jest depozytariuszem prawdy, tak samo, jak nie jest nim jeden człowiek, który powszechnie bywa uznawany za autorytet. Często bowiem słowo „przekonanie” ma pejoratywne znaczenie. Należy dokonać rozróżnienia między „przekonaniem”, które za podstawę ma doświadczenie empiryczne lub logiczną argumentację, od „przekonania”, którego podstawą jest indywidualne „widzimisię” jednostki lub powtarzany cudzy sąd. Za frazą: „jestem przekonany, że X jest Y-kiem” ukrywa się wypowiedź osoby, która coś mniema, której się coś wydaje, która powtarza cudze sądy, i chowa się za cudzymi wnioskami, która nie zawsze dysponuje rzetelną wiedzą lub nie potrafi logicznie argumentować za głoszonymi przez siebie tezami. Zatem można uważać przykładową frazę za partykularny sąd bez argumentacji „za” lub „przeciw”.
Powołanie czyli wolność jako stan umysłu
Powołanie „wiem o nim wyłącznie, co inni twierdzą, że wiedzą; i jedynym, co o tym naprawdę zapewnić mogę, jest to, że słyszałem, iż mówiono o tych przedmiotach tak albo inaczej”[9] – pisał Fichte. Każda jednostka może powiedzieć, że o swoim powołaniu nie wie nic, i być może nigdy się nie dowie, ponieważ jej umysł, jej poznanie jest kształtowane przez obce autorytety. Tylko posiadająca świadomość siebie samej jednostka poznaje swoje powołanie i dąży do tego, aby powołanie było nieustającym wątpieniem. Bowiem to wątpienie (trud i staranie) jako nieustający proces doprowadza jednostkę do wolności rozumowania. Zatem proces intelektualny jakim jest rozumowanie będzie podlegało tylko ocenie indywidualnego „Ja”. Powołanie, zgodnie z założeniem filozofa, oznacza „być rozumnym”. Fichte tworzy człowieka jakim powinien być. Indywidualne „Ja” jest, i faktycznie staje się, powołaniem, które realizuje się w trudzie i staraniu. Powołanie jest wolnością pojmowaną jako stan umysłu, ale jest o tyle wolnością, o ile jednostka porzuci wszystkie obce autorytety. Natomiast jedynym autorytetem dla jednostki będzie jej własny rozum. W rozumie konstytuuje się wolność każdej jednostki. Bierne poddanie się obcemu autorytetowi oznacza poddanie się cudzemu rozumowi, co w konsekwencji prowadzi do zniewolenia. Jednostka bowiem poznaje i definiuje zjawiska nie będąc w zgodzie ze sobą (ze swoim rozumem), tylko w zgodzie z cudzym rozumem. Kiedy autorytetem dla jednostki stanie się jej własne „bycie rozumnym”, które będzie konstytuowało indywidualne „Ja”, wtedy jednostka będzie prawdziwe wolna.
Wróćmy do frazy „jestem tak pewien jak swego własnego istnienia”, z której wynika jeszcze jeden ważny, jeśli nie najważniejszy, element wolności jednostki (powołania). Fichte bowiem odrzuca kartezjańskie „myślę więc jestem” na rzecz sformułowanej przez siebie dewizy „rozumiem więc istnieję” – „wątpię więc rozumiem, rozumiem więc istnieję”. Chodzi o samoświadomość z jednej strony i operację intelektualną z drugiej, które przecież konstytuują indywidualne „Ja”. Fichteańskie „rozumiem” należy pojmować jako rozumowanie-operację intelektualną. Prawie każda jednostka myśli, jest to pewna cecha fizjologiczna rozmaitych żywych organizmów. Jednak nie każda jednostka wie, że może myślenie ująć w pewne prawidła myślenia (logika). Dlatego każdy człowiek jest mechanikiem, (terminologia Condillaca), ale nie każdy jest człowiekiem rozumnym. To może implikować tezę, że nie każda jednostka wie, że istnieje.
Nieustająca operacja intelektualna konstytuuje jednostkę w jej rozumności i zarazem wolności. Tylko samodzielne myślenie (kantowska odwaga stosowania rozumu) konstytuuje człowieczeństwo jednostki. I tylko w takim sensie jest człowiekiem[10]. W przeciwnym razie jednostka jest istotą bezmyślną (czy mając na uwadze Fichteańskie „rozumiem, więc istnieję”) – jest istotą bez-rozumną (w znaczeniu kantowskiego strachu stosowania rozumu), a jej człowieczeństwo jest tylko w wymiarze biologicznym.
Z tego można wyprowadzić kolejną tezę filozofa, który człowieka nazwał bytem aktywnym – twórcą bytów materialnych i mentalnych. Tym samym przyznał człowiekowi najwyższy atrybut człowieczeństwa – rozum. Rozum jest atrybutem człowieczeństwa o ile jest rozumem wolnym. Z tego płynie następujący wniosek, że człowiek może wskazywać na swoje człowieczeństwo o ile jego rozum jest wolny. Wolność to radykalizacja procesu intelektualnego w poznaniu prawdy. Już samo dążenie do poznania prawdy można określić mianem radykalizacji umysłu. Proces radykalizacji umysłu jest procesem nieustającym. Jednostka o tyle jest wolna (umysł jest wolny), o ile jest radykalna w dążeniu do prawdy. Stopień wolności jednostki określany jest stopniem jej radykalizacji w dążeniu do poznania prawdy i odrzuceniu obcych autorytetów.
W szacunku do siebie i w szacunku do innych
Rozważając kwestie autorytetów w codzienności jednostek, nie można pominąć definicji, która w moim odczuciu jest nieznana ogółowi społeczeństwa. Stawiam taką tezę bowiem codzienność pokazuje, że jednostka bezrefleksyjnie poszukuje kogoś lub czegoś co będzie dla niej drogowskazem moralnym lub poznawczym.
Zacznijmy od podstawowego znaczenia terminu autorytet, który oznacza: rada, namowa, wola, wyrok, uchwała, rozkaz, przykład, wzór, powaga, wpływ, znaczenie, władza[11]. Liczba znaczeń terminu autorytet wskazuje na to, że termin może być niejednoznacznie pojmowany przez ogół społeczeństwa, przy jednoczesnym wywyższaniu znaczenia jednostek lub instytucji.
Termin autorytet początkowo charakteryzował metodę argumentacji retoryczno-logicznej, znaną w myśli greckiej i rzymskiej, która wymagała uwzględnienia sądu „starszych”, „bardziej uczonych”, a przez to godnych poważania (argument powagi – ex auctoritate). W tym sensie, odnoszona była zarówno do sądów teoretycznych, ale i sądów praktycznych.
Uważam, że istotnym czynnikiem, który zdominował pojmowanie terminu autorytet przez ogół społeczeństwa jest przeniesione z greckiego antyku do tradycji chrześcijańskiej przekonanie, że autorytet należy wiązać z tym, że to suweren ma być autorytetem niż posiadać autorytet. Suweren świecki lub kościelny wsparty na ustalonym ładzie religii, prawa i tradycji spełniał funkcje wychowawcze. Stosując prawo i przymus, spełniał rolę w wychowaniu członków społeczności, będąc zarazem dobrym przewodnikiem, miał być dobrym pasterzem, nie zaś arbitralnym rządcą, którego nieuporządkowana wola jest źródłem prawa[12].
Nie mniej znaczącym czynnikiem, który zdominował pojmowanie przez ogół społeczeństwa terminu autorytet są psychologiczne badania nad rozwojem człowieka i jego dojrzewaniem. Psychologowie zajmujący się rozwojem i edukacją zwracają uwagę na znaczenie autorytetu w procesie wychowania – wychowanie i negatywne konsekwencje jego braku szczególnie w okresie dzieciństwa i adolescencji[13]. Wskazywanie na istotne znaczenie autorytetu w dzieciństwie implikuje także świadome lub nieświadome poszukiwanie autorytetu imiennego lub instytucjonalnego w wieku dorosłym.
Zagłębiając się jednak w interpretacje terminu autorytet, okazuje się, że termin ten niesie ze sobą negatywne skutki tak dla indywidualnego życia jednostki, jak i grup społecznych, czy wręcz narodów. Autorytet z założenia bowiem jest opresyjny, zniewala samodzielne myślenie, upośledza świadomość istnienia (upośledza „rozumiem więc istnieję”).
Namysł nad powołaniem, do którego nawołuje Fichte, wskazuje kierunek Kantowskiej antynomii moralnej. Kant uzasadniał antynomię moralną autonomią woli kierującej się wyłącznie motywem posłuszeństwa względem rozumu praktycznego (imperatyw kategoryczny). W konsekwencji etyki nie trzeba budować w oparciu o właściwy porządek bytowy lub autorytety. I właśnie eliminacja autorytetów z codzienności jednostki stała się dla Fichtego jednym z głównych, jeśli nie głównym postulatem budowania wolności jednostki z jednej strony i świadomości jej istnienia z drugiej. Dlatego też z tego można wyprowadzić wniosek, zgodnie z którym, autorytet polega nie na dogmatycznej przemocy, ale na dogmatycznym uznaniu. A to oznacza tylko tyle, że autorytetowi przyznaje się wyższość w poznaniu i dlatego przyznaje się mu rację. „Owe pouczenia zostały mi podsunięte, zanim ich zapragnąłem; odpowiadano mi, zanim zadałem pytanie. Słuchałem, ponieważ nie mogłem tego uniknąć; pozostawało to w mej pamięci, o ile pozwalał na to przypadek; bez próby i bez współudziału pozwalałem wszystko porządkować według ustalonego ładu” – Fichte pisał o dogmatycznej przemocy autorytetu. Jednakże nie istnieje żadne posłuszeństwo, które nakazywałoby słuchać autorytetu. Mimo że codzienność oplątuje człowieka delikatnymi, lecz mocnymi więzami[14], jak pisał filozof, jednostka powinna iść do przodu, nie tkwić w posłuszeństwie obcego autorytetu.
Jednostka dobrowolnie poddająca się imiennemu lub instytucjonalnemu autorytetowi, to jednostka, która albo nie dość dobrze zna i pojmuje definicję terminu „autorytet”, albo nie chce jej poznać. Z tego można wyprowadzić kolejny wniosek, że ludzi, którzy dobrowolnie oddają się w niewolę autorytetu, Fichte nazywał niewolnikami lub tchórzami.
Tchórzostwo lub niewolnictwo to bezrefleksyjne poddanie się jakiejś instytucji (np. religijnej, rządowej) lub jakiejś jednostce. W tchórzostwie (niewolnictwie) filozof dopatrywał się ucieczki jednostki przed odpowiedzialnością za siebie i swoje otoczenie. W tchórzostwie przed wysiłkiem, przed przyjęciem na siebie odpowiedzialności za samego siebie widział przyczyny inercji i bezładu. Tchórzem/niewolnikiem dla Fichtego był ten, kto sam dobrowolnie wyrzekał się odpowiedzialności za samego siebie i sam podporządkowywał się nakazom jakiejś silniejszej, odważniejszej czy bardziej cwanej jednostki lub dominującej instytucji. Czasem dominacja jest pozorna, gdyż jest nieuzasadnionym wytworem ludzkiego przekonania. Tchórz/niewolnik, woli znosić upokorzenia, niż działać samodzielnie. Doskonale to ilustrują słowa filozofa: „Sami wciąż jeszcze pozostajemy na niższym stopniu półczłowieczeństwa albo niewolnictwa. Sami wciąż nie dojrzeliśmy do poczucia naszej wolności i samodzielności, albowiem wówczas z konieczności pragnęlibyśmy dostrzegać wokół siebie podobne do nas, a zatem wolne, istoty. Jesteśmy niewolnikami i chcemy trzymać niewolników”[15]. Dopiero wolność i odpowiedzialność człowieka za samego siebie prowadzi do rozszerzenia odpowiedzialności człowieka na całokształt jego otoczenia, na cały świat przedmiotowy. Fichte wyraźnie nawiązuje do kantowskiej zawinionej niepełnoletności człowieka (człowiek jest niezdolny do posługiwania się własnym rozumem). Ta niepełnoletność to w istocie nie brak rozumu, ale strach, że można go samodzielnie zastosować. Człowiek musi się zatem wyzwolić z własnej obojętności, niemożności, wewnętrznej ucieczki od świata zewnętrznego. Jednostka, choć pełna przesądów musi uczyć się wydobywać z doświadczenia rzeczy ich nowe rozumienie. Musi odrzucić powierzchowne interpretacje, musi odrzucić wszystko, co ma represyjne funkcje społecznego tabu. Z założenia jednostka musi porzucić tchórzostwo, aby odpowiedzieć świadomie na apel filozofa, aby prowadzić siebie do emancypacji „Ja”.
„A zatem, gdy dokładnie i starannie sam zbadałem rzecz, tak mało ważną, okazało się, iż w rzeczach największej wagi polegałem dotąd na sumienności i staranności innych. W najwyższych sprawach ludzkości przypisywałem innym udział, powagę i dokładność, jakich nie znajdowałem w sobie. Szanowałem ich nieopisanie wyżej niż siebie samego”[16]. Fichte formułuje słowa przebudzenia własnej samoświadomości. Szacunkiem darzył tych, którzy faktycznie kierowali jego poznaniem, a w konsekwencji kształtowali jego myślenie o sobie i otaczającym świecie. Jednakże taki świat, jest światem obcym, niwelującym podmiotowość jednostki.
Ważną wskazówką jest słowo „szacunek” – „Szanowałem ich nieopisanie wyżej niż siebie samego”. Termin ten doprowadza do niemałego zamieszania interpretacyjnego, ale też pod znakiem zapytania stawia jedną z głównych tez Fichtego, która brzmi, że szacunek należy się każdemu człowiekowi. Właśnie dlatego, że filozof słowo „szacunek” połączył z wiedzą/nauką i samodoskonaleniem się jednostki. Szacunek należałby się zatem tylko ludziom samodzielnie myślącym, tym którzy o sobie mogą powiedzieć „rozumiem więc istnieję”. Tylko ci, którzy podjęli się nieustającego wątpienia (trud i staranie) zasługują na szacunek innych (ludzkości). Bo tylko oni odrzucili autorytety, które ograniczały poznanie i zniewalały ich własny rozum. Co jednak stanie się z tymi, którzy nie chcą odrzucić cudzego (obcego) autorytetu (przeciwnie wciąż go poszukują jako drogowskazu) albo z oporami odrzucają autorytet. Jak pogodzić szacunek, którym obdarza się jednostkę samodzielnie myślącą, podejmującą w trudzie i staraniu samodoskonalenie własnego „Ja” z brakiem szacunku dla tych zniewolonych. Odpowiedzią jest nauka, która dla Fichtego była środkiem zaradczym na każdy problem i niedoskonałość. Z nauki uczynił wartość samą w sobie[17]. Uważał, że jednostka musi się uczyć, gdyż dopiero wówczas rozpoczyna się proces samopoznania, samowiedzy i samoświadomości. Nauka przecież nie tylko rozwija zainteresowania i pasje, nie tylko tłumaczy skomplikowane zjawiska otaczającego świata. Dzięki nauce jednostka wchodzi na drogę nieustającego wątpienia (trud i staranie). Jest to też ten szczególny moment, kiedy jednostka będzie odrzucać autorytety doznając samopoznania i szanując swoje wybory oraz swoje poznanie. Tym samym szacunkiem obdarzy siebie, jako najważniejszy podmiot poznający.
Namysł nad Fichteańskim dubito doprowadził mnie do sformułowania hipotezy, którą nazwałam „szacunek i szacunek warunkowy”. W celu objaśnienia podzieliłam ludzi na trzy kategorie lub grupy:
1) Ludzie, którzy sami z siebie podejmują trud i staranie samodoskonalenia się, a naukę/wiedzę traktują jako wartość samą w sobie (grupa najmniej liczna).
2) Ludzie, którzy ulegli już (lub ulegają) perswazji i podęli (lub podejmują) trud samodoskonalenia się.
3) Ludzie, którzy wykazują opór, niechęć, wrogość do nauki/wiedzy i do samodoskonalenia się (grupa najliczniejsza)[18].
Pierwsza kategoria ludzi pozostaje poza analizą, jest oczywiste, że ludzie ci będą szanować siebie i będą obdarzać szacunkiem siebie nawzajem. Druga kategoria ludzi (można nazwać ich kategorią przejściową lub grupą przejściową), będzie obdarzona szacunkiem, ponieważ rozpoczęła trud doskonalenia siebie. Najwięcej niepokoju wzbudza trzecia, najliczniejsza liczebnie, grupa ludzi. Nie ma bowiem pewności, czy uda się jakąś część zagospodarować i przekonać do samodzielnego myślenia. Nie ma pewności czy ulegną rozmaitym formom perswazji. Historia ludzkości pokazuje, że bardzo duży procent społeczeństwa pozostaje na poziomie myślenia jako funkcji fizjologicznej. Zatem ludzie ci pozostawaliby poza szacunkiem. Nie tylko sami siebie nie potrafią szanować, nie potrafią szanować drugiego człowieka, ale też nie będą potrafili wzbudzić szacunku u innych.
Teza „każdemu człowiekowi należy się szacunek” jest tezą, która nie odnosi się do trzeciej kategorii ludzi. Z wyznania filozofa „Szanowałem ich nieopisanie wyżej niż siebie samego” można wyprowadzić wniosek, że rzeczywiście na pewnym etapie Fichte odmawia szacunku tej grupie ludzi. Filozof starał się bowiem stworzyć elitarne grono. Wyodrębniona grupa miałaby zapewne posiadać większe wpływy i możliwość kształtowania oraz, co najważniejsze, rozwijania kultury niż ci, którzy odrzucili (odrzucali) powołanie. W rzeczywistości Fichte chciał zbudować ogólnoludzkie państwo, którego podstawą byłby intelektualizm i wiedza. Filozof postulował budowę „zamkniętego państwa ogólnoludzkiego”. Wszyscy którzy rozwijają swoje powołanie, przyczynialiby się do ewolucji kultury. Ogólnoludzkie państwo posiadałoby granice, ale nie byłyby to granice, które zakreślają obszary państw. To granice, których z jednej strony nie mogliby przekroczyć ci, którzy odrzucili powołanie, z drugiej strony stanowiłby rodzaj wspólnego miejsca zamieszkania jednostek, które apel filozofa wcielałyby w życie. Tak rozumiana granica jest granicą intelektualną i miałaby mobilizować ludzi do jej przekroczenia. „Zamknięte państwo ogólnoludzkie” staje się tworem niemal mistycznym, w którym jednoczą się obcy sobie ludzie, dla których wspólnym mianownikiem jest powołanie indywidualnego „Ja”. O przynależności jednostki do rodzaju ludzkiego decydowało, zdaniem Fichtego, posiadanie wspólnego wszystkim ideału doskonałości. Było to równoznaczne z uświadomieniem sobie przez jednostkę jej ludzkiej godności. Pozostający na marginesie (trzecia kategoria ludzi), czyli poza ogólnoludzkimi granicami, ludzie byliby poddani kształceniu, tak aby zbliżyć się lub wejść do elitarnego klubu człowieka rozumnego. Bowiem jak pisał filozof: „wszelkie własnokształcenie w społeczeństwie wychodzi z kształcenia rozumu”[19].
Pojawia się uzasadniony niepokój, czy aby łączenie godności człowieka z posiadaną przez niego wiedzą, nie będzie prowadziło do podziału ludzi na lepszych i gorszych. To z kolei może doprowadzić do tworzenia gett moralnych czy mentalnych i wykluczania tych bardziej opornych wobec nauki/wiedzy. Jednakże trzeba pamiętać, że ludzie ci sami się wykluczają z grupy ludzi rozumnych (samodzielnie myślących). Fichte nawoływał do stosowania rozmaitych form perswazji, aby uczyć ludzi, zwłaszcza tych, którzy wykazują jakikolwiek opór przeciwko nauce, czyli de facto przeciwko sobie. Filozof zakładał, że jeśli są ludzie, którzy nie chcą się uczyć, to należy ich przymusić do nauki. Nie chcą się uczyć, bowiem nie wiedzą, że to w nauce znajduje się odpowiedź na zlikwidowanie ich niewolnictwa, bierności i lenistwa. Zatem trzeba im niewiedzę z jednej i wiedzę z drugiej strony uświadomić. Zdaniem Fichtego, niechęć do nauki jest niczym nieuzasadniona.
Jednak nie każda jednostka będzie w stanie sprostać własnemu powołaniu. Filozof stawia przed każdym człowiekiem zadanie trudne do wykonania. Zresztą Fichte zdawał sobie sprawę, że będą jednostki, które nie podejmą trudu wątpienia, nie odpowiedzą na jego apel. W konsekwencji, nie każdemu człowiekowi będzie należał się szacunek. Filozof zakładał bezkrytycznie, że nawet ci oporni w końcu zrozumieją, że powinni szanować siebie jako podmiot poznający. Zatem szacunek należy się każdemu człowiekowi, o ile ten będzie doskonalił siebie jako człowieka wolnego (porzuci bierność i lenistwo), będzie nieustająco w stanie wątpienia – a więc będzie doskonalił swoje „rozumiem więc istnieję”. Jednakże ów szacunek obejmie tylko dwie pierwsze kategorie ludzi. Wciąż pozostaje otwarte pytanie co się stanie z ludźmi trzeciej kategorii? Pozostaje jeszcze jedno wyjaśnienie, szacunkiem obdarzony jest każdy z racji przynależności do rodzaju ludzkiego. A zatem z założenia jest to ktoś, kto może ulec perswazji i wejść na drogę doskonalenia się. Byłby to jednak „warunkowy szacunek”.
To prowadzi do następującego wniosku, że podstawą wolnej woli według Fichtego byłaby nauka. Jednostce niechętnej nauce, odmawia prawa decydowania o sobie, odmawia jej wolnej woli. Jednostka musi się uczyć jeśli chce zasłużyć na szacunek i jeśli chce posiadać wolną wolę. Bowiem dzięki wolnej woli będzie manifestowała swoją niezależność w działaniu i podejmowaniu decyzji (czyn będzie tu dobrem moralnym, bierność będzie tu złem moralnym). Jeśli jednak jednostka nie chce i nie rozumie dobrodziejstwa, jakie płynie z nauki/wiedzy, to trzeba ją przymusić dla jej dobra. Fichte zaprzecza istnieniu wolnej woli, ale o tyle tylko, o ile jednostka nie chce się dobrowolnie poddać edukacji ogólnoludzkiej. Jednak tej samej jednostce (której Fichte odmówił wcześniej prawa do wolnej woli), filozof przyznaje wolną wolę, o ile jednostka wkroczy na drogę nauki a dalej edukacji ogólnoludzkiej. Nauka/wiedza jest podstawą wolnej woli. Zatem posiada ją ta jednostka, która kształci się, poddaje edukacji ogólnoludzkiej, doskonali swoje „Ja”.
Nierówność intelektualna (różnice w ogólnoludzkiej wiedzy)
Budowane przez Fichtego „ogólnoludzkie państwo zamknięte”, państwo, w którym elitą będą ludzie z kategorii pierwszej i ewentualnie drugiej, implikuje tezę, że Johann G. Fichte konstatował nierówność intelektualną. Nie głosił nierówności społecznej – to trzeba mocno podkreślić, ale głosił nierówność intelektualną. Trzeba rozróżnić nierówność społeczną od nierówności intelektualnej. Bowiem ta ostatnia jest nierównością o charakterze niestałym, ale nie o charakterze względnym. Fichte chce, aby ludzie przekraczali granicę zamkniętego państwa ogólnoludzkiego. Nie tworzy dogmatycznej kastowości społeczeństwa, to wynika z głoszonych przez niego poglądów, w których odrzucał nierówność społeczną. Przeciwnie, jego zdaniem każdy może, nawet musi, starać się przekraczać swoje własne ograniczenia i tym samym zbliżać się do ideału człowieczeństwa, żeby wejść do elitarnego klubu człowieczeństwa, żeby być w zamkniętym państwie ogólnoludzkim. Jak pisał filozof: „Jedynym celem ludzkiego bytu na ziemi jest nie niebo i nie piekło, lecz tylko człowieczeństwo, które nosimy w sobie, i jego możliwie najpełniejsze wykształcenie”[20].
Ludzie są – owszem – nierówni, ale nierówni intelektualnie. W każdej chwili ten stan bez-człowieczeństwa może ulec zmianie. Dlatego nierówność intelektualna nie ma dogmatycznego nakazu moralnego. Jednostka, która odpowie na apel filozofa wejdzie do elitarnego klubu człowieczeństwa a tym samym wobec niej przestaną obowiązywać wynikające z nierówności intelektualnej rozmaite zakazy.
Fichte konstatuje nierówność intelektualną, która ma i musi mieć swoje konsekwencje w codzienności jednostki oraz całego społeczeństwa ( a przynajmniej na pewnym etapie życia jednostek). Jednostka, która nie ma dla siebie szacunku, która nie podjęła się wypracowywania siebie w trudzie, która odrzuca naukę, nie ma moralnego prawa decydować o innych ludziach, nie ma moralnego prawa decydować w jakim kierunku będzie rozwijana kultura, nie ma moralnego prawa w ogóle decydować o szeroko definiowanej kulturze, bowiem nie może świadomie decydować też o sobie, gdyż jest niewolnikiem/tchórzem[21]. Nierówność społeczną należy niwelować, ale trzeba być świadomym, że istnieje, będzie istnieć i musi istnieć nierówność intelektualna. Nierówność intelektualna będzie miała swoje konsekwencje w nierównym dostępie do dóbr kultury oraz w ich partycypowaniu, ale też w nierównym dostępie do tworzenia kultury. Fichte, wzorem Kanta, był przeciwnikiem demokracji, kierując się w stronę socjalizmu zespolonego z etyką. Był przeciwnikiem niesprawiedliwości i nierówności społecznej. Podstawą niesprawiedliwości i nierówności społecznej jest demokracja[22], a nader często też jej definicja, która pojmowana jest przez jednostki jako „wolno mi”. Wyjaśniając tę frazę oznacza to: „wolno mi wszystko robić, tworzyć, wszystkim być”, nawet nie mając ku temu predyspozycji intelektualnych, moralnych.
Konstatowana przez Fichtego nierówność intelektualna doprowadziła mnie do wniosku, że gdybyśmy chcieli przedstawić podstawowe filary socjalizmu zespolonego z etyką w ujęciu filozofa, byłyby to:
1) Równość społeczna,
2) Nierówność intelektualna (każda jednostka ma prawo i obowiązek ją przekraczać, a prawo to jest konsekwencją tego, że jednostka weszła na drogę moralnego doskonalenia),
3) Przestrzeganie praw.
Jeśli odwrócimy kolejność punktów (1) i (2) a także to, co w ujęciu Fichtego miało być równością i porządkiem, otrzymamy demokrację, w której będzie dominował niczym nieuzasadniony autorytet:
1) Równość intelektualna (paradoksalnie każdy może być autorytetem, bowiem konstytuuje to miejsce, w którym się aktualnie jednostka znajduje),
2) Nierówność społeczna (wynikająca z równości intelektualnej),
3) Nieprzestrzegania praw.
(S)przeciw autorytetowi
Tytuł dzieła Powołanie człowieka można interpretować też jako O wolność jednostki lub O wolnym rozumowaniu. Nie ma znaczenia czy sformułujemy tezę, że Powołanie człowieka jest manifestem wolności jednostki i samodzielnego myślenia, czy też Powołanie człowieka jest sprzeciwem wobec autorytetu imiennego lub instytucjonalnego. Nie ma znaczenia, która teza posłuży nam za początek rozważań fichteańskiej wolności jako stanu umysłu.
„Cóż oni wiedzą bowiem prawdziwego, skąd mogą to wiedzieć, jeżeli nie dzięki własnemu rozmyślaniu? I dlaczego ja nie miałbym dzięki temu samemu rozmyślaniu odnaleźć tej samej prawdy, gdy tyle samo wart jestem co oni? Jak bardzo dotąd poniżałem i lekceważyłem siebie samego!”[23]. Zatem odwrotnością szacunku, jakim powinna obdarzać się każda rozumna jednostka, jest poniżanie i lekceważenie siebie. Poniżanie i lekceważenie siebie, nie polega na niczym nieuzasadnionym autodestrukcyjnym wmawianiu sobie nikczemności fizycznej lub psychicznej. Poniżanie i lekceważenie siebie polega na braku wiedzy i niechęci do samodzielnego myślenia. Precyzyjniej polega na niechęci do dążenia do zdobywania wiedzy/nauki, polega na niechęci do wątpienia (trud i staranie), do samodoskonalenia „Ja”. To właśnie bierność i lenistwo poniża jednostkę w oczach innych, i – to jest chyba najważniejsze – poniża ją we własnych oczach. Jednakże, aby jednostka uświadomiła sobie, że bierność i lenistwo jest dla niej poniżające, musi to sobie uświadomić. Jestem zdania, że w chwili uświadomienia sobie jak bardzo poniżające są bierność i lenistwo, jednostka rozpoczyna doskonalenie siebie (czyn). To ważna wskazówka dla zobrazowania trzech kategorii ludzi. Bowiem w trzeciej kategorii będą znajdować się ludzie, którzy sami się będą lekceważyć i poniżać (nie będą sobie zresztą zdawali z tego sprawy), ale też będą lekceważyć i poniżać innych (siebie uznając za autorytet). W tym ostatnim przypadku będzie to próba narzucania zdania, zwykła walka o dominację nad drugim człowiekiem.
Fichte sprzeciwia się niewolnictwu rozumowemu (resp. intelektualnemu). Jednostka musi chcieć wydobyć się na powierzchnię z otchłani niewiedzy, ignorancji, prostactwa, powierzchowności, głupoty. „Od tej chwili chcę wejść w swoje prawa i wziąć w posiadanie należną mi godność. Precz ze wszystkim, co mi obce. Chcę badać sam”[24]. Czy może chcę samodzielnie istnieć. Ja sam jako istniejący. Fichte odrzuca jakikolwiek wpływ kogokolwiek na swój własny rozum, wyrzeka się niewolnictwa, żąda od siebie samego absolutnej samodzielności. W tej wypowiedzi najważniejsze są jeszcze dwa słowa „prawa” i „godność”. Samodzielne myślenie jest nie tylko przyrodzone człowiekowi z natury, ale też konstytuuje wolność jednostki. Jednocześnie są to prawa i godność człowieka oraz należą do praw i godności człowieka. Innymi słowy godnością człowieka jest samodzielne myślenie, jest dążenie do samodoskonalenia. Jest to przyrodzone prawo do bycia człowiekiem. „Ja” staje się najważniejszym poznającym, to przez indywidualne „Ja” jednostka poznaje własną świadomość i świat.
Jednostka tylko wtedy jest prawdziwie wolna, kiedy posiada szacunek do siebie, a posiada szacunek do siebie, gdy jest tego świadoma, a jest świadoma wtedy, gdy podejmuje trud samodoskonalenia, a podejmuje trud samodoskonalenia, kiedy za jedyną wartość przyjmuje naukę/wiedzę. Wtedy dopiero staje się w pełni człowiekiem rozumnym, świadomym swojego człowieczeństwa, swojej godności i swoich praw. Prawem do bycia człowiekiem jest wolność jako stan umysłu. Z drugiej strony człowiekowi nie można odbierać prawa (praw) i godności do bycia rozumnym. Jeśli ktoś tak czyni, a czyni to zawsze autorytet imienny lub instytucjonalny, ten poniża i lekceważy jednostkę. Poprzez prawo i godność jednostka określa siebie wobec swojego „Ja” i wobec „Ty”. Indywidualne „Ja” jednostki jest najważniejszym poznającym, to poprzez indywidualne „Ja” jednostka poznaje własną świadomość i świat. Jednostka ma prawo poznawać, tym samym poprzez poznanie konstytuuje swoją godność jako człowieka. Dzięki temu jest bytem nie tylko stwarzającym, nie tylko bytem świadomym, nie tylko bytem aktywnym, ale także bytem rozumnym. Tzn. świadomie porządkującym świat, który stworzył, tworzy lub który zastał już stworzony.
[1] J. G. Fichte, Kilka wykładów o powołaniu uczonego, tłum., wstęp i opracowanie T. Kupś, red. naukowa M. Żelazny, Toruń 2012, s. 36.; H. Krämer, Fichte, Schlegel i infinityzm w interpretacji Platona, tłum. A. Gniazdowski, tłumaczenie przejrzał, posłowie S. Blandzi, Warszawa 2006, s. 12. Cytat za Tomaszem Kupsiem.
[2] O powołaniu człowieka w ogólności i O powołaniu człowieka w społeczeństwie.
[3] Fichte zgodnie z duchem filozofii Immanuela Kanta, twierdził, że powołanie człowieka, jest powołaniem istoty moralnej do nieskończonego moralnego doskonalenia. Za Kantem przyjął tezę, że niezbędnym czynnikiem kształtującym i realizującym moralne powołanie jednostki jest społeczeństwo. Różnica między Kantem a Fichtem jest jednak taka, że Fichte duży nacisk kładł jeszcze w swojej filozofii na doskonalenie więzi społecznych, co jak sądzę było związane z rozumianą przez niego ideą wolnomularską.
[4] E. B. de Condillac, Logika czyli pierwsze zasady sztuki myślenia, tłum. J. Znosko z 1802, według wydania PWN 1952, Warszawa 2011, s. 7.
[5] J. G. Fichte, Powołanie człowieka, przekł., i wstęp, A. Zieleńczyk, Kęty 2002, s. 17.
[6] Jestem zdania, że termin „wiedza” w ujęciu Fichtego powinien być odczytywany w dwojaki sposób: 1) nauka, którą jednostka zdobywa w szkole i na uniwersytecie; 2) kształcenie emocjonalno-wolitywne. W Filozofii wolnomularza, Fichte nader często łączy obie te części wiedzy, która jego zdaniem jest potrzebna, aby wychować i ukształtować „człowieka wykształconego” – stąd też wiedza ogólnoludzka.
[7] Twierdzę, że oba słowa „trud” i „staranie” można utożsamić ze słowem „wątpienie”. Trud i staranie za każdym razem dotyczą czynu samodoskonalenia jednostki, który jednostka podejmuje jako operację intelektualną.
[8] J.G. Fichte, Powołanie człowieka, op.cit., s. 17.
[9] J.G. Fichte, Powołanie człowieka, op.cit., s. 18.
[10] J. G. Fichte, Filozofia wolnomularza, tłum., oprac., wstęp. J. Drewnowski, Warszawa 2004, s. 31.
[11]A. Podsiad, Słownik terminów i pojęć filozoficznych, Warszawa 2000.; Leksykon filozofii klasycznej, red. nauk., J. Herbut, Lublin 1997. Więcej na temat terminu autorytet m.in.: w: S. Blackburn, Oxfordzki słownik filozoficzny, przekł. i red. J. Woleński, Warszawa 1997; W. Okoń, Słownik pedagogiczny, Warszawa 1975; Słownik społeczny, pod red. B. Szlachty, Kraków 2004.
[12] Pochodzenie i kształtowanie terminu „autorytet” przedstawiał Bogdan Szlachta w Słownik Społeczny, op.cit., ss. 27–33.
[13] Słownik psychologii, red. nauk. J. Siuta, Kraków 2005, s. 39.
[14] J. G. Fichte, Filozofia wolnomularza, op.cit., s. 36.
[15] J. G. Fichte, op. Kilka wykładów…, op.cit., s. 47.
[16] J.G. Fichte, Powołanie człowieka, op.cit., s. 18.
[17] Na temat roli nauki w życiu człowieka Fichte pisał obszernie w Filozofii wolnomularza.
[18] Trzeba pamiętać, że w tej grupie mogą znaleźć się też osoby z uniwersyteckim wykształceniem. Fichte uważał, że o wykształceniu człowieka świadczy nie tylko dyplom, ale też rozwój emocjonalno-wolitywny i niezależność od autorytetów. Zagadnienie „wykształconego człowieka” podejmował w Filozofii wolnomularza.
[19] J.G. Fichte, Filozofia wolnomularza, op.cit., s. 52.
[20] J. G. Fichte, Filozofia wolnomularza, op.cit., s. 31.
[21] Twierdzę, że nierówność intelektualną konstatował również José Ortega y Gasset, który w swoim dziele Bunt mas dokonał krytyki demokracji z jednej strony i nawiązał do „ogólnoludzkiego państwa moralnego” Fichtego z drugiej. Sprzeciw hiszpańskiego filozofa wobec narastającej demokracji intelektualnej, a raczej wobec spychania na margines wiedzy i nauki a tym samym marginalizowanie ideałów człowieczeństwa, stanowi kontynuację koncepcji Fichtego, zgodnie z którą tylko ci ludzie, którzy podejmują trud wątpienia i podążają za powołaniem czyli wolnością pojmowaną jako stan umysłu, mają moralne prawo i obowiązek tworzyć kulturę.
[22] Od czasów Sokratesa w demokrację wpisane są: własność prywatna (innej własności nie znano), nieprofesjonalizm (wskazywał m.in. na to Sokrates, Arystoteles), nierówność społeczna (ludzie wolni, niewolnicy). Demokracja nie ma zatem wpisanej równości w strukturze społecznej, natomiast ma wpisaną równość dążenia do celu (osiągania czegoś), nawet jeśli jest to droga losowa, jak w przypadku starożytnych Aten. Greccy myśliciele nie dokonali rozróżnienia na równość społeczną i równy dostęp do czegoś. Równość społeczna i równość w osiąganiu czegoś, to dwa odrębne atrybuty w postępowaniu człowieka. Równy dostęp do czegoś można osiągnąć tylko wtedy, gdy dominuje własność prywatna, bowiem to ona konstytuuje wolnością ekonomiczną, której nie należy myślić w wolnością jednostki. Owa legendarna wolność jednostki w ustroju kapitalistycznym istnieje tylko o tyle o ile jednostka powołując się na równość w dążeniu do celu, ten cel realizuje, nawet wówczas, gdy nie ma do tego prawa intelektualnego i moralnego.
[23] J. G. Fichte, Powołanie człowieka, op. cit., s. 18.
[24] J.G. Fichte, Powołanie człowieka, op.cit., s. 18.