Jael Neeman. Słowo o kibucach
30/11/2014
BARBARA WIĘCKOWSKA
Jael Neeman. Słowo o kibucach
Na trzecich, ostatnich zakończonych w Szczecinie Dniach Kultury Żydowskiej, sporo miejsca poświęcone zostało problemowi kibuców. Miedzy innymi spotkanie wokół książki Jael Neeman pt. Byliśmy przyszłością, które odbyło się 19 marca 2014 r. Wszystko to za sprawą udostępnienia polskiemu czytelnikowi przekładu autobiografii autorki. No właśnie, autobiografii, która w większości recenzji przedstawiana jest jako historia traumy. Traumy z dzieciństwa, będącej wynikiem nieudanego eksperymentu socjologicznego. Nad tym, czy kibucowy eksperyment okazał się porażką czy też nie, zastanawiali się rozmówcy tejże panelowej dyskusji, w której udział brali ks. Andrzej Draguła, prof. Inga Iwasiów, Mikołaj Rozen, Piotr Weiser oraz tłumaczka książki, Agnieszka Jawor-Polak. Całe spotkanie prowadził prof. Jerzy Madejski. Podczas rozmowy poruszone zostały m. in. takie zagadnienia jak autonomiczność kibuców, czy w ogóle problematyka społeczności zamkniętych, analogia z komunami hipisowskimi, stosunkowo dużo emocji podczas dyskusji wzbudziło chyba przede wszystkim zagadnienie kibucowego modelu wychowania.
Z rozmowy wyłonił się obraz kibucu, jako skrajnie hermetycznej, zunifikowanej i odindywidualizowanej społeczności. Z tej hermetyczności wysunięte zostały wnioski o militarnym, nieco spartańskim charakterze kibucowych obyczajów. Z tym też wiązano kibucowy model wychowania, jednoznacznie zresztą potępiony przez Ingę Iwasiów. Główny przedmiot krytyki stanowiła związana z nim unifikacja, która wynikać miała właśnie z izolacji kibucowej społeczności. W swojej biografii autorka Jael Neeman niejednokrotnie wspomina o ściśle zrytualizowanym i dokładnie zaplanowanym trybie życia swoich rówieśników z kibucowej grupy Narcyz. Dotyczyło to tak jednakowej odzieży czy obuwia ( np. pomarańczowe sandały dla dziewcząt i brązowe dla chłopców), jak i silnie zrytualizowanego planu dnia, gdzie czas na pracę i zabawę były ściśle wyznaczone podobnie jak pory posiłków snu, czy spotkań z rodzicami itd [1]. Życie kibucowe wiązało się również z pozbawieniem prawa do posiadania czegokolwiek na własność, a co za tym idzie, utraty tzw. przestrzeni prywatnej i jednostkowej inicjatywy.
Na dowód tego, często zwraca się uwagę na sposób prowadzenia przez autorkę narracji pierwszoosobowej, która również miałaby wyrażać rzeczoną unifikację. Jest ona bowiem przez większą część utworu prowadzona w liczbie mnogiej. Zamiast perspektywy „ja”, zastosowany zostaje zaimek „my”, co sugerować ma kolektywną tożsamość bohaterki. Sytuacja ta, która z małymi wyjątkami utrzymuje się przez większą część książki, zmienia się dopiero pod sam koniec utworu, gdy bohaterka opuszcza kibuc. Zmiana narracji nasuwa oczywiście wniosek, o pewnym przywróceniu tożsamości indywidualnej i jednostkowości poprzez dojrzenie do opuszczenia kibucu i samo jego opuszczenie.
Była również w dyskusji wręcz mowa o zwyrodnieniu człowieka kibucu, który pozbawiony uczuciowości i fundamentalnych kompetencji społecznych nie radzi sobie potem w normalnych warunkach, po jego opuszczeniu. Zarzut wobec modelu życia przyjętego przez kibuce, stanowiło też to, że jest on akceptowany i możliwy do zaakceptowania jedynie w wyniku nieznajomości innych form współżycia międzyludzkiego przez jego mieszkańców. Wiązać się to miało oczywiście z brakiem jakichkolwiek zewnętrznych punktów odniesienia w panujących w kibucu warunkach życia. Na poparcie tego podawane były przykłady fragmentów książki Jael Neeman, w których autorka opisuje swoje kontakty z innymi kibucami.
Rytm życia w kibucach Haszomer Hacair był identyczny, ściśle zdyscyplinowany. Mieszkańcy wszystkich kibuców i placówek przemieszczali się z miejsca na miejsce w idealnie zgranym tempie.[...]
Kiedy w siódmej klasie, w wieku dwunastu lat, znaleźliśmy się w placówce z czternaściorgiem dzieci w Szomrat, mając nad sobą sto sześćdziesięcioro innych z Gaaton, Jechiam, Ewron i Szomrat – oczywiście także należących do Hakibuc Haarci i Haszomer Hacair – dowiedzieliśmy się, że ich dzieciństwo obfitowało w te same przeżycia co nasze.[...]
Im bardziej z pozoru rozszerzał się nasz świat, tym bardziej się zwężał, aż zaczął przypominać gabinet luster.[...]
Jakby starannie tasowana talia powariowała i niepojętym sposobem w każdym rozdaniu do rąk wszystkich graczy trafiały identyczne karty [2] .
Świadectwo to dowodzić ma jednostajności, monotonii i uniformizacji kibucowego życia. Utrata przestrzeni prywatnej, to kolejny zarzut Iwasiów względem kibucowego modelu wychowania. Jeszcze innym był brak emocjonalnej więzi między rodzicami i ich dziećmi. Wyrażone zostało w tym miejscu wręcz oburzenie przeciwko okrutnemu „wyrywaniu” kobietom ich nowo narodzonych pociech. Padł m. in. przykład jednego ze spotkań bohaterki z rodzicami, kiedy to córka podarowała im zrobiony własnoręcznie przez siebie prezent. Rodzice natychmiast wyrzucili go do kosza, nie dostrzegając w nim żadnej wartości użytkowej [3] . Ma to stanowić dowód na nieumiejętność zawarcia osobistych więzi o charakterze emocjonalnym w tym skrajnie pragmatycznie zorientowanym społeczeństwie. Trzeba przyznać, że ckliwe uwagi dotyczące braku opartych na pokrewieństwie więzi rodzinnych, dość zdumiewająco brzmią w ustach zdeklarowanej feministki. Jeśli krytykujemy dane stosunki społeczne pod kątem wykształcenia umiejętności nawiązywania emocjonalnych więzi, to nie może umknąć uwadze fakt, że kłopot w nawiązaniu tego typu relacji z rodzicami, ale i z najbliższym otoczeniem często miewają nie tylko dzieci z kibuców, ale i te żyjące w obrębie jakże szanującej wartości rodzinne zachodnioeuropejskiej kultury mieszczańskiej. Można się zastanowić czy faktycznie we współczesnym, funkcjonującym w nieustannym pośpiechu świecie dzieci spędzają z rodzicami dużo więcej czasu niż wyznaczone przez kibuc półtorej godziny dziennie. Wynika to nie tylko z wysokiego tempa życia, braku czasu, zapracowania, czy informatyzacji życia społecznego, ale i z przymusowego oraz toksycznego charakteru samej rodziny, która także przecież jest częścią stosunków społecznych, w których funkcjonuje. Podobnie zresztą z feministycznego punktu widzenia, upominanie się o przestrzeń prywatną może wydawać się nieco problematyczne. To feminizm przecież zwraca szczególnie uwagę na publiczny i polityczny charakter tego co osobiste. Wyrażone więc w tym miejscu oburzenie zdaje się schlebiać ustanowionej przez patriarchat opozycji prywatnego i publicznego, jednostki i zbiorowości, a także instytucji rodziny. To, co nazywamy przestrzenią prywatną jest tak samo, jak pozostałe sfery życia uwarunkowane społecznie i tak samo może być przez to społeczeństwo narzucone. Można wręcz powiedzieć, że również przestrzeń prywatna, to nic innego, jak element przestrzeni publicznej. Na to, że rozróżnienie publicznego i prywatnego stanowi nic innego, jak rozróżnienie prawa burżuazyjnego, w dziedzinach, gdzie sprawuje ono swą władzę, warunkowane przez dyktujące stosunki społeczne, państwo [4]]. Jak pisze:
Mniejsza o to, czy(...) instytucje są „publiczne” czy „prywatne”. Ważnym jest ich funkcjonowanie. Instytucje prywatne mogą doskonale funkcjonować jako Ideologiczne aparaty Państwowe. Wystarczyłaby pobieżna analiza IAP(tu: Ideologiczny Aparat Państwowy B. W.), aby to pokazać [5]..
Tak samo, jak różne instytucje o charakterze uważanym za publiczny, mogą niweczyć naszą indywidualność, w tym życie rodzinne, tak również tzw. przestrzeń prywatna, a tu właśnie rodzina przede wszystkim, potrafi tłumić osobowość jednostki, ograniczając jej wolność, stanowiąc np. barierę w samorealizacji itp. Nie mówiąc już o tym, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby to, co dla jednej osoby jest zinstytucjonalizowaną koniecznością narzuconą z zewnątrz, mogło być czymś wręcz przeciwnym, a więc osobistym i indywidualnym samospełnieniem dla innej. Tak rozumiana płynność między tym, co publiczne, a tym co prywatne nie powinna dziwić. Pokazuje jedynie umowny i konwencjonalny charakter pojęć „prywatne” oraz „publiczne”, ale i również opresywny wymiar obydwu.
Z tego jak bardzo rujnujący na indywidualność jednostki i jej samostanowienie o sobie wpływ ma instytucja rodziny, doskonale zdawał sobie sprawę Michael Foucault, zwracając uwagę na XIX wieczny system penitencjarny. Za przykład takiego niech posłuży francuski Kodeks Karny z 1835 r., gdzie zamach na rodzica utożsamiony został z zamachem na króla. Obie te zbrodnie uważane były za najcięższe z możliwych i podlegały karze śmierci. Prawo to dowodzi oparcia państwa i innych zbiorowości społecznych na wzorze rodziny, w której nieletni są pod opieką dorosłych, dlatego też społeczeństwo w imię tej zasady powinno zachowywać hierarchię grup stanów. W rodzinie należy upatrywać wzorca naturalnej instytucjonalizacji nierówności [6]. Dzieci w kibucu nie wybierały sobie modelu życia, to prawda. Ale czy wybiera go sobie jakikolwiek obywatel tzw. liberalnych społeczeństw demokratycznych? Nie decydujemy o tym, że urodziliśmy się w rodzinie, nie mówiąc już o tym, że również to nie my decydujemy, do jakiej rodziny przynależymy. Oznacza to m. in., że tak samo, jak „zunifikowany” model wychowania kibucowego narzucony jest przez system ideologiczny, tak to samo można przecież powiedzieć o modelu rodziny atomowej, na której ukształtowanie się także wpływają przecież czynniki zewnętrzne, także uwikłane w ideologię. Będą to przede wszystkim wykształcenie się własności prywatnej, podział pracy i kapitalistyczne stosunki produkcji.
Ani razu na całym spotkaniu na nikogo nie przyszła refleksja na temat tego, że przecież również w społeczeństwach poza kibucem większość nie zna innego modelu modelu życia niż ten, który im przypadł akurat w udziale. Tak samo jak kibucowe dzieci nie widziały nigdy innego modelu życia niż ten w kibucu, tak większość ludzi np. w społeczeństwach zachodnich nie zna innego modelu niż rodzina atomowa, uważając go za naturalny. Tymczasem najbardziej palącym zagadnieniem na spotkaniu było odbudowanie relacji autorki książki z jej matką.
Również trudność w odnalezieniu się w nowym środowisku jest zjawiskiem powszechnym nie tylko wśród ludzi kibucu. Mamy z nim do czynienia przecież niemal w każdym zderzeniu międzykulturowym. Jako różnicę kulturową można również potraktować odmienność mentalną pomiędzy przedstawicielem kibucu, a tzw. „normalnego” społeczeństwa. Krytyka rzekomego „ukrywania” przez kibuce „prawdziwej” rzeczywistości, jak i niemożności przystosowania się człowieka kibucu do „normalnych” warunków społecznych (zwana niekiedy „syndromem kibucu”) to esencjalistyczna faworyzacja kultury dominującej, tak skądinąd krytykowana przez ruchy feministyczne. Sprowadza się do etnocentrycznego oceniania przez pryzmat kultury własnej. Z drugiej strony poprawkę trzeba wziąć na to, w Polsce akurat, mogą być panujące w kibucu stosunki postrzegane przez pryzmat antykomunistycznych resentymentów związanych z ustrojowymi przemianami po roku 1989.
Tym niemniej, nie da się zaprzeczyć, że kibuce rzeczywiście należą do zamkniętych, dążących do autonomii, izolowanych społeczności. I faktycznie nie należy tego lekceważyć, przy próbie zrekonstruowania i analizy tożsamości człowieka kibucu. Nie można nie brać tego pod uwagę przy analizie kształtowania się tożsamości samej bohaterki biografii, Jael Neeman. O czym zatem decydował zamknięty charakter kibucowej społeczności?
Otóż trzeba się przyjrzeć, jakie relacje i kontakty mieli bohaterka książki i jej rówieśnicy ze światem spoza kibucu. Nie da się ukryć, że miały one charakter mocno szczątkowy. Synonim pozakibucowego świata to dla kibucowych dzieci wyuzdane zdjęcia hollywoodzkich aktorek wiszące w warsztacie miejscowego szewca. Innym znamieniem była węgierska dziewczynka w haftowanej bluzce, która należała tylko do niej [7] , a także fryzjer Fiszel przybywający z miasta „łakoci, sklepów z bananami w czekoladzie i bułeczek maślanych” [8] . A więc świat zewnętrzny, to przede wszystkim przepych i luksus, słodycze i nowe ładne ubrania. Należy tu zwrócić uwagę, że jest to wizja świata pełna lukru, dość cukierkowa i idylliczna. Taki też charakter miał w oczach dzieci kibucu obraz rodziny, który zobrazować może fragment popularnego w kibucach wiersza:
Wróci do mamy jagniątko,
ułoży się, zaśnie słodko,
a owca je pocałuje
i nazwie swoją pieszczotką [9] .
Da się zauważyć, że również obraz rodziny jest przesłodzony i wyidealizowany. Możemy domyślić się, że wychowana w kibucu autorka Byliśmy przyszłością nie doświadczyła nigdy i nie zetknęła się, a może nawet nigdy nie słyszała o takich rzeczach, jak patologia rodzinna, przemoc domowa czy alkoholizm. Mamy tu zatem do czynienia z wizerunkiem rodem z przysłowiowego „opakowania płatków śniadaniowych”, na którym widnieje fotografia wiecznie uśmiechniętych rodziców z grupką radosnych, roześmianych dzieci. Jest to wizja rodziny szczęśliwej i pozbawionej konfliktów, gdzie życie toczy się w zgodzie.
To prawdopodobnie właśnie ten sielankowy, pociągający obraz kolorowego „zewnętrznego świata” kusił młodych ludzi, skłaniając ich do opuszczenia kibucu. Mamy tu do czynienia ze swoistym zauroczeniem wyobrażonym obrazem życia w mieście, które Aleksander Lewin nazwał zafascynowaniem pseudourokami. Wiązało się to z mocno prowizoryczną jak już wiemy, wiarą w możliwość życia na własną rękę, wolność i życie prywatne [10]. A przecież tak naprawdę nawet w najbardziej liberalnej demokracji nasza wolność i możliwość samostanowienia o sobie ograniczana jest przez wiele czynników, jak przede wszystkim ekonomia, ale i obyczaje, tradycja, rodzina itp. Znaczy to tyle, że w żadnych okolicznościach nigdy nie możemy z ręką na sercu powiedzieć o sobie, że całkowicie sami decydujemy o swoim życiu.
Zupełnie inną interpretację kibucowego buntu młodych, przedstawiła Iwasiów, porównując młode pokolenie kibuców do dzieci hipisów tworzących pokolenie młodych neokonserwatystów. Mamy tu do czynienia z koncepcją cyklicznego procesu pokoleniowej wymiany postaw, wywodzącej się z buntu dzieci przeciwko rodzicom i tzw. konfliktu pokoleń. Przywodzi to z kolei na myśl, heglowski proces dialektyczny oparty na następowaniu po sobie tezy i antytezy, z których powstaje synteza.
A jednak trzeba przyznać, że współczesne kibuce nie mają już wiele wspólnego z tymi, które opisuje Jael Neeman. Większość, w tym Inga Iwasiów, a także pozostali rozmówcy na spotkaniu panelowym przypisuje to szeroko rozumianej naturze ludzkiej i utopijności przyjętych przez kibuce ideałów i założeń. Powracał przy tej okazji również wątek zamknięcia i izolacji komun kibucowych. Rzeczywiście trzeba przyznać, że upadek kibucowej ideologii związany jest w pewien sposób z hermetycznością tych społeczności. Wiele wspólnego ma owa hermetyczność również ze wspominaną już uniformizacją, a także do pewnego stopnia z militarnym charakterem kibuców, jak i również z wieloma ideowymi mankamentami, które, nie oszukujmy się, były i są w życiu kibucowym obecne. By dokładniej ten związek wyjaśnić, przyjrzyjmy się krótko nieco bliżej dziejom i historii kibuców.
Na sam początek podkreślić należy, że mimo komunowej organizacji kibuców, udało im się przetrwać ponad pół wieku, „przeżywając” nawet hipisów. Kibuce przetrwały bowiem przeszło 80 lat, mimo że stanowiły niewielkie skupiska ludzi, tworząc grupę osób połączonych wspólnymi więzami i celami. Kibuce zrodziły się z chęci realizacji szlachetnych marzeń o lepszych, doskonalszych i sprawiedliwszych formach współżycia między ludźmi [11] . Jak to niejednokrotnie podkreślone zostało na spotkaniu, komuny to formy społecznej organizacji, które trwają zwykle stosunkowo krótko i rozpadają się szybko z rozmaitych powodów. Ale mimo iż większość recenzentów biografii Jael Neeman traktuje ten projekt społeczny za porażkę, wielu autorów, w tym Aleksander Lewin, uważa że z kibucami było inaczej. Przytaczając wywody Martina Bubera, uznaje on ów przypadek za jedyny w historii świata eksperyment społeczny, który nie poniósł fiaska [12] .
Co zatem zadecydowało o powodzeniu ruchu kibucowego? Jakie czynniki zaważyły na tym, że mimo licznych przeciwności przetrwał on najróżniejsze koleje losu i mimo to realizował przyjęte przez siebie cele? I czy aby na pewno można w odniesieniu do kibuców mówić o pełnym sukcesie? By odpowiedzieć na to pytanie, należy przybliżyć w kilku słowach genezę, założenia i proces powstawania kibuców.
Otóż etymologicznie już samo słowo „kibuc” oznacza „grupa”. Chodzi w tym przypadku oczywiście o skupisko ludzi, których łączą silne więzi i wspólne dążenia. Pierwszy kibuc powstał w 1910 r. w północnej Galilei, w pobliżu jeziora Genezaret i nosił nazwę Degania. Kibuce budowali młodzi ludzie (dziewczęta i chłopcy), wywodzący się z żydowskich organizacji młodzieżowych. Decydując się na wyjazd do Palestyny natrafiali na wiele trudności, poczynając od kłopotów z wyjazdem, wynikających z angielskiego protektoratu nad tymi ziemiami, trwającego aż do II wojny światowej, a skończywszy na powstaniu państwa Izrael. Poza tym, ziemie na pustynnych, skalistych, malarycznych i bezwodnych terenach Palestyny nie były łatwe do zagospodarowania. Pionierzy nie mieli ani środków do życia, ani doświadczenia by wykonywać tak ciężką pracę. Wielu z nich ginęło od chorób i trudów dnia codziennego. Zdarzały się też przypadki opuszczania kibuców a nawet samobójstw. Kibuce budowano kosztem ogromnej pracy i wyrzeczeń. Od początku istnienia nękały je też zagrożenia ze strony części ludności arabskiej, co zadecydowało o ich militarnym charakterze. Zdyscyplinowana społeczność żydowska kształtowana była w kulcie pracy fizycznej na roli i obrony nowej wspólnoty w walce orężnej [13].
Założenie kibucowej ideologii, to przede wszystkim połączenie syjonizmu z socjalizmem. Podłożem powstania kibuców był niewątpliwie bunt przeciwko prześladowaniom Żydów. Inną przyczynę stanowił także sprzeciw wobec krzywdy i niesprawiedliwości społecznej dotykającej żydowskiej biedoty. Biedota żydowska Rosji, Polski i Niemiec była też tą grupą populacji, do której kibucowe postulaty najbardziej przemawiały [14]. Społeczność kibuców, choć przybywały do niej osoby z całego świata, rekrutowała się głównie z ubogiej ludności żydowskiej. Są kibuce więc reprezentacją konkretnej grupy społecznej i stanowią wyraz jej interesów. Jak zatem widać, nie mamy tu do czynienia z abstrakcyjnymi, wyimaginowanymi oraz idealistycznymi mrzonkami, lecz z konkretnymi, uwarunkowanymi historycznie i materialnie, pragmatycznymi celami.
Co jeszcze jest istotne to fakt, że kibuce stały się niejako przyczynkiem do późniejszego utworzenia państwa Izrael. Choć kierunek jego rozwoju podryfował w zupełnie inną stronę, to jednak nie można kibucom odmówić istotnego wkładu w powstanie tego kraju. Co więcej, kibuce po dziś dzień stanowią potęgę gospodarczą i militarną państwa. Można wręcz powiedzieć, że jedno bez drugiego nie mogłoby istnieć. Trzeba pamiętać, że komuny kibucowe zajmują znaczną część izraelskiego terytorium, na którego terenie egzystują. Biorąc to pod uwagę, łącznie z militarnym charakterem kibuców, zauważyć należy, iż nie dość, że funkcjonują one przy dużym wsparciu Izraela, to jeszcze pewne czynniki decydują o ich kształcie, np. ich roli obronnej. Oznacza to, że społeczność ta musiała jednak poświęcić część swej autonomii i w celu przetrwania dostosować się do warunków narzucanych przez otoczenie. Jak pisze Lewin:
Ten ścisły związek z krajem, jego historią, dawniejszą i najnowszą, ze wszystkimi dziedzinami życia: gospodarką, kulturą, wychowaniem, obronnością – różni w sposób zasadniczy kibuce od większości wspólnot czy komun powstających i działających w innych krajach.[...]I to właśnie stanowi jedną z najbardziej charakterystycznych właściwości fenomenu, o którym mówiliśmy [15].
Choć każdy kibuc ma duży zakres autonomii i nikt nie może się do niego wtrącać, ani niczego mu narzucać, to trzeba jednak wiedzieć, że podlegają one w pewnym stopniu tzw. centrom kibucowym, czyli największym ośrodkom, koordynującym działalność kibuców. Od lat 60’ powołany został również Ogólny Związek Ruchu Kibucowego jednoczącego wszystkie centra w pewnych kwestiach. Pomimo niezależności, niemal od samego początku istnienia żyły one ze sobą w stałej kooperacji, co ważne jest szczególnie dziś, w realiach drapieżnego kapitalizmu. Wzajemna pomoc między kibucami i prężna, a niekiedy scentralizowana organizacja, ważne są też w okresach, kiedy u władzy Izraela panują akurat nieprzychylne kibucom, rządy prawicowe [16]. Należy w tym miejscu zaznaczyć, że przemiany ekonomiczne ’89 roku, pod dużym znakiem zapytania postawiły przetrwanie kibuców. Trzeba pamiętać, że przez ponad pół wieku, to właśnie tzw. kraje bloku wschodniego stanowiły pewną przeciwwagę dla globalnego kapitalizmu, będąc swoistym buforem uniemożliwiającym jego rozprzestrzenianie. W momencie upadku socjalistycznego ustroju we Wschodniej Europie, kibuce stanęły przed nowymi problemami i wyzwaniami. W tym miejscu należy powiedzieć, że na przestrzeni czasu organizacja kibucowego życia ulegała licznym zmianom i to nie tylko na płaszczyźnie ekonomicznej, ale i społeczno-obyczajowej. Kapitalistyczna gospodarka zmusza społeczność kibucową do walki konkurencyjnej i starań poszukiwania opłacalnych gałęzi rozwoju, jednym słowem, dostosowania do wymagań rynku. Przyczyniło się to m. in. do przejścia od gospodarki rolnej do usługowo-przemysłowej, co wiązało się z wykonywaniem monotonnych zajęć, a nawet wprowadzeniem elementów pracy najemnej z koniecznością zatrudnienia robotników spoza kibucu. Należy tu zatem mówić o swoistej koegzystencji kibuców z kapitalistycznym światem [17] . Co więcej, czy nie jest pewną niekonsekwencją, że te socjalistyczne mikrospołeczności finansowane są przez kapitalistyczne państwo? Już sama forma sponsoringu, z jakim mamy przecież w tym przypadku do czynienia, nie do końca chyba idzie w parze z wewnętrznymi założeniami ideowymi kibuców.
Ponadto, gdy bliżej się przyjrzymy, to od razu widać, że w składzie osobowym członków kibuców dokonuje się nieustanna fluktuacja – jedni przychodzą inni odchodzą. Oprócz przychodzących nowych ludzi, którzy mają przecież poza kibucem bliskich i znajomych, zawierane są też małżeństwa z osobami z zewnątrz, nie mówiąc już o służbie wojskowej młodych ludzi (i chłopców, i dziewcząt) [18] . Znaczy to tyle, że nie można tu mówić o całkiem zamkniętej społeczności. Do kibuców dociera wiedza ze świata zewnętrznego (i odwrotnie), a co za tym idzie, również wpływy i wzorce. Dotyczy to zresztą nie tylko osób przybywających spoza kibucu, czy też pierwszego pokolenia, które, choć najbardziej oddane było kibucowej ideologii, to same przecież pochodziło z innego niż kibuc świata, przenosząc stamtąd nieświadomie utarte przekonania, tradycje i przyzwyczajenia na grunt kibucowy. Ale przede wszystkim dotyczy to właśnie dzieci, którym są te tradycje przekazywane i które same prawdopodobnie przekażą je, czy chcą czy też nie, pokoleniu następnemu.
To również ów ferment wydaje się mieć związek z licznymi uchybieniami i wypaczeniami, mającymi miejsce w kibucowym systemie. Jest to jednak nie tyle wynik stosunków panujących w kibucach samych w sobie, ile właśnie pozostałości mentalnych realiów społecznych sprzed kibucu, a także wpływów z zewnątrz. Można tu mówić zjawisku podobnym do tzw. „pierwszej fazy budowy socjalizmu”, o którym pisał Herbert Marcuse. Polega ono na tym, że nowe społeczeństwo nosi jeszcze na sobie znamiona starego, z którego się wyłoniło [19] . Za przykład niech posłuży słusznie wskazane przez Ingę Iwasiów brak rzeczywistej równości i rotacji, związanej z nierównym dostępem do awansu społecznego, ściśle uzależnionym od zajmowanej pozycji w hierarchii społecznej, a także od wykonywanej profesji. Stanowi to oczywiście dowód na to, że mimo założeń to w rzeczywistości z faktycznym socjalizmem, stosunki w kibucu wspólnego miały niewiele.
Jeszcze innym trafnie wskazanym mankamentem, na który trzeba zwrócić uwagę, będzie niewątpliwie zmuszanie wszystkich kobiet do pracy w domach dzieci, bez względu na ich rzeczywiste predyspozycje czy osobiste aspiracje [20] .
Nasz system nie był łaskawy dla kobiet. Przeciwnie. Nawet panny i młode dziewczyny, wręcz dziewczynki, już od siódmej klasy zatrudniano w domach dzieci, gdzie zawsze brakowało rąk do pracy. Domy te miały rzekomo uwolnić kobiety od ciężaru opieki nad dziećmi, ale w praktyce stały się dla nich więzieniem – tyle że opiekować musiały się już nie własnymi, tylko cudzymi pociechami. W pracy panowało równouprawnienie, ale dotyczyło wyłącznie kobiet – matek i panien, nie obowiązywało mężczyzn, z wyjątkiem sobotniego dyżuru w domu dzieci raz na pięć tygodni [21] .
Trafnie została tu zwrócona uwaga na to, że choć uwolniono kobiety z przynależności do tzw. „przestrzeni prywatnej”, to jednak dokładnie taki sam podział pracy funkcjonuje również na gruncie przestrzeni publicznej. Jest to swoją drogą kolejny dowód na płynność i umowność tego co prywatne oraz tego, co publiczne i że przestrzeń prywatna i publiczna to w gruncie rzeczy tylko dwie różne strony jednych i tych samych stosunków społecznych. Poza tym, zmuszanie kobiet do pracy w domach dzieci mija się z celem również dlatego, że rezygnacja z rodzinnego modelu wychowania ma sens tylko wtedy, jeśli idzie za tym powierzanie funkcji wychowawczych osobom, które rzeczywiście mają w tej materii odpowiednie kompetencje i powołanie. Chodzi tu przecież o to, by dzieci przestały być traktowane jako własność. Posiadanie zdolnych do rozrodu gonad płciowych nie predestynuje z tej perspektywy jeszcze do wychowywania i bycia rodzicem. Wbrew bowiem temu, co się dziś obiegowo mówi, przyjęty w kibucu model wychowania nie miał wcale służyć uniformizacji czy większej uległości wobec systemu, ani nawet wyzwoleniu kobiet.
Aleksander Lewin podkreślał, że dzieci z kibuców w porównaniu z rówieśnikami z innych rejonów są dużo inteligentniejsze, bardziej niezależne i „dorosłe” mentalnie. Z kibucowego wychowania rekrutowało się wielu wielkich artystów, naukowców, techników itp. Kibuce osiągają też najlepsze wyniki w całym Izraelu, jeśli chodzi o skuteczność pracy, sztukę wojenną, rezultaty w toku nauki szkolnej i studiów wyższych. Przyjęty przez kibuc model wychowania wiązał się z równością życiowego startu, dostępu do edukacji oraz kultury [22] . Nie mówiąc już o socjalizacji w grupie rówieśniczej umożliwiającej nabycie kompetencji społecznych. Głównym celem kolektywnego wychowania był więc równy start w dorosłe życie oraz nieograniczony i swobodny dostęp do indywidualnego samorozwoju. Pomogło to w znacznej mierze wyeliminować takie problemy, jak dziedziczenie biedy, czy statusu społecznego. Dawało możliwość rzeczywistego samodecydowania o sobie nieskrępowanego zamożnością, poglądami, czy ambicjami rodziców, ani piętnem pochodzenia. Konsolidacja i solidaryzm społeczny nie muszą w tym wypadku jak się okazuje, wcale wykluczać indywidualnego rozwoju jednostki, a wręcz przeciwnie, mogą być dla niego szansą. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę sama autorka, pisząc:
Do czasu aż skończyliśmy osiemnaście lat, nieustannie byliśmy razem: w klasie, w pracy, w towarzystwie i w ruchu. Zgodnie z koncepcją przyjętą w kibucach Haszomer Hacair wychowanie do socjalizmu zaczęło się tuż po urodzeniu i zakładało ograniczenie ingerencji dorosłych (bo prowadziłoby to do odtworzenia stosunku zależności dzieci od rodziców i naruszenia zasad egalitaryzmu). Szliśmy przez życie w grupie rówieśniczej, bez rodziców, bez starszego czy młodszego rodzeństwa, bez hierarchii. Nazywano to „grupą równych sobie”.[...] [...]Nie chodziło o produkowanie identycznych ludzi, lecz o równość szans, która pozwoli każdemu maksymalnie wykorzystać swoje możliwości [23]..
Kibucowy model wychowania zdołał pogodzić dwa wydawałoby się sprzeczne, a jednak jakże często występujące obok siebie, postulaty pedagogiczne. Zachowanie autonomii dzieciństwa z jednej strony, i zatarcie kulturowej opozycji między dzieciństwem a dorosłością, z drugiej. I tak, świat dzieci był szczelnie oddzielony od świata dorosłych, co wyzwalało jednych i drugich od wzajemnej presji i sprawowanej kontroli, ale był on też skonstruowany poniekąd na wzór tego świata. Analogicznie do gospodarstwa dorosłych funkcjonowało takie samo prowadzone przez dzieci, które było miniaturowym odzwierciedleniem kibucu ze wszystkimi problemami. Planowano także utworzenie dziecięcych komisji, mających na celu wdrażanie do wykonywania zadań związanych z zarządzaniem gospodarstwem [24] . Oprócz tego, same dzieci organizowały nieformalne zebrania kibucu, na którym obradowały w ustalonych przez siebie sprawach [25] . Pozwalało to przygotować młodych ludzi do dorosłego życia poprzez kształtowanie w nich postawy wspólnej odpowiedzialności, niezależności i samodzielności.
A jednak mimo to, od dłuższego czasu obserwuje się powrót do tradycyjnych form wychowania i wzrostu roli rodziny. O tęsknocie dzieci za rodziną pisze Jael Neeman:
(...)Tęsknota części kibucowych dzieci za rodziną, której nie miały, była w istocie tęsknotą za ideą, która już wtedy była i do dziś pozostawała dla nich niepojęta, powiedzmy, że była czymś w rodzaju tęsknoty diaspory żydowskiej za Jerozolimą . [26],
Czyżby odezwał się głos naturalnych instynktów? A może raczej wynika to z podpatrzonych przez najmłodsze pokolenia wzorców zachodnich mód? Jaką rolę odegrały w tym wszystkim oszczerstwa i oskarżycielskie wobec kibuców mowy oraz natrętne nagabywania zachodnich, a zwłaszcza amerykańskich psychologów i lekarzy ? [27] Z wypowiedzi autorki wywnioskować można w zasadzie, że tęsknota członków kibucu za doświadczeniem rodziny, jak i w ogóle za życiem miejskim, to nie tyle tęsknota za odebraną, ukrytą „za kurtyną” rzeczywistością, ile raczej pewnym wyobrażeniem o niej, które jak już wiemy potrafi być mocno przejaskrawione i wyidealizowane. Poza tym, trudno powiedzieć, czy gdyby nie była to idea znana członkom kibucu przynajmniej jako pojęcie, to czy takie pragnienie w ogóle pojawiłoby się. Można z dużym prawdopodobieństwem przypuszczać, że gdyby nie wiedziały, że coś takiego istnieje, stan rzeczy, który zastały, uznałyby za naturalny. Tak samo jak my uważamy za naturalne warunki w jakich sami żyjemy. Właściwie to opisywaną przez Jael Neeman potrzebę rodziny zarówno w kibucu, jak i poza nim, rozpatrywać można w kategoriach dokonanego przez Marcusego podziału potrzeb na prawdziwe i fałszywe. Potrzeby fałszywe definiowane będą tu jako narzucone jednostce w procesie jej represjonowania przez partykularne grupy interesów społecznych. Mają one utrwalać społeczne status quo. Są wytworami społeczeństwa, którego interes wymaga represji nawet, jeśli poprzez zaspokajanie ich jednostka doznaje przyjemności, uznając te potrzeby za własne. Właściwie idąc tropem myślenia Marcusego, dochodzimy do wniosku, że historycznie uwarunkowane, czyli „fałszywe” są wszystkie potrzeby człowieka. Już same kategorie prawdziwości i fałszywości oraz ich obiektywność, są w tym wypadku całkowicie historyczne. Któż bowiem przy przy obecnym stopniu kulturowego zawoalowania mógłby odgadnąć, które z naszych potrzeb są „prawdziwe”, a które nie ? [28]
Zresztą nieprawdą jest, że dzieci z kibuców pozbawione były rodziny całkowicie, bo spotykały się jednak codziennie z rodzicami. Oprócz tego, wyjeżdżały co roku z nimi do miasta na tygodniowe wakacje. Znaczy to, że choć w sposób bardzo ograniczony i szczątkowy, to jednak pewnej namiastki rodziny, czy też w ogóle „pozakibucowego” życia miały możliwość zaznać. W sposób być może zbyt mały by wpłynęło to na nie znacząco, ale wystarczający, by domyśliły się, że jest coś takiego i by mogły podejrzewać, że „coś im zabrano”, oraz że są jeszcze inne modele życia niż ten, który znają z autopsji. W związku z tym, trudno tutaj mówić o rzeczywistym i całkowitym braku zewnętrznych odniesień, za którym opowiadała się większość rozmówców na spotkaniu. Gdyby faktycznie tak było, to w stosunku do czego i na podstawie jakich kryteriów niby mieliby mieszkańcy kibucu wykształcić krytykę własnej organizacji?
Taki stopień świadomości wystarczy do wytworzenia się potrzeby lub tęsknoty, nawet za czymś, czego się dokładnie nie poznało i może tylko dlatego, że się tego dobrze nie zna. Poza tym, świadomość mieszkańców kibucu o istnieniu innych niż ich własnych modeli społecznego współżycia, i tak wydaje się przewyższać poziom tego typu wiedzy wśród np. przeciętnego Europejczyka czy Amerykanina, którzy swoje wartości i poglądy uważają za naturalne, jedyne i niepodważalne, a wszelkie odstępstwa od nich za wynaturzenie i odchylenie od tzw. „normy”.
Trzeba tu dodać, że wzrost pozycji rodziny równoległy jest w kibucach ze wzrostem liczby opuszczających go osób, co z kolei niewątpliwie przyczynia się w dużej mierze do jeszcze większego „otwierania się” kibucowego świata. Siłą rzeczy, nawet do kibucu różnymi drogami docierają sygnały czy wpływy z obcej rzeczywistości. A że obraz z niej płynący często bywa zniekształcony i wyidealizowany to już inna sprawa. I to w tym właśnie należy dopatrywać się wszelkich przemian, jakie przeszły na przestrzeni swoich dziejów kibuce. Prawidłowość ta może również przesądzać o ewentualnej porażce kibuców, jeśli w ogóle można o czymś takim mówić, a także w ogóle krótkotrwałości wszelkich tego typu zamkniętych, wyizolowanych, czy monastycznych form organizacji życia społecznego, z którymi do czynienia mamy przecież od zarania dziejów. Otóż, okazuje się, że kibuce to najlepszy dowód na to, że tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak społeczność hermetyczna czy autonomiczna. Dlatego też, żadnej, nawet najbardziej wyizolowanej mniszej sekty nie należy rozpatrywać w oderwaniu od warunkujących ją historycznych i materialnych okoliczności. Wszystkie grupy społeczne, również te autonomiczne i zamknięte funkcjonują w końcu w historii, nie zaś poza nią. Nawet najbardziej zamknięta grupa kontaktuje się ze światem już to poprzez wspomnianą wymianę ludności lub wyjazdy, już to pokoleniowy przekaz tradycji, a także poprzez powiązanie najrozmaitszymi nićmi wzajemnych zależności. To samo dotyczy zresztą również żyjących na uboczu czy marginesie, wyalienowanych jednostek. W zasadzie, to historycznie uwarunkowany jest również sam fakt lub stopień wyalienowania czy też wyobcowania grup lub pojedynczych osób, bo samo zjawisko izolacji to też przecież splot stosunków historycznych i społecznych. Każda tego typu wyizolowana społeczność o charakterze alternatywnym wywodzi się przecież i niejako powstaje wobec stosunków społecznych, które chce zanegować, a więc w pewnym sensie samo jej wyodrębnienie się, to również wytwór tychże stosunków, będące w pewnym sensie, siłą rzeczy ich częścią.
Zatrzymajmy się jeszcze przy samej formule literackiej utworu Jael Neeman. Na dyskusji dotyczącej kibucu nieprzypadkowo do czynienia mieliśmy z autobiografią, gatunkiem nota bene, dzisiaj bardzo modnym. Być może wynika to z tego, że pociąga on za sobą wiele konsekwencji nie tylko literackich, ale przede wszystkim etycznych. Implikacje, jakie nasuwa autobiografia, to m. in. rehabilitacja subiektywizmu, jednostkowości i indywidualnego świadectwa. Jest to gatunek bardzo ważny szczególnie z punktu widzenia wielu metodologii poststrukturalistycznych, które dopatrują się w nim echa głosów prywatnych, pomijanych, spychanych na margines. Osobiste doświadczenie jednostki, przez swój autentyzm stanowić ma prawdziwy, wolny od wszelkiej propagandy obraz rzeczywistości społecznej, będąc tym samym swoistym studium przypadku. A jednak nawet najbardziej intymna i pełna szczerości relacja jednostki uwikłana jest w tę rzeczywistość uwikłana, co tyczy się również czynników propagandowych, którymi niejednokrotnie, nie zdając sobie sobie z tego sprawy, jest przesiąknięta. Należy się w tym miejscu zastanowić, czy w ogóle możemy sądzić o jednostce czy społeczeństwie na podstawie tego, co same o sobie myślą i ich własnej samoświadomości. Znaczy to tyle, że zarówno sama jednostka, jak i przedstawiony w jej narracji obraz samej siebie i otaczającej ją rzeczywistości, to wynik oddziałujących na nią rozmaitych dyskursów nabytych w toku socjalizacji. Można więc tu raczej mówić o intersubiektywnej, niż stricte subiektywnej narracji, niezależnie czy mamy do czynienia z zaangażowanym politycznie świadectwem, czy też osobistą spowiedzią. Oznacza to, że nawet jeśli posługujemy się perspektywą „ja”, to i tak nie da się w żadnych okolicznościach uniknąć zawartej w niej kolektywnej perspektywy „my”.
Nie mówiąc już o tym, że postać bohatera utworu biograficznego, to często rozmyślnie zaplanowana kreacja. Nawet jednak jeśli tak nie jest, nie zmienia to faktu, że każdy, ale to każdy utwór również o charakterze autobiograficznym stanowi bez wyjątku, kreację. Świat przedstawiony w autobiografii to świat wykreowany już choćby z tego banalnego powodu, że do jego nakreślenia niezbędne jest użycie języka, który z samej swej istoty jest konwencjonalny. Autor utworu autobiograficznego posługuje się środkami estetycznymi, stylistycznymi i figurami retorycznymi czy tego chce, czy nie, nawet jeśli nie robi tego świadomie. Co więcej, okazuje się, że konwencjonalna może być też paradoksalnie sama autentyczność przekazu jako postulat artystyczny.
Po pierwsze dlatego, że obrastając w tradycję ugruntowuje się jako pewien gatunek pisarski, nabierając wyznaczników, które same w sobie zyskują status chwytów retorycznych. Emocjonalność, obfitość szczegółów i epizodów z prywatnego życia niekiedy dosadnie przekraczających granice intymności, skojarzeniowość i anegdotyczność, przypisywanie znaczenia przedmiotom, to tylko niektóre. Wiele z nich, jak choćby skrupulatny opis detali codziennego życia, czy mowa przedmiotów, znaleźć możemy w dziele Jael Neeman. Te i inne tropy stylistyczne nakierowują niejako czytelnika na konkretne odczytanie danego tekstu jako autobiografii, powieści, kryminału itp. Okazuje się więc zatem, że kształtowane przez kulturę i literacką tradycję są nie tylko sposób przedstawienia danego komunikatu, ale również jego recepcja.
Po drugie, autentyczność utworu autobiograficznego jest konwencją właśnie dlatego, że da się sformułować jako postulat, co znaczy, że stanowi pojęcie i dyskurs. Konstruowany jest on bowiem w odniesieniu do konwencjonalności, sztuczności i wyrachowania, którym zostaje przeciwstawiony. Mamy tu do czynienia z metafizycznymi opozycjami tego co prawdziwe i fałszywe, szczere i zakłamane, naturalne i sztuczne. Czyżby zatem zwrot autobiograficzny nosił w sobie znamiona myślenia romantycznego? Znaczyłoby to, że konwencjonalny jest nawet sam podział na autentyczność i konwencjonalność literackiego przekazu, na tej samej zasadzie co podział potrzeb na prawdziwe i fałszywe u Marcusego. Tak czy inaczej, dopiero gdy to wszystko weźmiemy pod uwagę, będzie mogło czytanie tekstów biograficznych stanowić element pełnowartościowego obrazu opisywanych w nich rzeczywistości i realiów.
Należy sobie w tym miejscu zadać pytanie, czy bunt głównej bohaterki dzieła Jael Neeman przeciwko kibucom i jej decyzję o wybraniu innej niż kibucowa drogi życiowej rzeczywiście nazwać można stawaniem się jednostką lub dojrzewaniem do indywidualizmu? A może mamy tu raczej do czynienia z przejawem poddania się jeszcze jednej kolektywnej fali czy modzie, a także społecznej presji i biernego podporządkowania się jej? Trudno jednoznacznie orzec czy powinniśmy tu mówić o doświadczeniu wyindualizowania, czy raczej stania się częścią jakiegoś kolejnego masowego zachłyśnięcia i fascynacji poczuciem złudnej wolności.
Bibliografia:
Neeman J., Byliśmy przyszłością, przeł. Jawor-Polak A., Wołowiec 2012
Barrett- Kriegel B., Królobójstwo – rodzicobójstwo [ w : ] Foucault M., Ja, Piotr Rivere, skorom już zaszlachtował moją matkę, moją siostrę i brata mojego... Przypadek matkobójcy z XIX wieku, przeł. Komendant T., i Wilczyński G., Gdańsk 2002, s. 237 – 245.
Lewin A., Kibuce w Izraelu. Utopia czy rzeczywistość? Warszawa 1992.
Marcuse H, Społeczeństwo jednowymiarowe, [ w : ] tegoż: Człowiek jednowymiarowy. Badania nad ideologią rozwiniętego społeczeństwa przemysłowego, przeł. Konopacki S., Koenig Z., Chwieśko A., Ćwirko-Godycki M., Kozłowski M., Gromczyński W., Warszawa 1991, s. 17 – 114.
źródło internetowe: Althusser L. ,Ideologie i aparaty ideologiczne państwa. Wskazówki do badań, [w:] L. Althusser, Positions, Editions sociales, Paris 1976. Przekład: Andrzej Staroń. [ źródło : ] http://www.nowakrytyka.pl/spip.php?article374 [ dostęp: 2. 06. 2014 ]
[1] J. Neeman, Byliśmy przyszłością, przeł. A. Jawor-Polak, Wołowiec 2012, s. 5 – 20.
[2] Tamże, s. 165 – 166.
[3] Tamże, s. 97 – 98.
[4] Ideologie i aparaty ideologiczne państwa. Wskazówki do badań, [w:] L. Althusser, Positions, Editions sociales, Paris 1976. Przekład: Andrzej Staroń.[ źródło : ] http://www.nowakrytyka.pl/spip.php?article374 [ dostęp: 2. 06. 2014
[5] Tamże
[6] B. Barrett- Kriegel, Królobójstwo – rodzicobójstwo [ w : ] Michael Foucault, Ja, Piotr Rivere, skorom już zaszlachtował moją matkę, moją siostrę i brata mojego... Przypadek matkobójcy z XIX wieku, przeł. Tadeusz Komendant i Grzegorz Wilczyński, Gdańsk 2002, s. 237 – 245.
[7] J. Neeman, Byliśmy przyszłością, dz. cyt., s. 25 – 80.
[8] Tamże, s. 16 – 17.
[9] Tamże, s. 200.
[10] A. Lewin, Zbliża się rok 2000 [ w : ] tegoż: Kibuce w Izraelu. Utopia czy rzeczywistość? Warszawa 1992, s. 90.
[11] Tamże., s. 10 – 11.
[12] Tamże, s. 13 – 14.
[13] Tamże, s. 15 – 20.
[14] Tamże, s. 17 – 18.
[15] Tamże, s. 19 –20.
[16] Tamże, s. 30 – 56.
[17] Tamże, s. 44 – 81.
[18] Tamże, s. 57 – 92.
[19] H. Marcuse, Społeczeństwo jednowymiarowe, [ w : ] tegoż: Człowiek jednowymiarowy. Badania nad ideologią rozwiniętego społeczeństwa przemysłowego, przeł. S. Konopacki, Z. Koenig, A. Chwieśko, M. Ćwirko-Godycki, M. Kozłowski, W. Gromczyński,Warszawa 1991, s. 65.
[20] J. Neeman, dz. cyt., s. 129.
[21] Tamże.
[22] A. Lewin, Dzieci w kibucu, dz. cyt., s. 57 – 75.
[23] J. Neeman, dz. cyt., s. 197 – 188
[24] Tamże, s.125 – 126.
[25] Tamże, s. 32.
[26] Tamże, s. 8.
[27] Aleksander Lewin powołuje się tym miejscu na badania amerykańskiego lekarza psychologa, Bruno Bettelheima, który pisał jakoby w pionierskim okresie dzieci były odrzucane przez rodziców [por. A. Lewin, Dzieci w kibucu, dz. cyt., s. 61.]. Bardzo popularne są również oskarżenia, jakoby w kibucach przemocą „wyrywano” rodzicom ich [sic!] dzieci, co przyrównywane jest często z poborami do Hitlerjugend [B. W.].
[28] H. Marcuse, Społeczeństwo jednowymiarowe, [ w : ] dz. cyt., s. 20 – 25.