Nk on-line

Prekariat - nic nowego!

02/11/2014

TYMOTEUSZ KOCHAN

Prekariat - nic nowego!

/ o książce Guya Standinga "Prekariat - nowa niebezpieczna klasa" /

Postępująca tymczasowość zatrudnienia, którą obserwować możemy w Europie, zaczęła przyjmować coraz większe rozmiary. Praca śmieciowa, praca na umowę zlecenie i ciągła niepewność kształtuje obecnie całe pokolenia społeczeństw europejskich. Nic dziwnego, że problem ten zaczął być dostrzegany i traktowany poważnie nie tylko przez organizacje tradycyjnie skupione na walce o prawa pracownicze, ale i przez środowiska naukowe, przez mainstreamowych polityków i innych. W Polsce nakładem wydawnictwa PWN [1] ukazała się właśnie najgłośniejsza książka poświęcona tej tematyce, autorstwa brytyjskiego socjologa, Guya Standinga, uznawanego powszechnie za twórcę i największego propagatora określenia “prekariat”.

Prekariat – nowa niebezpieczna klasa” to pozycja o tyle interesująca, że dociera do Polski w sytuacji, kiedy samo pojęcia “prekariatu” od dawna już – w głównej mierze za jej sprawą - funkcjonuje w obiegu akademickim, medialnym i nawet potocznym. Książka Standinga stanowi do pewnego stopnia punkt zwrotny w socjologicznym dyskursie, który w ostatnich latach rzadko skupiony był na problemach pracy i związanych z pracą kwestiach dotyczących polityki społecznej, czy polityki ekonomicznej. Proponowane przeze mnie czytanie “Prekariatu” to czytanie z perspektywy teorii krytycznej, wolne od uprzedzeń, lecz traktujące książkę Standinga w sposób poważny, zasługujący na pełnowartościową krytykę przedstawionych przez niego tez.

Prekariat – nowa niebezpieczna...klasa?

Podstawowym założeniem wyrażanym przez Standinga pozostaje założenie o pojawieniu się nowej, “niebezpiecznej” (tak w tytule) klasy społecznej, którą jego zdaniem jest prekariat. Z szerszym pojawieniem się prekariatu mamy do czynienia zdaniem autora w okresie po latach 70-tych, kiedy to do głosu dochodzić zaczynają koncepcje neoliberalnego kapitalizmu. Rokiem narodzin proletariatu jest dla Standinga rok 1968, ponieważ “odrzucono wtedy społeczeństwo przemysłowe i jego bezbarwny model socjaldemokratyczny” [2] Prekariat i prekarność zatrudnienia Standing traktuje więc jako zjawisko nowe i rodzące się w ostatnich dekadach XX-wieku. Zdaniem autora prekariat różni się m. in od proletariatu niepewnością i niestałością, zatrudnienia:

"Miliony ludzi w zamożnych i wschodzących gospodarkach rynkowych weszły w skład prekariatu. Okazał się on zjawiskiem zupełnie nowym, choć padał na niego cień przeszłości. Prekariat nie był częścią “klasy robotniczej”, czy “proletariatu”. Te kategorie sugerowałyby społeczeństwo złożone przede wszystkim z pracowników o długoletnim, stabilnym zatrudnieniu i normowanym czasie pracy, z utrwalonymi ścieżkami awansu; pracowników należących do związków zawodowych, objętych umowami zbiorowymi, pracujących na stanowiskach, których nazwy zrozumieliby ich rodzice, pracowników znających nazwiska i cechy swoich pracodawców". [3]

W następnych fragmentach Standing stara się też przedstawić definicję prekariatu, choć sam zauważa problemy stąd wynikające. Standing widzi więc prekariat jako z jednej strony po prostu grupę społeczną, która wykazuje cechy “niepewności” [precarious], a z drugiej jako określony produkt naszych czasów. Pojawia się też twierdzenie, jakoby prekariat był obecnie klasą “w procesie tworzenia” i jeszcze nie był “klasą dla siebie w rozumieniu Marksowskim” [4] . Absolutnie negując marksowski, czy nawet weberowski, lub oparty na rozróżnieniu form własności sposób definiowania klas społecznych, a także na swój sposób definiując i sam proletariat Standing przedstawia własną typologię klas społecznych, w ramach której wyróżnia siedem klas:

  Elity (panujące nad światem grupy najbogatszych z list najbogatszych),

 Salariat (zatrudnieni wciąż na stabilny etat pracownicy nie odczuwający prekarności),

 Proficians (osoby uzyskujące wysokie dochody, konsultanci i niezależnie pracujący na własny rachunek),

 Pracownicy Fizyczni (rdzeń dawnej klasy robotniczej i proletariatu, jego resztki),

 Prekariat,

 Bezrobotni oraz

 "Osobna grupa źle przystosowanych społecznie ludzi żyjących na marginesie społeczeństwa” [5].

Autor świadomie przy tym odrzuca alternatywne rozumienie klas społecznych, uważając, że niestabilność zatrudnienia i pracy obecnych prekariuszy jest przy tym na tyle wyjątkowa historycznie, że prekariat staje się klasą właśnie ze względu na swą niespotykaną sytuację i wspólnotę społecznego położenia. Na potwierdzenie swych wniosków i wyjątkowości prekariatu Standing przedstawia też tabelę p.t “Rodzaje bezpieczeństwa związanego z pracą w epoce przemysłowej” [6] , gdzie wymienia: bezpieczeństwo na rynku pracy, bezpieczeństwo zatrudnienia, bezpieczeństwo miejsca pracy, bezpieczeństwo pracy (BHP), bezpieczeństwo reprodukcji umiejętności, bezpieczeństwo dochodu, czy bezpieczeństwo reprezentacji.

Sam prekariat jest ostatecznie dla Standinga bardzo szeroką grupą ludzi, których cechuje specyficzne ograniczenie praw, życie w niepewności, przy jednoczesnej dominacji nietrwałych form zatrudnienia. Prekariuszami mogą więc być jednocześnie: nietrwale zatrudnieni biedacy, nietrwale zatrudnione dzieci zamożnych rodziców, pracownicy call center, pracujący na własny rachunek artyści, imigranci z najuboższych państw świata pracujący w np. UE, ludzie na kierowniczych stanowiskach przerzucani do różnych prac, stażyści i dorabiający studenci, czy niestale zatrudnieni seniorzy dorabiający do swojej standardowej emerytury. Standing stwierdza wprost, że w wielu krajach prekariat stanowi dziś obecnie przynajmniej 25% dorosłej populacji, rysując też konflikt pomiędzy proletariuszami a prekariuszami i stwierdzając daleką bezużyteczność związków zawodowych w walce o prawa prekariuszy.

Obszerność tej grupy społecznej jest więc bardzo znacząca a jej zawartość niezwykle nieprecyzyjna pod względem ekonomicznym, choć w zdecydowanej większości przypadków prekariat de facto mieści się w klasie społecznej “proletariatu” – czyli pracowników najemnych utrzymujących się z płacy roboczej uzyskiwanej dzięki swojej indywidualnej sile roboczej.

Klasa społeczna w rozumieniu Standinga wolna jest też od kwestii poziomu zamożności, czy własności środków produkcji, a bycie sprekaryzowanym oznacza po prostu “być poddanym presji i doświadczeniom prowadzącym do niepewnej egzystencji, życia w teraźniejszości, bez tożsamości zapewniającej poczucie bezpieczeństwa, jak również bez szansy rozwoju osiąganego przez pracę i styl życia” [7] .

Z perspektywy marksistowskiej i z perspektywy teorii krytycznej definiowanie klas w ten sposób zaciemnia ogląd systemu kapitalistycznego i ogranicza możliwości jego analizowania. Przyjmując standingowski model stratyfikacji społecznej, ocierający się momentami o socjologię liryczną, nie dowiemy się niczego o wartości dodatkowej, o pochodzeniu kapitału, nie poznamy też źródeł wyzysku – zamiast tego uzyskamy natomiast specyficzny, w dużej mierze arbitralny, model klas podzielonych ze względu na pozycję majątkowo-egzystencjalną, model wsteczny pod większością względów w stosunku do ram teoretycznych proponowanych już w XIX-wieku przez klasyków socjologii.

Niezwykle wątpliwa wydaje się być także teza autora dotycząca momentu historycznego i genezy prekariatu. Niepewność zatrudnienia, niepewność egzystencji i brak poczucia bezpieczeństwa to wybitnie cechy proletariatu, tak samo XIX-wiecznego, jak i XX-wiecznego, nie wspominając nawet o sytuacji krajów Globalnego Południa, gdzie tego typu egzystencja na trwale wpisana została w krajobraz stosunków pracy. Opisując więc bezpieczeństwo związane z pracą w epoce przemysłowej autorowi chodzi więc raczej nie o XIX-wieczny kapitalizm przemysłowy, kiedy to w fabrykach pracowały dzieci a proletariuszy przyjmowano do pracy na tygodniówki i wymieniano jak zużyte baterie, lecz o krótki okres w historii kilku najbogatszych państw zachodniego kapitalizmu, kiedy to polityka welfare state pozwoliła na chwilowe (i także całkowicie niepewne i nieuniwersalne) polepszenie się warunków życia pracowników najemnych. Autor abstrahuje przy tym kompletnie od kwestii wpływu na warunki pracy na globalnym rynku międzynarodowego ruchu socjalistycznego i istnienia Bloku Wschodniego, które miały przecież olbrzymie znaczenie dla polepszania się poziomu życia krajów Zachodu. Podobnie ich słabość/nieobecność ma też wpływ na pogarszanie się tych warunków teraz. Tego typu eurocentryzm i niespójne, nieprecyzyjne stanowisko w kwestii historii światowego ruchu robotniczego przewijają się także w dalszych fragmentach książki.

“Chindie”

Pisząc o przyczynach prekaryzacji w Europie Standing wskazuje na “Chindie”, nazywając w ten sposób Chiny razem z Indiami. Autor stwierdza nawet, że “Gospodarki wschodzące będą nadal głównym czynnikiem powodującym wzrost prekariatu.” [8] Autor wymienia też liczby zgodnie z którymi przed globalizacją rynek pracy liczył około 1 miliarda pracowników, by w 2000 roku wzrosnąć do 1,5 miliarda i później za sprawą “Chindii” oraz “dawnego bloku sowieckiego” dodać kolejne 1,5 mld osób. Zdaniem Standinga “Nowi przybysze wnieśli niewielki kapitał i bardzo niski poziom płac, zmieniając tym samym światowy współczynnik technicznego uzbrojenia pracy i znacznie osłabiając pozycję negocjacyjną robotników poza Chindiami” [9] . W dalszych fragmentach czytamy też, że Chiny przyczyniły się do globalnej nierówności dochodów na wiele sposobów, co czyni Chiny “najbardziej “kapitalistyczną” gospodarką w historii [10] ".

O ile łatwo przyznać rację autorowi w kwestii znaczenia Chin dla światowego rynku pracy, o tyle jego analiza przyczyn wzrostu prekariatu wydaje się być niezwykle mocno skrzywiona perspektywą najbardziej uprzywilejowanych państw europejskich. To bowiem nie gospodarki wschodzące są odpowiedzialne za prekaryzację w Europie, ale to europejski i zachodni kapitał emigrujący do krajów Trzeciego Świata uruchamia tamtejsze rynki pracy, wybierając tanią siłę roboczą i porzucając tym samym swoje ojczyzny, których jak wiemy kapitał przecież nie ma. W związku z tym “kapitalistyczność” Chin nie jest więc wcale cechą immanentną gospodarki chińskiej, lecz efektem działania globalnego (głównie pierwotnie zachodniego) kapitału, który posiada określone tendencje i zachowuje się w określony sposób jeśli nie podda się go znaczącej regulacji. Wizja zła chińskiego kapitalizmu stale dominuje w perspektywie Standinga i nie czyni on też wcale przedmiotem swej analizy skoku cywilizacyjnego, jaki dokonał się w Chinach w ostatnich dekadach, nie zastanawia się też specjalnie nad sytuacją i historią Chin, by zrozumieć ich uwikłanie w światowy imperializm i kolonializm oraz związane z tym zniszczenia z przeszłości.

Trudno jest się też zgodzić z autorem, kiedy czytamy o “wnoszeniu niewielkiego kapitału” przez kraje Trzeciego Świata i byłego Bloku Wschodniego do globalnej gospodarki kapitalistycznej. Z perspektywy Polski, której rozwinięty przemysł wraz z dorobkiem pokoleń został po 1989 roku rozkradziony i która obecnie zdominowana jest przez zagraniczne koncerny i zagraniczny kapitał, mamy raczej poczucie, że nastąpiła tu odwrotna “transakcja” i to nasz kapitał ulotnił się w raczej określonych kierunkach, szybko i sprawnie. Także i dziś, kiedy gospodarki Trzeciego Świata, czy krajów półperyferyjnych takich jak Polska, żyją głównie produkując, wydobywając i eksportując na użytek najbogatszych państw Zachodu możemy mówić raczej o kapitale sponsorowanym przez Trzeci Świat, niż o (jak to widzi Standing) deregulowaniu zachodnich, bogatych gospodarek przez ekspansywne niskie stawki i biedę krajów “rozwijających się”.

W dalszych fragmentach książki Standing dobrodusznie staje po stronie imigrantów [11] broniąc ich praw i podsuwając m. in. pomysł deregulacji zawodów w krajach europejskich, co mogłoby umożliwić imigrantom wejście w obszar niektórych dotychczasowo ekskluzywnych zawodów – autor jednak ani przez moment nie zastanawia się nad polityką zagraniczną krajów europejskich, USA i NATO oraz jej konsekwencjami dla światowego rynku pracy. Ostatecznym następstwem propozycji Standinga byłoby tworzenie się globalnych imperiów łaskawie przyjmujących niektórych imigrantów i globalnych slumsów, gdzie nikt nie chciałby ani mieszkać, ani pracować. Samo zjawisko imigracji jest przy tym fundamentalnie powodowane przez niskie zarobki, niską jakość życia, wyzysk, wojny i inne nieszczęścia, które dotyczą krajów nieuprzywilejowanych. Rozwiązaniem problemu przymusowych imigrantów jest w istocie właśnie rozwiązywanie problemów gospodarczych i życiowych poszczególnych państw. Imigracja zarobkowa niewiele ma bowiem dziś wspólnego z dobrowolną turystyką i oddolnymi marzeniami, jest za to konsekwencją tego, czemu przyklaskuje z aprobatą sam Standing – rentierstwa, w tym łupieżczej polityki Zachodu wobec krajów Globalnego Południa, które Standing ocenia wybitnie pozytywnie:

Bogate kraje muszą zaakceptować fakt, że są gospodarkami rentierskimi. Nie ma nic złego w inwestowaniu kapitału w gospodarkach wschodzących oraz w otrzymywaniu godziwej dywidendy z tych inwestycji [12].

W ten sposób autor kończy swoją rozprawę nad skutkami działań funduszy inwestycyjnych w krajach Trzeciego Świata, co jest też niezwykle zabawne, jeśli zestawimy to z fragmentami, w których pochyla się on z litością nad fabrykami zachodnich koncernów, gdzie trzecioświatowi pracownicy są wyzyskiwani aż do skutku śmiertelnego włącznie.

Ten straszny laburyzm

Pośród swoich politycznych (i teoretycznych) wrogów Standing widzi również obóz, czy też zjawisko określone przez niego mianem labouryzmu. W ten sposób nazywa on politykę europejskich partii socjaldemokratycznych z okresu welfere state. Zdaniem Standinga stałość zatrudnienia może obniżać zdolność do pracy, nie widzi on też większych różnic pomiędzy dyktatem rynku neoliberalnego a socjaldemokratyczną, czy socjalistyczną polityką świadczeń społecznych. Generalnie Standing opowiada się za pełnym utowarowieniem płacy, twierdząc jednocześnie odważnie, że w Związku Radzieckim panował dyktat rynku, ponieważ “uprawnienie do większości świadczeń zależało od regularnego uczestnictwa w rynku pracy, lub od tego, że stałą i stabilną pracę miał “żywiciel rodziny” [...] – w związku z czym autor stwierdza, że w Związku Radzieckim panowała – [...] “fikcyjna dekomodyfikacja” – robotnicy, by uzyskać te formy dochodu społecznego, musieli zgodzić się na dyktat rynku – a to nie to samo, co stwierdzenie, że dochód został wyzwolony od rynku. [13]” I choć w przypadku Związku Radzieckiego ‘dyktat rynku’ (o jakim rynku jednak może być mowa w wypadku państwa z centralnie sterowaną gospodarką?) jest zdaniem autora dowodem na kompromitację i plajtę tego systemu, to w późniejszych fragmentach sam wzywa on do pełnego utowarowienia pracy w warunkach kapitalizmu i liberalnego, wolnego rynku kapitałów.

Standing określa się też jako zwolennik umiarkowanego bezrobocia w kategoriach engelsowskiej rezerwowej armii pracy – stwierdzając w bardzo przypominających krytykowanych przez siebie neoliberałów słowach, że:

Ze względu na kwestię wydajności oraz efekt antyinflacyjny utrzymywanie bezrobocia na pewnym poziomie jest korzystne dla gospodarki rynkowej. Nie tylko bezrobotni dopasowują oczekiwania i aspiracje w trakcie poszukiwań pracy – robią to też inni, którzy dostosowują swoje zachowanie do obecności bezrobotnych, rywalizując lub rozważając możliwości poprawy swoich warunków życia [14].

W dalszych fragmentach autor krytykuje też samą ideę prawa do pracy:

Gdy socjaldemokraci i laburyści kładli podwaliny pod workfare, wpadli na rozwiązanie, które (jeśli traktować je poważnie) przyniosłoby katastrofalne skutki. Uznali bowiem, że wszyscy bezrobotni powinni mieć “gwarantowane” zatrudnienie, co za jednym posunięciem nada realną treść “prawu do pracy [15].

Podstawą krytyki pełnego zatrudnienia dla Standinga jest jego przekonanie, że wiele osób czerpie mało przyjemności z pracy i w związku z tym przymuszanie ich do niej tylko po to, aby uzyskać dochód pozwalający na przetrwanie jest błędem. Wizje pracy jako formy samorealizacji, pracy jako podstawowej aktywności człowieka zastępowane są wizjami pracy jako formy opresji i represji – co zresztą posiada swoje uzasadnienie gdy mówimy o pracy w warunkach kapitalistycznych, z tego typu sytuacją Standing zdaje się jednak na stałe godzić i uznawać pracę już zawsze tylko za przejaw i formę represji oraz opresji.

Ostatecznie autor straszy też nas “sowiecką pułapką”:

Kierowanie wszystkich do pracy prowadzi do sowieckiej pułapki: ostatecznie bezrobotnym przypina się łatkę pasożytów, podczas gdy pełni urazy pracownicy zmniejszają swój wysiłek, co można skwitować cierpkim żartem: “Udają, że nam płacą, a my udajemy, że pracujemy”. Już dawno temu, w 1835 roku Alexis de Tocqueville zwięźle zobrazował tę kwestię stwierdzeniem, że zagwarantowanie każdemu pracy doprowadziłoby albo do przejęcia przez państwo kontroli nad całą gospodarką, albo do przymusu. [16]

Kilka stron dalej, prawie schizofrenicznie, stwierdza jednak, że “Prekariat powinien być zaniepokojony gwałtownym rozwojem neofaszyzmu oraz presją na rzecz ograniczenia państwa socjalnego.”  [17] Tego typu podejście i sprzeczność w myśleniu socjologa łatwo jest jednak wytłumaczyć, ponieważ o ile dla Standinga zagwarantowanie socjalu w ramach gospodarki wolnorynkowej-kapitalistycznej i imperialistycznej jest czymś dobrym, o tyle widmo państwa będącego właścicielem środków produkcji, państwa socjalistycznego, czy nawet państwa socjaldemokratycznego w modelu keynesowskim z ważnym głosem w stosunkach kapitalistycznych jest pułapką, przymusem i prowadzi do zjawiska, które określa on mianem złowrogiego “paternalizmu” w świadczeniach – arbitralnego przyznawania świadczeń przez państwo.

Także już w przedmowie do polskiego wydania Guy Standing przestrzega polskich czytelników przed powrotem do “zniewolenia lat osiemdziesiątych XX wieku”, zaznaczając jednocześnie, że równie ważne jest odejście od “ponurego laburyzmu proponowanego przez ostatnich kilka dekad przez zgranych socjaldemokratów” [18] , nie jest jednak chyba przy tym świadomy, że kraj nasz nie zaznał jeszcze tego strasznego ‘nieszczęścia’ trafienia na rządy tychże zgranych socjaldemokratów, którymi jeśli chodzi o kwestie socjalne prawdopodobnie nie pogardziłaby zdecydowana większość Polek i Polaków. W dalszych fragmentach książki – ostatecznie rozprawiając się też z socjaldemokracją i sowietyzmem zarazem – autor wysuwa natomiast własną propozycję naprawy świata.

Polityka raju...dla kapitalistów?

Propozycji przedstawionych przez autora jest kilka, pośród nich znajdziemy m. in zasadniczo socjalny i kłócący się z innymi tezami autora postulat dotowania wypoczynku, a także postulat opodatkowania kapitału finansowego, finalnie jednak tą najważniejszą propozycją jest w zasadzie jedyny całościowo konkretny postulat przedstawiony przez autora – postulat wprowadzenia dochodu gwarantowanego, czyli świadczenia finansowego wypłacanego każdemu obywatelowi danego państwa bez żadnych kryteriów wstępnych. Dochód gwarantowany zdaniem jego zwolenników miałby rozwiązać za jednym zamachem problem biedy, niskopłatnych zawodów, wyzysku i inne.

Dochód gwarantowany jako rozwiązanie olbrzymiej ilości problemów społecznych wspierać ma m. in. stwierdzenie przez autora, że dom stał się już dziś miejscem pracy i przestrzeń domowa jest miejscem pracy produkcyjnej/reprodukcyjnej i innych. Zatarty w tym miejscu zostaje rozdział między gospodarką i ekonomią a reprodukcją społeczną, czy życiem w ogóle. Praca w sensie aktywności pomnażającej kapitał na kapitalistycznym rynku to dla Standinga tylko część z jej rodzajów, pracą nazywa on bowiem także pracę-dla-zatrudnienia (szukanie pracy itp.), czy pracę-dla-reprodukcji (m. in praca opiekuńcza), ogólnie rzecz biorąc jedyne co nie podlega pracy to wedle kryteriów autora zabawa oraz czas jakościowy (quality time), który można poświęcić na rozwijanie swojej osobowości. Z perspektywy narzuconych kryteriów można jednak także i zabawę oraz czas rozwijania osobowości uznać za formę pracy-dla-reprodukcji, czy pracy dla odtwarzania swojej zdolności do pracy, np. traktując zabawę jako niezbędną w formowaniu się “kapitału ludzkiego” aktywność sprzężoną z wydajnością i efektywnością wykonywania zawodu. Niespójności i niekonsekwencji związanych z problemami definicyjnymi pojawiającymi się przy tego rodzaju definiowaniu pracy jest zresztą więcej – starania autora, by za pracę uznać jak największą ilość aktywności ocenić jednak należy jako niepotrzebne i sztucznie powiększające sferę utowarowienia. Tego typu dążenia są jednak dla Standinga tylko kolejnym dowodem na to, że dochód gwarantowany, a więc konkretna suma pieniędzy, należy się każdemu, ponieważ człowiek uczestniczy w kapitalizmie i współtworzy go nie tylko poprzez samą pracę zawodową.

Ostatecznie jednak maksymalne utowarowienie pracy jest tym, na czym zależy samemu autorowi. W podrozdziale zatytułowanym “Pełne utowarowienie pracy” apeluje on wręcz – “Niech rządy stosują względem rynku pracy takie same zasady, jak względem pozostałych rynków” [19]. W tym samym rozdziale autor opowiada się też za wyrażeniem wszystkich cen w kwocie pieniężnej, tym samym ponownie odcinając się od polityki rozwijania własności społecznej, dobra wspólnego [20] , czy funduszu spożycia zbiorowego. Dla Standinga to stawki godzinowe są najbardziej przejrzystą metodą wynagradzania, jest on też zwolennikiem w pełni instrumentalnego traktowania zatrudnienia:

zatrudnienie należy traktować instrumentalnie, jako transakcję handlową w sensie ścisłym. Tym, którzy twierdzą, że miejsca pracy są głównym źródłem szczęścia, a niechętnych do czerpania z nich rozkoszy powinno się zmusić do podjęcia zatrudnienia, “bo to da im szczęście”, należy powiedzieć, by lepiej zajęli się sobą. [...] Miejsca pracy powstają, bo ktoś chce, by coś zostało zrobione (a przynajmniej po to powinny powstawać...). Praca powinna być zupełnie utowarowiona. Jeżeli utowarowienie jest zasadą wolnej gospodarki rynkowej, niech stosuje się ona do wszystkich towarów [21].

Standing spełnia tym samym marksowskie prognozy i obawy związane z traktowaniem pracy (a więc i człowieka) jako dobra nabywanego na rynku, traktowanego tak, jak traktuje się wszystkie inne kupne dobra mające służyć określonym celom. Autor przekonuje nas też, że powinniśmy przestać fetyszyzować miejsca pracy i że jeżeli miejsca pracy są tak dobre to ludzie nie powinni być do nich zaciągani siłą. Kompletnie pominięte milczeniem jest w tym momencie zjawisko braku dobrych miejsc pracy na rynku oraz dążenie kapitału do obniżania płac i standardu życia we wszystkich płaszczyznach życia społecznego. W sytuacji peryferii i półperyferii tego typu, proponowane podejście skutkowałoby katastrofą społeczną i zapaścią gospodarczą na niespotykaną skalę.

Z jednej strony autor zwraca więc uwagę na problemy związane ze światowym neoliberalizmem i jego hegemonią ideologiczną i kolejnymi obszarami, które poddane zostają władzy i dominacji rynków, z drugiej strony sam namawia nas do pełnego utowarowienia pracy, co wydaje się o tyle dziwne, że przecież samo zjawisko prekaryzacji i pogarszania się warunków pracy jest właśnie konsekwencją wycofywania się państwa z obszaru polityki zatrudnienia i wkraczania w te obszary czystej, kapitalistycznej przemocy. Prekaryzacja jako zjawisko nie stanowi magicznego działania przypadku, jest natomiast prostym efektem dążenia kapitału do maksymalizacji zysku, a także konsekwencją demontażu europejskiego sektora przemysłowego i wywózką fabryk do państw Globalnego Południa, czemu skuteczny opór dała chyba tylko gospodarka niemiecka, obecnie dominująca zresztą w całej Unii Europejskiej.

Niespójność w myśleniu autora jest też widoczna w innych fragmentach. Choć sam wielokrotnie zauważa on, że tymczasowość zatrudnienia jako zjawisko powodowana jest przez wewnętrzne tendencje globalnego kapitalizmu – to jednocześnie, proponowane przez niego rozwiązania niewiele mają wspólnego z próbami zmiany tego właśnie globalnego systemu kapitalistycznego.

Jeśli zestawimy przychylne zdanie nt. rentierstwa ze skutkami działań funduszy inwestycyjnych i finansowych działających w obszarze Trzeciego Świata to dotrze do nas, że postulat dochodu gwarantowanego w najbogatszych państwach nie jest niczym innym, jak postulatem powszechnej renty od zysków z Trzeciego Świata. Jest tak zwłaszcza w przypadku Wielkiej Brytanii i Anglii, gdzie globalny kapitał finansowy, spekulacyjny ma swoją bezpieczną przystań i swoistą pralnię brudnych – z kurzu i krwi - pieniędzy z całego świata .

Natomiast z perspektywy Polski oddala nas to niestety od perspektywy zdobycia takiego świadczenia, gdyż nie posiadamy ani własnych korporacji, ani kolonii, czy też własnego kolonializmu finansowego, zjawisko rentierstwa też nie ma u nas takiej skali. Sam dochód gwarantowany zaś, aby wyciągnąć kogokolwiek z biedy musiałby w Polsce przyjąć formę świadczenia w wysokości około 2000 zł, bo tyle byłoby potrzeba bezrobotnemu aby zabezpieczyć mu mieszkanie, wyżywienie i na trwałe wyciągnąć go z biedy do świata równości i otwartych drzwi i szans. Z perspektywy nierynkowej i antyneoliberalnej o wiele sprawiedliwiej byłoby jednak zamiast rozdawać pieniądze wszystkim zwyczajnie dążyć do powszechnego posiadania podstawowych dóbr społecznych – mieszkania, wyżywienia, edukacji i innych. W ten sposób każdy nie tylko uzyskałby podstawę egzystencji, ale i uniknęłoby się nakręcania spirali kapitalistycznej konsumpcji i akumulacji – czego zwolennikiem jest w swych teoriach Guy Standing, nie zważając na to, że olbrzymia część ludzi za dochód gwarantowany kupi po prostu kolejny telewizor, czy więcej piwa, podczas gdy za te same pieniądze trwale – w skali całego państwa - wyeliminować można większość ze społecznych problemów wychodząc przy tym poza imperatyw dotowania indywidualnych podmiotów prywatnych i kapitalistycznych.

Wyjść z piwnicy półśrodków

Podsumowując – w przypadku koncepcji Guya Standinga mamy więc do czynienia z teoriami średniego zasięgu, wyraźnie powstającymi w teoretycznym obszarze regionu państw zachodnich, z jednoczesnym pominięciem całej historii działań ruchu robotniczego. Fundamentem dla spostrzeżeń autora są obserwacje ostatnich lat i analizy dokonywanie z perspektywy generalnie przychylnej systemowi kapitalistycznemu, z zastrzeżeniami do jego skutków ubocznych. W książce “Prekariat – nowa niebezpieczna klasa” chaotyczność, reformizm i naiwność autora mieszają się z jego bogatymi spostrzeżeniami na temat bardzo wielu obszarów pracy. Najmocniejszą stroną książki wydają się te najbardziej zaangażowane jej momenty, gdzie doskonale charakteryzowana jest niepewność dzisiejszej pracy, niestabilność życiowa, czy niestabilność poznawcza spowodowana przez wpływ internetu na młodzież i fragmentaryzację poznania naukowego na uniwersytetach, czy ich neoliberalną, postępującą prywatyzację. Praca Standinga pozostaje też cennym źródłem danych statystycznych różnego rodzaju i daje bardzo ważny wgląd w stan politycznej i naukowej świadomości zachodnich teoretyków w kwestii pracy, elastyczności i wykluczenia.

Pozycja Standinga to nic innego jak krytyczna w swej treści, centro-liberalna, momentami ocierająca się w swym stanowisku o libertarianizm, analiza współczesnych przemian światowego rynku pracy i próba zaradzenia problemom współczesnej Europy w warunkach zamożnego kapitalizmu z dostępem do zasobów finansowych i kapitałowych nieosiągalnym dla innych krajów świata.

Samo pojęcie prekariatu i prekarności nie wytrzymuje próby rzetelnej teoretycznej analizy z rozwiniętym socjologicznym i filozoficznym warsztatem, nie posiada też historycznego rodowodu wykraczającego poza historyczne doświadczenia ruchu robotniczego i światowego proletariatu, także z perspektywy dojrzałej teorii krytycznej, ekonomii keynesowskiej, czy marksistowskiej teoria Standinga nie jest atrakcyjną alternatywą, gdyż jej obszar zainteresowań i obszar teoretyczny są znacznie węższe i zbyt chaotyczne by w ogóle tworzyć spójny obszar dyscypliny naukowej. Jednak “prekariat” pozostaje pojęciem z pewnością godnym uwagi i do rozważenia jeśli chodzi o polityczne i propagandowe wykorzystanie go do opisu procesu i zjawiska ubożenia i pogarszania się warunków pracy i życia europejskich zatrudnionych, w tym i coraz bardziej uelastycznianych i pogrążanych w trwałym niedostatku polskich pracowników. Jest to o tyle pojęcie silne propagandowo, że posiada jeszcze wciąż swój czar nowości i świeżość, choć w samej politycznej praxis neguje ono ciągłość walki światowego proletariatu i jako takie, bez historii, nie tworzy świadomości kontynuacji konfliktu i walki klas. Samo pojawienie się grupy, którą Standing definiuje jako prekariat wskazuje nam tylko początek niechybnego procesu ubożenia i pauperyzacji europejskich pracowników w ramach gospodarki kapitalistycznej i na pierwszy ogień tych procesów – jak zwykle zresztą – trafili najsłabsi i najłatwiej tłamszeni: młodzież, starsi, pracownicy tymczasowi, imigranci...

[1] Trudno mi zrozumieć i usprawiedliwić to, że dość nieszczęśliwą pod względem merytorycznym przedmowę do polskiego wydania „Prekariatu…” napisał dziennikarz Jacek Żakowski, dając tym samym smutny obraz polskiej nauki, dziedzin filozofii i socjologii, które w mojej ocenie posiadają jednak naukowców, autorytety i autorów znacznie lepiej predestynowanych do tej roli.

[2] G. Standing, Prekariat – nowa niebezpieczna klasa, PWN, Warszawa, 2014, s. 150.

[3] Ibid., s.42

[4] Ibid., s.43

[5] Ibid., s.45

[6] Ibid., s.49

[7] Ibid., s.60

[8] Ibid., s.78

[9] Ibid., s.79 . W tym miejscu zaznaczyć też trzeba jak dalece niespójna pod względem wielu stanowisk jest praca autora. W krótkim fragmencie w dalszych rozdziałach zauważa on np. że to na plecach kobiet pracujących w malezyjskich strefach ekonomicznych budowany jest globalny kapitalizm, choć fragment ten nie doczekuje się żadnego więcej merytorycznego rozwinięcia poza zaznaczeniem „nieetycznego” zachowania zachodnich korporacji.

[10] Ibid., s.80.

[11] W innym fragmencie autor piętnuje jednak w ostrych słowach Chińczyków-imigrantów, stwierdzając – „Ciężko zaprzeczyć, że Chińczycy zabierają pracę miejscowym, a po zakończeniu kontraktów zostają w zamkniętych enklawach, podobnych do rozsianych po całym świecie amerykańskich baz wojskowych.” – s.229.

[12] Ibid., s.343

[13] Ibid., s.104.

[14] Ibid., s.288

[15] Ibid.

[16] Ibid., s.289

[17] Ibid., s.302

[18] Ibid., s.27

[19] Ibid., s.317

[20] W ostatnich fragmentach znajdziemy jednak dwustronicowy rozdzialik, gdzie autor zmienia zdanie i w krótkich fragmentach opowiada się za poszerzaniem dobra wspólnego, mając jednak na myśli parki, czy kawiarnie.

[21] Ibid., s.318

 

Cytat "Lewicowy intelektualista" to pleonazm, nie ma innych intelektualistów; "prawicowy intelektualista" to oksymoron... MAREK SIEMEK

Sonda

Czy istnieje wolna wola?

zobacz wyniki