Wokół pojęcia imigrant, czyli o innych XXI wieku
11/05/2011
BARBARA JANIK
Wokół pojęcia "imigrant", czyli o innych XXI wieku
„Kultura, ba, sam człowiek tworzą się w kontakcie z Innym” [1]
Prasa regularnie informuje nas o emigrantach, próbujących przedostać się droga morską do Europy, o kolejnych zamkniętych obozach pracy, w których wyzyskiwano obcokrajowców, o „problemie” z jakim borykają się niektóre państwa europejskie, w związku z dużym napływem imigrantów na ich tereny. O imigrantach się, pisze, mówi, rozprawia, rzadko jednak w analizowanych przeze mnie tekstach napotykałam na fundamentalne pytanie, o to kim jest migrant i czy w czasach niemal ciągłego przepływu ludzi i kapitału, wciąż zasadne jest posługiwanie się tą kategorią. Analizując artykuły prasowe, możemy zauważyć, że o obcych XXI wieku pisze się stronniczo, odpowiadając na nastroje społeczne, jak o intruzach, pasażerach na gapę, chociażby w kontekście nadmiernego korzystania z przywilejów społecznych. Warto w tym miejscu zacytować Saskię Sassen, która w swojej książce „Globalizacja, eseje o nowej mobilności ludzi i pieniędzy” zrewolucjonizowała podejście do migracji, pisząc, że „politykę imigracyjną kształtuje pojmowanie imigracji jako konsekwencji jednostkowych działań emigrantów, kraj docelowy traktuje się jako podmiot bierny, niezaangażowany w procesy emigracji” [2] . Sassen zwraca uwagę na panujące zależności między państwami emigracji i imigracji, stawiając tezę, że emigracja nie jest, jak zwykło się ją opisywać, wynikiem jednostkowych decyzji obywateli najbiedniejszych państw, ale wynika z powiązań gospodarczych i przede wszystkim wpływów, jaki wywierają na gospodarkę danego państwa światowe korporacje. Warto w tym miejscu wspomnieć, że aż 75% wszystkich imigrantów pochodzi zaledwie z dwunastu państw. Podróż, jest konsekwencją procesów, w które jest zaangażowanych więcej podmiotów niż tylko sami podróżujący, podczas gdy cała konsekwencja owego ”oderwania się” od „swojej” ziemi, spoczywa na migrantach. W niniejszym tekście staram się „rozebrać na części” samo pojęcie „migranta”, czyniąc tym samym wstęp do kolejnych bardziej szczegółowych zagadnień związanych ze współczesnymi migracjami.
Migrant - człowiek w drodze
„Jeżeli wędrowanie jako brak związku z wszelkim konkretnym punktem przestrzeni jest pojęciowo przeciwieństwem trwałego przywiązania do danego, konkretnego punktu, to socjologiczna forma "obcości" stanowi w pewnej mierze syntezę obydwóch tych określeń. Zjawisko to ujawnia, że stosunek do przestrzeni jest, z jednej strony warunkiem, z drugiej zaś - symbolem stosunku do człowieka” [3]
Nie napotykamy na większe problemy definicyjne przy próbie konceptualizacji pojęcia „migrant”. Najbezpieczniej byłoby zastanowić się nad etymologią słowa „migracja” ponieważ „migrant” jest rzeczownikiem pochodzącym właśnie od czasownika migrować. Z łaciny znaczy to „wędrować, przesiedlać się” [4] Od czasownika „migrować” pochodzą następujące słowa: imigracja, emigracja, imigrant, emigrant. W niniejszym artykule skupię się tylko i wyłącznie na imigrantach, definiując ich za pomocą czynności jaką wykonują, czyli imigracji.
W Encyklopedii PWN możemy znaleźć następującą definicję tego terminu: „Napływ ludności obcej, do jakiegoś kraju w celu osiedlenia się czasowo lub na stałe lub ludność cudzoziemska osiadła czasowo lub na stałe w jakimś kraju” [5] . Wynika z tego, że imigranci to ci wędrujący, przesiedlający się, napływający. Powtarzając za Ludwigiem Wittgensteinem, iż „granice naszego języka, są granicami naszego świata”, socjologa zastanowić może fakt samego istnienia owego słowa. Możemy zwrócić uwagę na to, że w społeczeństwie istnieje określona kategoria ludzi, którzy „wędrują”. Pejoratywny wydźwięk owego terminu sugeruje, że migrowanie nie jest czynnością „normalną”, że standardem jest pozostawanie na konkretnych terenach, „przywiązanie” do nich.
Migracje nie są fenomenem nowym. Różne były motywy owego przemieszczania się w konkretnych epokach historycznych. Mianem wielkich migracji określamy wędrówki ludów z Afryki ku innym kontynentom. „Podróżowano” w poszukiwaniu pożywienia. Życie człowieka było uzależnione od zmian klimatycznych oraz dostępności zasobów naturalnych, w związku z czym nie było możliwości przebywania wciąż na jednym terenie. W okresie rewolucji neolitycznej zmienił się sposób pozyskiwania pożywienia przez człowieka, który już nie tylko zbierał i łowił, ale również hodował i uprawiał. Stał się producentem a jego zasoby ulegały odnowie.
W starożytności głównymi przyczynami wędrówki były handel, utrzymywanie relacji dyplomatycznych oraz względy religijne. Istniała już instytucja państwa, a obywatel był związany z daną jednostką terytorialną. Jedną z najbardziej interesujących kategorii „ludzi w drodze” byli „handlarze”, zawsze będący obcokrajowcami. Zapotrzebowanie na nich rodzi się wraz z niemożliwością wyprodukowania i tym samym posiadania danych rzeczy na terenie konkretnego państwa czy też w obrębie danej wspólnoty. Stosunek do handlarzy był ambiwalentny. Z jednej strony mieli dostęp do dóbr bardzo wysoko cenionych, z drugiej zaś jak pisze George Simmel „cudzoziemiec jako taki, nie może posiadać ziemi, przy czym ziemi nie należy tu rozumieć tylko w sensie materialnym, ale także w przenośni jako substancję życiową związaną jeżeli nie z przestrzenną, to z idealną lokalizacją kręgu społecznego. Także na gruncie stosunków osobistych, obcy niezależnie od swego uroku i znaczenia, dopóki uważany jest za obcego, dopóty w odczuciu innych pozostaje cudzoziemcem, "osobą bez własnego miejsca". Jedynym wyjściem jest pośredniczenie w handlu, a często, niejako drogą sublimacji - operacje finansowe, co nadaje obcemu specyficzny atrybut ruchliwość” [6].
W piętnastowiecznej Europie, nie będącej w stanie pomieścić i wyżywić wszystkich swoich mieszkańców, zachęceni czy też uwiedzeni wizją posiadania ziemi, możliwością odnalezienia złota i nowych zasobów naturalnych, które na terenie Europy uległy wyczerpaniu, ludność masowo emigrowała na dopiero co podbite tereny obu Ameryk, Afryki oraz Azji. Po raz pierwszy w historii cudzoziemcy przybywający na obce tereny byli osobami uprzywilejowanymi. Obcy stał się panem, zawłaszczył tereny z racji swojego jasnego koloru skóry, legitymizującego wszelkie barbarzyństwa. Niewątpliwie w podboju pomogły broń palna, w której posiadaniu nie byli konkwistowani oraz choroby przywiezione ze starego kontynentu, na które „obcy” nie byli odporni. Warto zwrócić uwagę na to, że pierwsi konkwistadorzy nie byli imigrantami, byli zdobywcami, zwycięzcami, misjonarzami. Sytuacja ulega zmianie, gdy na te same tereny dwa wieki później przybywają kolejni Europejczycy. Polacy, Irlandczycy, Włosi, byli wyraźnie separowani od reszty społeczności, zdefiniowani jako obcy, którzy muszą się zasymilować do „amerykańskiej” większości.
Śledząc historię wielkich migracji człowieka można również przywołać przymusowe wysiedlenia różnych grup, ucieczki ze względów politycznych etc.
Mimo tego, że jesteśmy „homo migratorius”, współczesna migracja różni się znacząco od poprzednich. Jest nierozerwalnie związana z istnieniem państwa narodowego, kontroli granic oraz obywateli. Jednostka należy do danej przestrzeni, która dodatkowo jest „unarodowiona”, przepełniona społecznie konstruowanymi i uznawanymi wartościami. Jesteśmy wraz z urodzeniem przypisani do danej ziemi i zobowiązani do przestrzegania zasad na niej przyjętych.
Imigrant i jego cień
„Najważniejszym elementem wizerunku imigrantów jest ich etniczność (narodowość) łączona ze stereotypem o danym charakterze narodowym. Wyraża się to w przekonaniu, że „oni”, czyli przybysze, nieodwołalnie różnią się od „nas” (…) ponieważ są określonej narodowości, która ich całkowicie determinuje. [7] ”
Ludolf Karl Adelbert von Chamisso, niemiecki przyrodnik, podróżnik oraz poeta napisał powieść o człowieku, który zgubił swój cień. Ernest Gellner powołując się na to dzieło przyrównuje ów cień do narodowości, której stracić, pozostawić gdzieś, porzucić nie można. Według autora książki „Narody i nacjonalizm” [8]. zawsze jesteśmy przedstawicielami jakiegoś narodu. „Musimy mieć jakąś narodowość, podobnie jak musimy mieć nos i dwoje uszu: brak którejś z tych rzeczy nie jest czymś niepojętym- może się zdarzyć, ale tylko w wyniku jakiegoś nieszczęścia: brak tego rodzaju jest zresztą sam nieszczęściem. Wszystko wydaje się nam oczywiste. A przecież to nieprawda. I właśnie ów fakt, że zaczęło nam się wydawać, stanowi ważny aspekt nacjonalizmu, jeśli nie wręcz jego sedno. Narodowość to nie atrybut wrodzony, choć tak ją obecnie postrzegamy” [9] dalej natomiast dodaje: „I narody, i państwa są bytami przygodnymi, a nie powszechnymi i koniecznymi. Istniały nie zawsze i nie wszędzie.” [10]
Imigrant, oprócz tego, że już z definicji jest wędrowcem, dodatkowo posiada swój „cień”, który metaforycznie rzecz ujmując, za nim podąża i którego nie jest w stanie albo nie chce zgubić. „Osoba Innego ma jedną, jedyną cechę- przynależność narodową” [11]. Imigrantom przypominają o niej nie tylko obserwatorzy, piesi, anonimowi Inni, zwracający uwagę na odmienny wygląd, który niejednokrotnie może być społecznym stygmatem, ale również Państwo, które w wielu ankietach, formularzach, spisach powszechnych klasyfikuje ludzi ze względu na pochodzenie. Państwo również przypomina o narodowości poprzez selektywne wpuszczanie na „swój” teren obcych. O tym, że ktoś jest imigrantem przypominają mu paszport, konieczność zdobycia wizy, możliwość lub jej brak na legalne przebywanie na terenie innego państwa. „Imigranci są skazani na swoją etniczność, od której uciec nie sposób. Ich wygląd i zachowanie, faktyczne lub przewidywane, jest interpretowane w kategoriach ich nieprzezwyciężalnej etniczności, której wizerunek powstaje w odwołaniu do podstawowych wartości uznawanych w społeczeństwie przyjmującym.” [12]
Owe dywagacje prowadzą nas do jednego ważnego wniosku, a mianowicie takiego, że jeżeli założymy, że „migracje są zjawiskiem pochodnym ustanowienia państw narodowych i wynikającego z tego faktu międzynarodowego systemu kontroli obywateli” [13] , to imigrant (oraz emigrant) jest współcześnie produktem wytwarzanym przez państwo narodowe, u którego podstaw leży przekonanie, że obywatelem danego państwa się rodzimy. Państwo narodowe kontrolujące swoje granice, obywateli, ruchy ludności ma obecnie z owym „obywatelstwem” szereg problemów. Tych, którzy się z jakichś względów „zasiedzieli” naturalizuje. Warto zwrócić uwagę na etymologię owego terminu, który sugeruje, że bycie obywatelem jakiegoś kraju jest „naturalne”. Z drugiej strony nie powinno się bagatelizować potrzeb obywateli, którzy owej narodowości, etniczności potrzebują i dla których stanowi ona element ich tożsamości.
Socjologa mogą zastanawiać przyczyny, dla których jesteśmy przywiązani do owej „etniczności”, narodowości, do bycia skądś. Richmond zauważa, że na całym świecie obserwujmy pewnego rodzaju nostalgię za homogenicznym, prostym, bezpiecznym światem, w którym społeczności będą etnicznie jednorodne. Bez wątpienia naród jako wspólnota abstrakcyjna porządkuje nasze myślenie, pozwala zdefiniować kogoś jeszcze nie poznanego, oswoić obcość.
Imigrant jako kategoria homogeniczna
Socjologa może zastanowić fakt, iż imigranci są opisywani i postrzegani jako grupa homogeniczna. Wystarczającym dla utworzenia jednej kategorii osób jest fakt „bycia z zewnątrz”. Dodatkowo czyni on ich podobnym pod każdym innym względem, aczkolwiek w zbiorze obcych istnieją podzbiory tworzone przy pomocy, czy też ze względu na jedną kategorię: narodowość. Tak więc według społecznych opinii wszyscy Ekwadorczycy są podobni pod względem statusu społecznego, ekonomicznego, przyczyn jakie skłoniły ich do emigracji, to samo dotyczy Pakistańczyków, Marokańczyków, Filipińczyków etc. Tworzeniem homogenicznych kategorii nie możemy obciążać tylko obywateli, którzy wyrażają opnie na temat obcych, ale również instytucje, które w spisach, formularzach, ankietach zadają pytanie o narodowość, tym samym wskazując na to, iż osoby te łączą jakieś cechy.
Należy zwrócić uwagę na fakt, iż są to grupy charakteryzujące się niebywałą heterogenicznością. Po pierwsze można zauważyć różnice klasowe i płciowe, jakie występują wewnątrz każdej z grup. Wśród imigrantów jednej narodowości przeważają kobiety, w innej grupie z kolei jest więcej mężczyzn. W końcu, jak wykazują badania opinii społecznej, imigrant kojarzy nam się z kimś biednym, kulturowo zacofanym, może nawet przestępcą, zawsze pochodzący z kraju mniej rozwiniętego. W literaturze przedmiotu zwraca się uwagę na dwojaki sposób nazywania „nowych obecnych”. Osoby wykształcone, przybywające do danego kraju w celu objęcia prestiżowego stanowiska, nie są imigrantami, tylko cudzoziemcami. W tym samym artykule autorka opisuje społeczny ranking imigrantów, który opiera się przede wszystkim na stereotypowym ocenianiu danych społeczności. Porównuje społeczny odbiór Ekwadorczyków i Argentyńczyków w hiszpańskiej prasie. Argentyńczycy byli bardzo pozytywnie oceniani. Utożsamiano ich z ludźmi wykształconymi, w dużej mierze podobnymi do obywateli Hiszpanii. Zwracano uwagę na to, że samo posługiwanie się argentyńskim dialektem było bardzo pozytywnie waloryzowane. Istniała „moda na Argentynę”, która wiązała się z „kultem” obywateli tego kraju. Ekwadorczycy byli oceniani dokładnie odwrotnie. Przyjaźnienie się z imigrantem „stamtąd” nie było dobrze odbierane.
Owa symplifikacja może za sobą nieść poważne zagrożenia. Po pierwsze doprowadzić do pogłębienia się różnic i izolacji pod wpływem utwierdzenia Innych, że są obcy, że posiadają konkretne cechy, wytworzenia owej jaźni odzwierciedlonej, narzuceniu komuś swojego spojrzenia. Grupy charakteryzujące się ogromną heterogenicznością budują tożsamość na podstawie swojej narodowości. Doprowadza to do tworzenia się narodowych gett i znacznie utrudnia integrację, włączenie owych ludzi w „system”.
Imigranci są utożsamiani z biednymi mieszkańcami naszych miast, przybyłymi z miejsc, w których ludziom wiedzie się gorzej, są „nosicielami zjawisk określanych mianem patologii, nie posiadających stałego zatrudnienia, żebrzących, przywłaszczających obce mienie, uczestniczących w rozbojach, pijaństwie, narkomanii, zajmujących się prostytucją” [14] . Sam termin nasuwa nam jednoznaczne skojarzenia. Według cytowanego fragmentu, imigrantami są wszyscy Ci, którzy przybyli z innego kraju, wyemigrowali i postanowili czasowo lub na stałe zamieszkać w kraju innym, niż ten swojego pochodzenia. W takim razie, przy pomocy tego terminu możemy określać również lekarzy, pielęgniarki, studentów, dyrektorów korporacji, czyli wszystkich tych, którzy są nazywani obcokrajowcami. W społecznym dyskursie zamiast terminu, który obecnie omawiam są mianowani „obcokrajowcami”.
Asymilacja vs integracja, czyli różne praktyki obchodzenia się z obcymi
Są różne praktyki obchodzenia się z „obcymi”. Do dwóch najważniejszych i zarazem wzajemnie się wykluczających należą pluralizm kulturowy oraz asymilacja. Wyznawcami pierwszego modelu są między innymi takie państwa jak Wielka Brytania, Nowa Zelandia czy Australia, w których to główną zasadą regulującą stosunki między „obcymi” i „swoimi” jest przyzwolenie na zachowanie własnej tożsamości kulturowej, a wręcz dbanie o to, aby pozostawała w niezmienionej formie. Jak wskazują badacze [15] polityka multikulturalizmu prowadzi do większej segregacji rezydencjalnej, jednakowoż drugi model czyli asymilacja nie rozwiązuje tego problemu. Tygrysem asymilacji są między innymi Stany Zjednoczone. To właśnie na błędach popełnionych za oceanem uczyły się kolejne państwa. Asymilacja zakłada, że społeczeństwo ma być pozbawione swojego „etnicznego background’u”. Warner i Srole [16] asymilację definiują jako proces „oduczania się” niższego kulturowo statusu grupy i przyswajana nowego „amerykańskiego” stylu życia, którego adaptacja jest niezbędna do poprawnego funkcjonowania w społeczeństwie. Ostatecznym celem owej strategii miało być powstanie „melting - pot”, czyli społeczeństwa ludzi kulturowo „wymieszanych”. Polityka ta nie zdała pożądanych rezultatów, przede wszystkim dlatego, że Amerykanom stopniowo przestało zależeć na tym, żeby asymilować wszystkie przybywające grupy i wręcz nawoływali do pewnego rodzaju etnicznej asertywności [17].
Analizując politykę integracyjną w niektórych państwach europejskich, szczególnie interesujący jest przykład Niemiec, które już w latach pięćdziesiątych rekrutowały pracowników zagranicznych zwanych „gastarbeiterami”, co oznacza w wolnym tłumaczeniu „gość-pracownik”. Robotnicy przybywający do Niemiec na podstawie porozumień między państwami ( w programie brały udział Jugosławia, Maroko, Turcja, Włochy) niejednokrotnie nie wracali już do „swoich” państw. Pomimo prób zredukowania ciągłego napływu cudzoziemców i zamykania kolejnych potencjalnych dróg przez niemieckie władze, imigranci wykorzystywali inne możliwości przedostania się do tego europejskiego kraju. Pod koniec lat sześćdziesiątych wycofano wszelkie umowy z innymi państwami, na podstawie których sprowadzano robotników, natomiast imigranci skorzystali z możliwości łączenia rodzin i nadal licznie przybywali do Niemiec [18] .
Podsumowując możemy zauważyć, że początkowo imigranci byli przyjmowani „na chwilę”, jako goście, z nadzieją lub wręcz przekonaniem, że w końcu wrócą do swoich państw. Szybko okazało się, że owe przekonanie jest błędne, a dla uregulowania sytuacji społecznej należy dokonać zmian politycznych. Państwo niemieckie nie naturalizowało imigrantów przede wszystkim ze względu na pogląd na kwestie obywatelstwa, o którym decydowało tzw. „prawo krwi”. W latach 1985- 2005 zaledwie 1 % imigrantów uzyskało obywatelstwo. Od 2005 roku, czyli od momentu kiedy wprowadzono nowe prawo imigracyjne, państwo zaangażowało się w integrację „nowych obecnych” poprzez organizowanie intensywnych kursów językowych, na które można było dobrowolnie uczęszczać, kursów historii i wiedzy obywatelskiej. Wciąż jednak wieloletnie ignorowanie problemu i traktowanie cudzoziemców wyłącznie jako gości ma w Niemczech swoje konsekwencje.
Analizując politykę integracyjną europejskich państw warto zwrócić uwagę na dwa odmienne modele, którymi posługują się Francja i Wielka Brytania, a więc model asymilacji i integracji, o których już pisałam wyżej. Francja, traktuje wartości uznawane w swoim państwie za uniwersalne i wymaga, by każdy z imigrantów stał się świeckim obywatelem tego kraju. Jedność nie ma opierać się na kategorii etniczności, tylko wspólnie wyznawanych wartościach. Owe zasady narzuca się niektórym grupom, jak pokazał między innymi konflikt spowodowany zakazem noszenia znaków religijnych w miejscach publicznych. Wielka Brytania dotychczas stosowała inną strategię. Brytyjczycy nie wymagają asymilacji i jednocześnie przyzwalają na koegzystencję różnych grup w duchu multikulturalizmu, pluralizmu kulturowego unikając zasady uniformizacji wartości, jaka panuje we Francji.
Obydwa modele metaforycznie opisał Zygmunt Bauman [19], za Claudem Levi-Straussem, który pisze o dwóch strategiach, antropoemicznej oraz antropofagicznej, które stosują ludzie w sytuacji w której muszą spotkać się z obcym. Jedna polega na „wydaleniu” innego, „zwymiotowaniu” nim, co przejawia się chociażby w tworzeniu etnicznych gett miejskich, segregacji rasowej, ograniczaniu dostępu do miejsc publicznych. Druga polega na „połknięciu”, „przyswojeniu” innego, jednakże łączy się to, z utożsamieniem się połkniętego ciała z połykającym.
Dekonstrukcja innego
O dekonstrukcji kategorii pisało się już wiele w kontekście feministycznym czy też walk z binarnością homoseksualizm – heteroseksualizm. Wyjście poza podane, zinternalizowane, praktykowane schematy, pozwala na pokonanie piętrzących się nierówności. Do rewolucyjnych dzieł, z zakresu dekonstruktywizmu należy między innymi książka Judith Butler „Uwikłani w płeć, feminizm i polityka tożsamości” [20] , w której autorka zwraca uwagę na to w jaki sposób ruchy feministyczne wzmacniają kategorię „kobieta”, jak konstruują to co żeńskie, w opozycji do tego co męskie, poprzez co, automatycznie wykluczają wszystkie te kobiety, które z promowaną przez feministki wizją się nie utożsamiają, bądź nie zgadzają. Jak pisze Nancy Fraser, „Strategie dekonstrukcyjne można również znaleźć w (…) ruchach antyrasistowskich, gdzie mają na celu zastąpienie sztywnych opozycji (…) białe/czarne przez ruchome pola wielorakich różnic” [21] . Imigrant, jest kolejną kategorią, niezwykle szeroką, która jest zawsze ustawiona w opozycji do kategorii „obywatel” oraz implikuje konkretne skojarzenia. Tak jak już pisałam wyżej, występują różnice w społecznym postrzeganiu imigranta i cudzoziemca, które to dwa pojęcia, chociaż częściowo powinny się nakładać. Pojęcie imigrant wzbudza konotacje zarówno klasowe, jak i tożsamościowe, a państwo tylko wzmacnia te kategorie, poprzez konsekwentne egzekwowanie dowodów naszej przynależności. Rozwiązaniem, nad którym warto by się było zastanowić, jest właśnie próba dekonstrukcji owej kategorii. Państwo, które naturalizuje, włącza w zbiór obywateli, kolejnych podróżników, staje się wspólnotą ludzi o coraz bardziej odrębnych tożsamościach, reprezentujących różne porządki, systemy wartości, identyfikacje. Właśnie to, sprawia, że kategoria „imigrant” nie jest już wystarczająca, opisując za pomocą jednego słowa zbiór heterogenicznych, często powiązanych tylko faktem owego wyruszenia w podróż, ludzi.
[1] Kapuściński R., Ten Inny, Wydawnictwo Znak, Kraków 2006, s.36
[2] Sassen S, Globalizacja, eseje o nowej mobilności ludzi i pieniędzy, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2007, s. 21.
[3] Simmel G., Most i drzwi. Wybór esejów, Oficyna Naukowa, Warszawa 2006, s.204.
[4] Kopaliński W., Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych z almanachem, Warszawa 2000, s.327.
[5] Encyklopedia PWN w 3 tomach, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006, T2
[6] Simmel G., Most i drzwi..., op. cit., s. 206.
[7] Romaniszyn K., Międzynarodowe migracje, a kwestia etniczności, /w:/ Imigranci i Społeczeństwa Przyjmujące, Wydawnictwo Meritom, Warszawa 2000, s.72.
[8] Gellner E., Narody i nacjonalizm, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1991
[9] tamże, s. 15
[10] tamże
[11] Kapuściński R., Ten Inny, Wydawnictwo Znak, Kraków 2006, s.45
[12] Romaniszyn K., Międzynarodowe migracje, a kwestia etniczności w „Imigranci i Społeczeństwa przyjmujące”, pod redakcją Grażyny Walugi, Wydawnictwo Meriton, Warszawa 2000, s.72
[13] Buchowski M., Kołbon I., Współcześni wędrowcy: od cudzoziemca do obywatela, Czas Kultury 4/2008, Stowarzyszenie Czasu Kultury, Poznań 2008, s. 15.
[14] Chodurski A., Obraz imigracji w Polsce w latach dziewięćdziesiątych, w „Imigranci i społeczeństwa przyjmujące”, pod redakcją Grażyny Walugi, Wydawnictwo Meriton, Warszawa 2000. s. 216.
[15] Johnston R., Forrest J., Paulsen M, Are the ethnic enclaves/ghettos In England, Urban Studies t. 39, nr 4, 2002.
[16] Warner L., Srole L., The social systems of American ethnic grous , Oxford University Press 1945, s. 285.
[17] Johnston R., Forrest J., Paulsen M., Are the ethnic enclaves/ghettos In England, Urban Studies, t. 39, nr 4,(2002)s. 592.
[18] W 1973 nawet 2,5 miliona osób.
[19] Bauman Z., Płynna nowoczesność, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007, s. 156-157.
[20] Judith Butler, Uwikłani w płeć. Feminizm i polityka tożsamości, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2008.
[21] Nancy Fraser, Redystrybucja i uznanie? Debata polityczno –filozoficzna, tłum. Monika Bobako, Tomasz Dominiak, Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, Wrocław 2005.