Nk on-line

Heterotopia Drohobycz

22/03/2008

Anna Krynicka, {Heterotopia Drohobycz}



1. Heterotopia to zagadnienie z dziedziny topografii. Dotyczy ono szczególnego typu miejsc zdiagnozowanych przez Michaela Foucaulta w eseju „Of Other Spaces, Heterotopias” w 1967 roku. Dlaczego interesujące ma być zajmowanie się topografią? Ponieważ problematyzuje ona sztukę uprawiania kartografii, kwestionuje jednoznaczne panowanie mapy, traktowanej jako obraz z góry, pokazujący zasadę organizującą przestrzeń. Mapa zmienia przestrzeń w terytorium, czyli obszar o określonych granicach i cechach, związany z jedną regułą porządkowania, centrum władzy, a przez to przestrzeń bezpieczną, w której {nie można się zgubić}. Kartograf patrzy z góry, z zewnątrz, mapa ma objąć i pokazać całość [[Toporow V., {Miasto i mit}, Gdańsk 2000, za: T. Wit – Szerszeń, {Miasto i fotografia}, [w:] {Konteksty. Polska Sztuka Ludowa}, nr 1- 2 (264 – 265) 2004, ss. 87 - 92, s. 92.]] . Topografia to raczej opis miejsc oglądanych z wewnątrz. Topograf opisuje okolice przechodząc od jednego lokalnego porządku do innego, porusza się po płaskiej powierzchni, w perspektywie horyzontalnej. Często zamieszkuje przestrzeń, którą bada, używa zatem zaimka „my”. Nie walczy z codziennością i zawartymi w potoczności nawyków wymiarami skończoności, ale sporządza raporty z miejsca wydarzeń.



Postulowana jako strategia czytania, topografia dotyczy pytania o to, jakie miejsca są możliwe w przestrzeni doświadczenia czytelniczego. Poznać topografię to poznać przestrzeń w wymiarze horyzontalnym, jej regiony - topos to przecież po grecku okolica, miejsce. Toposy jako zasadnicze wyobrażenia, fundamentalne figury retoryczne, modele ekspresji, stanowią {miejsca organizujące przestrzeń dyskursu}. Inaczej niż w klasycznym rozumieniu, gdzie metaforyka {pokazuje nam świat} jako, na przykład, pewną Całość, Tekst, ujęcie metaforycznych znaczeń zmierzać tu ma do równouprawnienia poziomu dosłowności i niedosłowności, między którymi tworzy się napięcie. Anna Wieczorkiewicz nawiązuje do tej koncepcji metafory jako innowacji semantycznej, zbliżającej do siebie dotychczas odległe pola semantyczne i dającej nowe możliwości konceptualizowania rzeczywistości, a więc metafory jako centrum semantycznego, w którym rodzą się nowe metafory. Przypomina myśl Jaspersa o tym, że słowa zyskują znaczenie dopiero w dynamice zdań, różne metafory w tekście wzajemnie się rozjaśniają i określają, ich sens kształtuje się we wzajemnym dynamicznym związku.[[ Wieczorkiewicz, {Droga, źródło i filozof. Metaforyka w tekstach Karla Jaspersa}, [w:] Przegląd filozoficzny, nr 1/ 1994, ss. 79 – 90.

Ibidem, s. 80, 90.]] .



Toposy funkcjonują inaczej w różnych metaforycznych przestrzeniach, a w niektórych są niemożliwe, stanowią atopie (outoposy). Przestrzeń w tym ujęciu postrzegana jest z perspektywy różnych miejsc, jako okolice różnych metafor. Topografia zajmuje się więc metaforyką tekstu, jego topiką – repertuarem skutecznych perswazyjnie obrazów i motywów. To hermeneutyczne zajęcie skupia uwagę na repertuarze metafor, „w których mocy” jest czytelnik. Ma pozwolić „stanąć w obliczu” przestrzeni lektury i zapytać, jakie się przed czytającym roztaczają [[perspektywyProjekt topografii nie jest nowy. Nawiązanie do dziedziny topiczności to powrót do „Topik” Arystotelesa. Topograficzny wymiar ma hermeneutyka Ricoeura, psychoanaliza Freuda, ale przede wszystkim fenomenologia Waldenfelsa. Heidegger pisze, że pojawiający się w horyzoncie zainteresowania świat jest już ukierunkowany; to przestrzeń doświadczenia przesycona sensem, intencjonalna. Świata innego niż symboliczny, metaforyczny nie ma w doświadczeniu. Również dla Ricoeura pole filozoficznej hermeneutyki to posługiwanie się symbolami jako detektorami rzeczywistości, uzasadnianie pojęcia wykazaniem, że umożliwia ono ukonstytuowanie się jakiejś dziedziny przedmiotowej. Symbol stosowany ma tu być do wyjaśniania ludzkiej rzeczywistości doświadczeń.]] .



Proponuję tu topograficzny sposób lektury opowiadań Brunona Schulza. Zobaczymy, że Schulz jest topografem we wskazanym wyżej sensie. Ponadto, jak sam zauważa, opisane przez niego fakty nie zdarzały się lub są odwracalne, lub nigdy nie wystąpiły w tkance rzeczywistości. Stwierdzenie: „nic takiego {nie miało miejsca}” będzie zatem kluczem do problemu nielegalności, braku legitymizacji opisanych wypadków.





2. Pierwsza kwestia to zatem miejsca, jakie Schulz wybiera do pokazania w swoich opowiadaniach i sposób, w jaki bohaterów i czytającego po nich oprowadza. Prześledzona topografia, a w tym epitety, pozwalają zaobserwować dwa duże obszary metaforyczne.

Przede wszystkim metaforyka cały czas przypomina, że Drohobycz to karty książki i figury tekstu. Budulec tego świata to kolejno: słowo, tekst, mit, biblioteka, Księga. Jego poznawanie jest „czytaniem na sto sposobów”, jego przemierzanie „sylabizowaniem we wszystkich kierunkach”[[Schluz B., {Sklepy cynamonowe. Sanatorium pod klepsydrą}, Wydawnictwo Tenmark, 1993, s. 124. (dalej jako Sklepy)]]. Podstawowym tworzywem jest słowo. Materia słowa rozkłada się na elementy liter, co widać na przykładzie moskitów, „monogramów zrobionych z tkanki spekulacji, to jest z kaligrafii i powietrza”[[Jarzębski J., {Powieść jako autokreacja}, Wydawnictwo Literackie, Kraków – Wrocław 1984, s. 191; Sklepy, s. 177..]] Słowo tworzy figury retoryczne, takie jak „pełen nieodpartej wymowy” kształt nóg, „rażący trafnością argumentu” lub ujawniająca poruszającą „tezę” forma, postać młodych słuchaczek ojca [[{Sklepy}, s. 33, 141]]. Myśl przybrać może kształt wykrzyknika. Na przynależność do materii tekstu wskazują też zrobione z papier-mache wozy, o zmiętych od wieloletniego użytku ścianach oraz papierowe plemię ptasie [[Ibidem, s. 72, 96, 165]].. O „kartkowanej” egzystencji władzy politycznej przypomina ujęcie arcyksięcia przez jaskółki „w drgający cudzysłów”. Do dziedziny tekstów należy zagranica, obce kraje będące „tylko pretekstami” (pre-tekstami). Samo miasteczko Drohobycz znajduje się na stronach brudnopisu. Margines jego tekstu jest zużyty, całość zaś szara, jak ilustrowany magazyn z jednobarwnymi fotografiami. Wędrowanie tu to przeglądanie rubryk z reklamami, drażliwych notatek, podejrzanych anonsów i ilustracji[[ Ibidem, s. 68, 87, 157, 160, 195.]] .



Każda z nadchodzących tu pór roku jest mitem, przypomina Jerzy Jarzębski [[Jarzębski J., {Prowincja centrum. Przypisy do Schulza}, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2005, s. 23; Idem, Powieść jako, s. 181.]] . Wiosna to pojedynczy tekst, niejasny, pełen niedomówień, kapryśnych domyślników, elips i wolnych luk między sylabami. Wiosna gubi sens i podejmuje go na nowo. To nie odszyfrowany (jeszcze) manifest, historia wielotorowa [[Idem, {Powieść jako...}, s. 186; {Sklepy...}, s. 124.]] . Lato stanowi mityczny wzorzec, formułę świata. To projekt, „wielka Księga wakacji”, którą można do woli wertować, jest otwarta na próby odczytania, odszyfrowywania. Ale strukturę tę można uzupełniać nowymi treściami, treść jej rośnie dalej między okładkami [[Jarzębski J., {Powieść jako..}, s. 124, 184, 186.]] . Jesienią natomiast dochodzi do hipertrofii interpretacji. Trzecia faza roku jest wieloznaczna gdyż obfituje w mnogość mitów – hybryd, obrazów metaforycznych i fikcyjnych. Wokół letniej księgi rozrasta się cała biblioteka. Między rozdziały zostają potajemnie wsunięte dni - apokryfy, palimpsesty lub puste strony. Model kalendarza rozpada się pod wpływem „szybkiego samorództwa blagi i majaczeń” [[Ibidem, s. 86, 124, 184, 186.]] .



3. Jeśli książki są przyrządami optycznymi, jak chciał Proust, to ich teksty na wzór soczewki i zwierciadła stanowią bryły, konkrecje mniej lub bardziej przeźroczystego materiału, odbijające obraz, skupiające i rozpraszające uwagę czytelnika. Terytorium opowiadań Schulza stanowi przypadek {aberracji układów optycznych}, wad układów przejawiających się nieostrością i zniekształceniem otrzymywanych obrazów. Aberracja to odchylenie od normy, wynaturzenie, degeneracja przestrzeni. Jej powodem jest niedoskonałość tworzywa elementów optycznych. To drugi obszar metaforyczny: przestrzeń patologiczna. Schulz wybiera miejsca „anormalne”, pokazuje dewiacje, „anomalia” [[Zajmuje się nimi m. in. Piotr Filonowicz w eseju pt. {Szczudła kaleki} (Twórczość, nr 12 (709) / 2004, ss. 76 – 85).]] .



Po pierwsze, są to miejsca zdiagnozowane jako gorsze gdyż tylne i najdalsze, takie jak tylne ściany budynków, a często zaledwie szop, pochowane gdzieś w zaułkach, najdalszych, „ostatnich” odnogach ulic miasteczka. Opowiadane wypadki nierzadko zdarzają się na śmietniskach i w rupieciarni. Raz okazuje się nią ptaszarnia, innym razem miejskie muzeum. To, co prowincjonalne staje się tu nieistotne; opisane epizody mają „w gruncie rzeczy” małe znaczenie, łatwe do zapomnienia i zatarcia [[{Sklepy...}, s. 49, 59, 95, 203, 215.]] .



Obok odnajdujemy przestrzenie mętne lub gęste i splątane, takie jak ulice, które zwielokrotniają się i plączą, wymieniają jedne z drugimi tworząc swoje sobowtóry, zwodnicze układy owocujące urojeniami wprowadzonego w błąd wędrowca. To „nieporozumienie” nie skrywa niczego poza banałem i pospolitością. Ulice te zamieszkiwane są przez stworzenia bezsensowne i głupie. To przeciwstawiona regionom poezji strefa spraw codziennych, zaludniona miałkimi umysłami, pozbawionymi szlachetnego polotu fantazji. Ten „tani materiał ludzki” pozbawiony jest nawet „wybujałości instynktu i ciemnych namiętności”. Pospolite natury, „nieświadome sensu świata”, nie pamiętając kim są, spędzają dni w takt głupich melodii. Scenerię ich codziennej krzątaniny tworzą bezużyteczne chaszcze wypełnione bezsensownymi, „zidiociałymi” chwastami [[Ibidem, s. 12, 57, 75, 104, 105, 198.]] .



Poznajemy kolejno niepewne, niezbadane rejony miasteczka - teren o „podejrzanej egzystencji”, taki jak sławna ulica Krokodyli, dzielnica „wybrakowana” jako topograficzna biała plama, marginalna półrzeczywistość, pozostająca na rubieżach obszaru gwarancji i kartograficznej odpowiedzialności [[Ibidem, s. 66, 213, 214.]] . Wreszcie oglądamy miejsca zepsute, zużyte lub zdegenerowane, ze skazą. Są to stare mieszkania o „zużytych atmosferach” pokryte już „humusem wspomnień” lub chore z nudy rumowiska. Te wydzielające odór zepsucia zakamarki tworzy substancja rozluźniona, zdegenerowana i zmęczona [[Ibidem, s. 41, 42, 56, 69, 73.]] .



Ze zwyrodnienia bierze się zdziczenie, objawiające się w sztucznej wybujałości form, fantastycznym ale i niedorzecznym wyolbrzymieniu kształtów, towarzyszącym wewnętrznej mizerii. Na tym przeciwieństwie polega „cyniczny bezwstyd i rozpusta” sadu, dominium rozbestwionych warzyw, lub strychu, gdzie panoszy się „puste i bez życia” ale fantastycznie upierzone ptactwo. Taki stan rzeczy Schulz określa jako przeciwny naturze, a przez to „głęboko grzeszny” [[Ibidem, s. 25, 50, 95.]] .



Kolejną patologią przestrzeni jest imitatywność. Brak określonego, zdecydowanego charakteru powoduje, że następujące w niej wydarzenia nie są ostateczne, a nawet nie dochodzą do skutku. Bezsilne ruchy i gesty nie znajdują swojego finału, bez pointy zawisają w powietrzu. Następuje ferment pragnień niemożliwych do spełnienia. Jednocześnie brak wagi wydarzeń powoduje atmosferę nieważkości, w której najmniejsze zachcianki i majaki z łatwością materializują się w formie lekkich, puszystych narośli i chwastów. Przestrzeń tę, jako skrywający banał pozór, porównuje Schulz do papierowej imitacji rzeczywistości na wzór fotomontażu z gazet [[ Ibidem, s. 74, 75.]] .



Kwintesencją wymienionych wyżej anomalii jest wspomniana już ulica Krokodyli. Te okolice o dwuznacznym i wątpliwym charakterze, dzielnica „pasożytnicza”, składa się z nędznych imitacji miejsc, miejsc wadliwych i mętnych o jałowej atmosferze. To tu dochodzi do pustej i bezbarwnej wegetacji tandety i pozoru. Zamieszkują ją „szumowiny, gmin, kreatury bez charakteru, bez gęstości, lichota moralna, nędzna odmiana człowieka, która rodzi się w takich efemerycznych środowiskach” [[Ibidem, s. 67.]] .



Ta sama patologia dotyka czas. Opisane epizody następują w trakcie „pauzy”, „za marginesem czasu”, „na rubieżach nieskończonego dnia”, „na bocznej, zapomnianej linii”. Czas porównany jest do „złej, sypkiej mąki wariatów”. Jest to czas zużyty, znoszony przez ludzi, czas z drugiej ręki, a w efekcie cofnięty i zdziwaczały. Dzieli się na osobliwe i wyrodne lata, fałszywe miesiące oraz dni twarde od zimna i nudy jak zeszłoroczne bochenki chleba [[Ibidem, s. 11, 13, 24, 86, 222, 238.]] .





4. Drugą interesującą topografa kwestią jest optyka tej opowieści, pytanie o widok z wnętrza miasteczka. Dominują tu dwie perspektywy. Perspektywa pierwsza to spojrzenie w kierunku Księgi (Demiurga, Boga, idei). Opowiadający nie spuszcza wzroku z Autentyku. Tekst Księgi jest punktem odniesienia, stanowi Kodeks – źródło miary, od którego zdiagnozowane anomalia stanowią odchylenie. Kodeks oznacza tu też drzewo wiedzy oraz sporządzoną z jego drewna księgę. To zbiór norm, wzorzec, a zatem domena Logosu. Towarzyszy mu gwarancja, pewność (której codzienności w Drohobyczu ciągle brak). Synonimy takiej gwarancji to poręczenie, niezawodność, rękojmia, wiarygodność, bezpieczeństwo. To odpowiedzialność za jakość ponoszoną przez (s)twórcę wobec klienta.



Czym jest tekst Księgi? To ostateczne dno sensu, poza które niepodobna wyjść, wzorcowa historia, fabuła nadająca treść światu. Sens jest zdaniem Schulza „istotą rzeczywistości” dlatego, że to co nie ma sensu, nie jest dla nas rzeczywiste (prawda świata Mitu jest więc funkcją sensu). Nieskończone „wylęgarnie historii, fabryki fabulistyczne” to fundament, pierwotny żywioł, pratworzywo świata. Były „na początku” i to z nich wzięły się wszystkie książki i legendy, a także książki nigdy nie napisane, {błędne i stracone} [[ {Sklepy...,} s. 145; Jarzębski J., {Powieść jako...}, s. 201, 204, 208, 209.]]. Pyta Schulz: czy nie znamy już z góry wszystkich krajobrazów, które napotykamy w naszym życiu? Czy w ogóle może zajść coś nowego, czego byśmy „w najgłębszych naszych rezerwach” od dawna nie przeczuwali? Nie, ponieważ nic nie dzieje się po raz pierwszy, a wszystko się powtarza i powtórzy. Codzienne wydarzenia to jedynie aluzje, przybliżenia, ułamki potłuczonego zwierciadła, kawałki tego, co jest jedno i niepodzielne. Mimo to każde małe i ubogie zdarzenie może dla uważnego spojrzenia otwierać w swoim wnętrzu „nieskończoną i promienną perspektywę”. Może dzięki temu, że usiłując się wyrazić błyszczy w nim byt wyższy. Przekonanie o tym, że każdy fragment rzeczywistości jest odbiciem jakiegoś odwiecznego mitu świadczy o romantyzmie zamieszkującego miasteczko narratora [[{Sklepy...}, s. 109, 110, 156, 287 – z posłowia Sandauera; Jarzębski J., {Prowincja jako centrum...}, s. 16.]] .



Podejście autora do Księgi to jednocześnie wiara i obiekcje. „Mimo wszystkich {zastrzeżeń} ona była”, pisze z nostalgią [[{Sklepy...}, s. 110.]] . Jakie to zastrzeżenia? Oto w Drohobyczu dawno już doszło do utraty Księgi. Leszek Szaruga przywołuje ten nurt refleksji, którego przedstawicielem jest Schulz. Zakłada on, że Księga do której odwołuje się tradycja jest falsyfikatem, czymś {podstawionym} w miejsce Księgi, ponieważ Autentyk został utracony. Nastąpiło jego zagubienie, zasłonięcie, oddalenie, a-topia (negatywna, z minusem oznaczającym brak) [[Szaruga L., {Przestrzenie słowa. Eseje}, Wydawnictwo Baran i Suszyński, Kraków 2002, s. 53. Tu odwołanie do pism Ludwika Flaszena. Rozszczepienie przestrzeni na Księgę i apokryficzną Xięgę dostrzegł również w opowiadaniach Schulza Szymon Wróbel (zob. Wróbel Sz., {Galaktyki, biblioteki, popioły}, Universitas, Kraków 2001). Czy kwestia pochodzenia, wzajemnej kolejności Xięgi i Księgi rozstrzygnięta jest przez Schulza jednoznacznie na korzyść pierwszeństwa Autentyku (K)?]] . W opowiadaniach Schulza Księga zostaje zbezczeszczona i poniżona. Wielki, płomienny Kodeks jest splądrowany, ulega degradacji. Schulz szuka winnych tego zbezczeszczenia. Są nimi między innymi głupie i niczego nieświadome kobiety oraz równie ślepe siły żywiołów. Co takiego robią one z kartkami Księgi? Wydzierają je, wydają na żer prozie życia, banałowi, trywialności. Kiedy Kodeks się zużywa panoszą się dowolność i bezład. Następuje zagubienie centrum i pęknięcie konstrukcji zorientowanej wobec jednego ośrodka sensu [[{Sklepy...}, s. 101, 108; Jarzębski J., {Powieść jako...}, s 203. Księga zostaje zniszczona, a jednak apologeci Księgi, kapłani twierdzą, że Autentyku ciągle przybywa. To wg Schulza „nudna doktryna”, ma on zdystansowany stosunek do tradycyjnego nurtu wyznawców Księgi({Sklepy...,} s. 108).]] .



Odtąd Księgę otacza tajemnica. Wtajemniczony jest ojciec autora, zaprzysiężony {tamtej stronie}. Gdzieś u zarania mitycznej epoki dzieciństwa bohatera opowiadań ojciec zgłębia Księgę. Aby odnaleźć jej wątek potrzeba mu odwagi serca, fantazji i domyślności. Drogą do wtajemniczenia jest więc poezja, polot twórczy. Trzeba się wystrzegać ciasnej małostkowości, codziennej pedanterii, tępej dosłowności. Dopiero dla uważnego czytelnika natura, istota rzeczy staje się jasną [[{Sklepy...,} s. 55, 115, 148, 151.]] . Poszukiwanie horyzontu Księgi to nieustanne ponawianie próby czytania i pisania jej tekstu. To wysiłek tłumaczenia, też w kontekście usprawiedliwiania, uzasadniania świata. Tłumaczenie to powstaje na granicy dzielącej wyrażalne i niewyrażalne (chaos, pustkę). Dlatego tłumacz ma przed oczami drugi biegun – perspektywę otchłani.





5. Perspektywa druga: przestrzeń a nicość. ..Czy wszystko w równej mierze da się usprawiedliwić? Może wszystko oprócz nieobecności...” [[Szaruga L., {Przestrzenie}, s. 26]].



Zamknięcie Księgi jest odejściem od wizji, powrotem do codzienności, do „opowieści idioty pełnej wrzasku i furii”. Zjawa rozmywa się w jawie, traci swe kontury, staje się bezkształtną, bełkocącą pokraką. Szaruga przypomina, że szczególnie po II wojnie światowej literatura zdaje sobie sprawę z wymykania się świata tej przestrzeni języka, jaka została zbudowana przez literacką tradycję[[ Choć myśl jest bliska tekstu Księgi to Księga jest nie do wysłowienia, żaden obraz czy słowo nie mogą jej dorównać. Tajemnica istoty rzeczy nigdy nie zostanie zgłębiona, pragnienie poznania nie będzie spełnione. Pisze Schulz „...jak gdyby można było...” z porysowanego muru odczytać prawdziwą tajemnicę, ale wątpi, że to prawdopodobne. Autentyk jest rzeczą bez miary, to „niekończąca się zorza”, podczas gdy książki przemijają, ich strony „stygną”, „formułki obumierają”. Książki, a między nimi Biblia, to „skażone” apokryfy, kopie, nieudolne falsyfikaty. {Sklepy...,} s. 99, 101; Szaruga L., {Przestrzenie słowa}, s.14, 15, 17, 19, 23, 58.]]



Przeciwnym biegunem, którego nieustannie świadom jest narrator jest więc otchłań, pustka. Wariantem nicości zagrażającej przestrzeni są przede wszystkim dowolność, brak miary i ograniczeń. Organizacje materii są nietrwałe i luźne, łatwe do uwstecznienia i rozwiązania. Wszelkie formy luźno „wiszą” nad rzeczami, „wyczerpane treściowo w nieskończonych metamorfozach”, łatwe do strącenia. Tak jak postać ciotki, „mięso jej osoby”, które buja poza swoimi granicami. Luźno utrzymuje się ona w skupieniu, gotowa się rozpaść. Wszelką miarę traci też sad. W paroksyzmach szaleństwa panoszą się tam zdziczałe i rozbestwione warzywa. Piękno rupieci na strychu wyradza się w kuglarstwo i bolesny nadmiar. Z kieratu zdarzeń wyłamuje się nawet czas, a wtedy dziki i oszalały pędzi „na przełaj”, bez miary i rachuby. Upływa nie liczony tworząc dziwne węzły i zapętlenia [[{Sklepy...}, s. 15, 36, 50, 53, 204]].



Tej utracie miary i brakowi granic towarzyszą zwyrodnienia i przerosty, nie sformułowane narośla wyrastające w nieznane wymiary. Towarzyszą im także frywolne zmiany formy. Takie jak te, na które cierpi ojciec bohatera opowiadań. Zamienia on postać nagle i niekiedy. Jak inne formy w otoczeniu, przepoczwarza się gwałtownie. Także krajobraz wychodzi poza swoje granice, skłonny do „rozwiązłości”. Rozprzęga się w pozbawione kontroli wybryki i fanaberie, które są poza rachubą, nie liczą się. Powszechna panmaskarada w Drohobyczu to wstrzymanie wszelkich ostatecznych decyzji co do formy bytu, nieustanna zmiana figur, tymczasowa chwiejna równowaga sytuacji [[{Sklepy...}, s. 27, 158, 178, 196; Jarzębski J., {Powieść jako...}, s.199.]]



Taki stan rzeczy cechuje się nieważkością. Skutkuje zaś nieważnością, za którą kryje się pustka. Wyzbycie się ciężarów powoduje zniwelowanie różnic, rozluźnienie wszelkich więzów i obojętność. Brak więzi i oporu dają „bezgraniczną swobodę” do tego, by nie zagrzewać nigdzie miejsca. Narrator „dawno przestał zagrzewać miejsce pod sobą”. Nadzwyczajna lekkość, niezależność i nieodpowiedzialność cechują Doda, którego pamięć nie sięga w istocie poza chwilę i najbliższą aktualność. „...jest się zbyt lekkim, zbyt nieodpornym, żeby się oprzeć tańczeniu, a zresztą w imię czego sprzeciwić się tak bezpretensjonalnej propozycji? [[...{Sklepy...}, s. 246, 263, 264. (podkreślenia A.K)]]



Nad krawędź otchłani prowadzi też wszechobecny w Drohobyczu rozpad rzeczy. Całe dni i tygodnie nie przystając do siebie rozchodzą się w nicość. Nagle urywają się, rozprzęgają i rozwiewają anegdoty - wydarzenia [[{Sklepy...,} s. 16, 237.]] . Narrator opisuje widoczny rozkład miasta, które popadając w chorobliwą szarość świtów i zmierzchów regularnie „porasta na krawędziach liszajem cienia i mchem rdzy”, pasożytniczym grzybem. Wtedy to „...świat więdnie i czernieje, wydziela się z niego majaczliwy zmierzch, którym się wszystkie rzeczy zarażają; wszystko butwieje, czernieje i rozpada się w próchno...” [[Ibidem, s. 89.]] . Miasteczko poddawane jest też nieustannej penetracji żywiołów, takich jak ogałacająca ulice i place wichura. Pod wpływem agresji tego nieokreślonego bezkresu krajobraz staje się kruchy i nietrwały [[Mimo to wyróżnić można w przestrzeni dwa bieguny. Z jednej strony są uporządkowane, umiejscowione, szczegółowo określone i nazwane fragmenty centrum. Centrum jest wyraziste i dobrze widoczne. Jak zauważył Jarzębski, droga z centrum na peryferie jest procesem rozprzęgania się formy. Im dalej, tym kontury zamazują się coraz bardziej. Na obrzeżach dominuje materia o nieostrych granicach, z której wszystko może się zrodzić. Przedmieście ma cechy labiryntu, w którym wszelkie lokalizacje są pozorne. Szczegółowa i konkretna w centrum mapa jest coraz mniej wyraźna, bardziej schematyczna im dalej od środka. Jednym z powodów tego stanu rzeczy jest silniejsze zakotwiczenie starej, konserwatywnej część miasta w mitologii, w pamięci i świadomości mieszkańców. W porównaniu z nią nowa ulica Krokodyli, pełna powierzchownego splendoru, „zdradza swój sztuczny, nieprawdziwy charakter” – określenie Jarzębskiego. Horyzont miasteczka jest zupełnie zaniedbany i niejasny. Poza granicami Drohobycza „nie ma już nic”, króluje nieznany chaos obcej rzeczywistości.; Jarzębski J., {Powieść jako...}, s. 172, 173, 174; Idem, {Prowincja...}, s. 13, 92, 100; {Sklepy...}, s. 17,.]] .



Otchłań, głębia i gąszcz pojawiają się powtarzalnie i często współistnieją w zależności od pory dnia lub roku. Żywioł zagrażający rzeczywistości, czy jest nim noc, czy wnętrze własnej duszy, tworzy labirynt. To „podziemia rzeczywistości”, plączące się w ciemności korzenie bezsensu. Narrator ma trudności w odróżnieniu fasad domów, pokonuje manowce dziwnych i splątanych przygód, mylą mu się wątki. Noce dzikie i rozprzestrzenione, wielokrotnie rozczłonkowane, prowadzą bohaterów wśród wertepów i rozłogów bezdrożami, nieregularnymi i nieprzebytymi gęstwinami, nie uporządkowanymi w żadne konstelacje [[W perspektywie Księgi zabrzmi pytanie: już czy jeszcze nie uporządkowanymi? {Sklepy...,} s. 17, 19, 29, 30, 124, 144; Jarzębski J., {Powieść jako...}, s. 190, 191.]] . Bezmierny rozrost nocy skutkuje tylko pustką. Noc „rozsypuje się w gwiezdną obojętność”. Nie można niczego przeciwstawić jej „bezdennym pustkowiom”. Jej nieregularne przestrzenie to dzikie krajobrazy, żałosne i bezdomne. Dniom także brak jakiegokolwiek sensu. Są zbyt „rozległe na swą treść ubogą i nijaką”, to dni przybladłe z nudy, spędzane na bezcelowym wałęsaniu się po mieście, kiedy w głowach nie ma myśli, a jedynie nawyk pustej egzystencji. To dni i noce „pustej wolności”, „wielkiej nudy antraktu”, kiedy świat „zbliża się powoli do jakiejś granicy”. Również zimę, kiedy to przestrzeń pokoju obrasta gąszczem tapet, „kędzierzawych arabesek, pęków oczu i uszu, wyrojonych i zwielokrotnionych z nocy”, wypełnia „smutek pustkowi”. To tylko otręby pustych, smutnych godzin [[{Sklepy...}, s. 26, 125, 126, 128, 129, 164.]] .





6. Księgę zamknięto, ogłasza Schulz. I zgubiono. Nie ma czego otwierać, nie ma czego czytać. Rzeczywistość to ostatnie stronice Kodeksu, jego {nieurzędowy} dodatek pełen odpadków i rupieci. Z „Mityzacji rzeczywistości” wiemy przecież, że nic nie jest nowe ani neutralne, wszystko już miało sens. Budujemy swoje historie z ułamków starych mitów, najnowsze pojęcia są pochodnymi dawnych historii. Potocznie używane słowa to pozostałości dawnych, odwiecznych opowieści, jednak ich idee zostały przeobrażone i okaleczone. Świat już się zużył i podupadł, rzeczy straciły swój blask, ślady ręki mistrza. Ani jedna strona właściwego tekstu nie pozostała. „{Z językiem od dawna dzieją się dziwne rzeczy: wypadł z formy, wykorzenił się, zatracił zdolność nazywania}”, a przez to ostatnie słowa Księgi mają sens „na opak”. Rzeczywistość to twory – pytania, które dorwały się podstępem swojego miejsca w bycie, wbrew planowi stworzenia i zagrożone wciąż trwożliwie intrygują [[{Sklepy...}, s. 115, 116.]] . Status Drohobycza w planie kosmosu, w przestrzeni i czasie, w Księdze jest problemem, brak mu legitymizacji. Przebywanie tu skazuje na problemy ze znalezieniem się na „właściwym miejscu”, a w efekcie na zagubienie lub występek. Dlatego cytując Michaela Foucaulta można powiedzieć, że opisane przez Schulza miasteczko jest heterotopią, czyli miejscem „negatywnym”, przeciw-miejscem (counter-site), w którym inne fragmenty przestrzeni społecznej znajdują swoje wyobrażenie, są przedstawione, kontestowane i odwrócone [[ M. Foucault, {Of Other Spaces} (1967), Heterotopias,

http://foucault.info/documents/heteroTopia/foucault.heteroTopia.en.html, s, 6.]].



Opisane przez pisarza wypadki to zdarzenia, które {przyszły za późno, gdy cały czas był już rozdany, rozdzielony i rozebrany}. Oderwane od pierwotnych kontekstów są problemem dla narracji, zagrażają ciągłości Opowieści. To zdarzenia {bezdomne i błędne}. Schulz {podejrzewa} jednak istnienie bocznych odnóg czasu, nielegalnych i problematycznych, gdzie uszeregowane są nadliczbowe zdarzenia. W bocznych odnogach historii, na jej ślepych torach, można upchnąć te nadliczbowe dzieje tak, aby „nigdy nie miały miejsca” w wersji oficjalnej. I co najważniejsze dla czytelnika, ta {nieczysta manipulacja} zmiany toru na ślepy {już} się dokonała.



Heterotopie nie są tak otwarte i dostępne jak wszystkie miejsca publiczne. Najczęściej łączą się z etapami życia, przełomowymi wydarzeniami, dzielą biografię na określone okresy [[Ibidem, s. 5, 6.]] . To definicja. Opowiadania Schulza pełne są konkretnych przypadków wyróżnionych przez Foucaulta kategorii. Jesteśmy naocznymi obserwatorami burzliwych wypadków „poza domem”, w sanatorium, czy nocnej kawiarni, w dryfującym wnętrzu porwanej dorożki, miejskim muzeum, czy też zakazanej i iluzorycznej dzielnicy Krokodyli. Heterotopie te pełnią wyraźnie określone funkcje w odniesieniu do całego pozostającego poza nimi obszaru. Zdolne do zestawiania w jednym realnym miejscu kilku przestrzeni, które poza nim nigdy do siebie nie przystają, pozwalają zakwestionować zastaną ich organizację, kontestować utrwalony przebieg granic doświadczenia tego, co sensowne i czytelne [[Ibidem, s. 3, 4, 5.]] .





7. Tak też między opisanymi wcześniej biegunami Kodeksu i otchłani odprawiane są przez ojca narratora niezwykłe praktyki. Jego „wtórna demiurgia” to herezja, zmaganie z tajemnicą Księgi zawartą w tradycji judaistycznej. Obciążony wielką odpowiedzialnością Jakub nie upada na duchu {gdy wszystko jest zamknięte na głucho i zamurowane nudą}, ale walczy o jedność i spójność planu kosmosu.



Jedną z postaci tradycyjnych opowieści, do których Schulz podchodzi z rezerwą, wobec których ma największe zastrzeżenia, jest Starotestamentowy Bóg Jahwe. Po intelektualnym akcie odrzucenia wiary przez narratora, na miejscu Demiurga powstaje pustka, zaświaty spowija nieokreślona ciemność, Kreator okazuje się fantomem. Jednakże tradycyjny model świata nadal produkuje pytania odsyłające do ukrytego sensu. W efekcie dochodzi do ambiwalentnej gry masek, form i ról. Jarzębski pyta, czy jest tu coś na serio? Odpowiada, że poważne są u Schulza fascynacja abstrakcyjnym uniwersum nauki i jednocześnie lęk przed rozpadem mitycznego świata sensu. Pisze, że może gdyby Schulz był wierzący łatwiej znalazłby pocieszenie. Jednak Schulz nie wierzy w ostateczny, definitywny charakter jednej kultury czy światopoglądu [[{Sklepy...}, s. 20, 22; Jarzębski J., {Prowincja...},s. 72.]] . Ironia, przesada w opisie wydarzeń, wskazują na jego wątpliwości również co do tego, że alternatywą dla monopolu jednej prawdy jest relatywizm. Pokazanie rzeczywistości jako konfliktu Istoty i Pozoru to świadomość braku pewnych danych o „prawdzie Bytu”. Bardziej wzorem współczesnych hermeneutów pisarz uznaje, że pomiędzy tymi skrajnościami istnieje cała różnorodność prawd, stopni przybliżeń i interpretacji. Pokazuje względność wszelkich uporządkowań. Mit, który jest esencją zdarzeń, spełnia się wszędzie, w dowolnym punkcie przestrzeni. Nie jest to jednak ośmieszenie wiarygodności mitycznego wymiaru rzeczywistości, lecz dowód na jego wszechobecność. Mityzacja jest antidotum. Schulz chce nasycić rzeczywistość na powrót mitycznym sensem, który utraciła w trakcie odczarowywania przez abstrakcyjne teorie [[ Jarzębski J., {Prowincja...}, s. 70, 71 82, 83, 119, 126 - 128. Obecne jest tu więc przekonanie MacIntyre’a, Kołakowskiego, czy Eliade o tym, że człowiek w swojej praktyce jest zwierzęciem opowiadającym historie. Staje się poprzez swoje historie, musi uczyć się swoich ról, aby zrozumieć jak reagują na niego inni. Relacje międzyludzkie potrzebują objaśnienia, artykulacji płynącej z mitów, ich gotowych fabuł i metaforyki.]] . Choć, jak się okaże, i temu projektowi pisarz do końca nie dowierza.



Herezja zaczyna się od zbezczeszczenia Autentyku. Miasto pozbawione swej duchowej elity, swych „wspaniałych patriarchów”, popada w zwątpienie i odszczepieństwo, otwiera bramy na tresurę i łamanie charakterów (przez naukowy obraz świata?). Dezintegracja tradycyjnie funkcjonującego, spójnego modelu rzeczywistości powoduje zwątpienie i odszczepieństwo ojca, jego ucieczkę w mityzację. Występek ten polega na wystąpieniu z ram, odstąpieniu od zasad. Ojciec pogrąża się w księgach rachunkowych, błądzi w labiryntach zawiłych obliczeń (wszak tradycyjnie klucz do tajemnicy rzeczywistości to formuła, liczba) [[{Sklepy...}, 18, 108, 258; Jarzębski J., {Prowincja...}, s.57.]] . Jego zajęcie to opowiadanie historii, które zamienia się w niepokojącą, obrazotwórczą siłę. Jest uzurpatorem; w zaślepieniu, w {fałszywym} natchnieniu podejmuje się wykładu pisma. Przekraczając swoje ograniczenia narzuca rzeczom własny scenariusz. Niepoprawny improwizator, wechmistrz wyobraźni, wydaje wojnę żywiołowi nudy, broni „straconej sprawy poezji”. Jako metafizyczny prestigitator Jakub sprzeniewierza rzeczy, przechyla je w wątpliwe, ryzykowne i dwuznaczne regiony wielkiej herezji. Uwodzi je swoim magnetycznym urokiem, tak że cofają się do swojego korzenia, metafizycznego źródła, czyli pierwotnej idei [[Choć z {nicości zaświatów} wywabiane są przez ojca na świat rzeczy, to starotestamentowy Bóg jest jego niedościgłym wzorem. „Wspaniały herezjarcha” jest „nieprzeliczony”, jego zasoby i źródła obfitości kolorów, przestrzeni, horyzontów są nadziemskie, nie dla ludzkich miar i rachub. Określenia takie, jak nadaromat, nadkolor ukazują rojące się możliwości. Według Schulza Stwórcy nie chodziło o ścisłość, w twórczym szale, natchnieniu mówił co mu ślina na język przyniosła. Demiurg nie posiada monopolu na tworzenie, choć jest on w posiadaniu ważnych i ciekawych recept twórczych. Wątpliwe jednak czy te recepty, przepisy kiedykolwiek zostaną zrekonstruowane. Nielegalne metody kreacji to twórczość niższej sfery, wtórna demiurgia, w której nie kładzie się nacisku na trwałość ani solidność. Jej wytwory są prowizoryczne, ich role lapidarne i zaplanowane na krótko. „Więcej skromności w zamierzeniach, więcej wstrzemięźliwości w pretensjach, panowie demiurdzy, a świat byłby doskonalszy”, upomina ojciec. Jego postulatem jest mniej treści, więcej formy aby „światu ulżył ubytek treści”. {Sklepy...,} s. 26, 29, 184; Jarzębski J., {Prowincja...}, s. 80. .]]

W odpowiednim czasie, „tylko raz w roku” przestrzeń jest pusta i czysta, „okna otwarte ku czystej głębi nieboskłonu”. Poeta „nieobciążony i nowy” stoi na krawędzi nowego, nie zużytego dnia, ma dostęp do nie zapisanych ksiąg horyzontów. Samotny stoi na wielkim placu, pustym jak nowy nie zaczęty rok, doskonała kula nie zużytego dnia. Ojciec planuje podzielić i nazwać świat na nowo tak, jak za prawieków nim zaczęły się dzieje. Wysuwa projekt spisania jego topografii. Zaplanowane prace naukowe objąć mają „geografię wewnętrzną kosmosu”, „topografię nocy lipcowej”, a także „zarys ogólnej systematyki jesieni”, której celem jest wyjaśnienie „raz na zawsze” istoty tej pory roku [[{Sklepy...}, s. 34 – 37, 118, 119, 132 – 135, 191, 202.]] .





8. Spojrzenie ironiczne pokazuje jednak dystans do tego poetyckiego projektu. Herezja okazuje się tylko nieodpowiedzialnym kamuflażem i celową manipulacją. Teoria spiskowa odsłania mistyfikację. Ojciec nie dowierza powłoce materialnej rzeczy, domowego świata władanego przez kobiety - rzeczniczki zwykłości i banalności. Szuka wtajemniczenia, przejścia na „tamtą stronę”. Doszukuje się w tworzywie rzeczywistości ukrytych energii i możliwości. Ale postrzega on materię jako falujący od nieskończonych możliwości teren „wyjęty spod prawa”, otwarty dla wszelkiego rodzaju szarlatanerii i dyletantyzmów (Xięgę). Jako domenę nadużyć i manipulacji demiurgicznych. Mistyfikacja to drugie źródło efemeryczności, nietrwałości konwencji opisanego świata (pierwszym, jak już wspomniałam, jest kruchość i tandetność kruszywa rzeczywistości). A mistyfikatorów jest wielu, na przykład Adela, spiskowcy z Bianką na czele, antykwariusz. Dla Jarzębskiego narrator jako bohater wydarzeń, odgrywa „rolę” w stylizowanej historii. Język jego komentarzy to spiętrzenie metaforyki, którą rządzi zasada zmieszania sfer. Łączą one biologię z historią, mitologię z kupiectwem itd. Schulz manipuluje znaczeniami wyrazów. Patos podszytej prowincjonalizmem niepewności siebie towarzyszy mistrzostwu stylistycznemu oraz stylu tego autodemaskacji jako rodzaju sztuczki, żonglerki [[ Jarzębski J., {Powieść...}, s. 206; Idem, {Prowincja...,} s. 41 (przypis 13), s. 117.]] . Mistyfikacja ta to przypadek dziwnej symulacji materii, pozór życia, formy graniczne, wątpliwe i problematyczne. Ład przestrzenny, obraz topograficzny Drohobycza jest także maską, którą można by zastąpić inną. Rzeczywistość to zaimprowizowana maskarada, cienka jak papier i wszystkimi szparami zdradzająca swą imitatywność. Oficjalna historia, tak jak oficjalna geografia, jest niezupełna, są w niej umyślne luki, pauzy i przemilczenia. Kamuflaż wprowadza w błąd. Zwodzi poprzez {pozór prawdy} (więc fałszywemu obrazowi rzeczywistości cały czas towarzyszy w tle cień {prawdziwego} obrazu). Trzeba wiele cierpliwości aby poza tą plątaniną odnaleźć tekst właściwy, wydzielić zdrowe ziarno sensu. Być może zasłonę z tych tajemnic mogłyby zedrzeć zakazane druki publikowane w tajnych klubach na ulicy Krokodyli [[{Sklepy...}, s. 36, 43, 58, 71, 169; Jarzębski J., {Prowincja...}, s. 11, 98.]] .





9. Przeciwieństwem chorobliwego poetyckiego relatywizmu - nielegalnej płynności kategorii i pojęć, natchnionej i grzesznej mnogości sposobów istnienia - jest jednoznaczność potoczności, która nadaje ramy obowiązującej poprawności. Najbliższa rodzina chce ukrócenia wybujałości ojca. Ale nie tylko. Na straży prawomyślności stoi władza urzędowa. Autorytet cesarza hamuje rozrost świata, „narzuca powagę na szalę prawdy i trzeba zrezygnować z urojeń duszy, zaangażować się jak się da w tym jedynie możliwym świecie i zapomnieć!”. Pieczęć cesarska głosi: „taki jest świat i nie masz innych światów oprócz tego”. Wszystko inne jest urojeniem, dziką pretensją i uzurpacją. Stempel ogranicza świat, stwierdza niezmienny jego wygląd. Znaczek jest symbolem codzienności, zdeterminowaniem wszystkich możliwości, rękojmią nieprzekraczalnych granic, w których już raz na zawsze świat jest zamknięty. Natchnione zmiany form są też osobistym niebezpieczeństwem dla cesarza. Centrum jego władzy jest kancelaria, jego żywiołem „świat ujęty w regulaminy prozy, w pragmatykę nudy”. Swoim urzędowym ciężarem (po-wagą) reguluje on bieg świata, dzieli na rubryki, ujmuje „w kraby proceduralne i zabezpiecza przed wykolejeniem w nieprzewidziane i awanturnicze”. Cesarz jest zwolennikiem godziwej i bogobojnej radości, jak ją ironicznie określa Schulz, radości w stylu CK [[{Sklepy...}, s. 131, 132, 158, 159]]..



Jerzy Jarzębski pyta, czy Schulz jest anarchistą wobec reguły Tekstu? I czy lękając się otchłani zarazem masochistycznie brnie w jej kierunku? Czy przyklaskuje „żywiołowi będącemu pożywką dla demonów, które i jego w końcu pochłoną”?[[Jarzębski J., {Prowincja...}, s. 55 (przyp. 22), s. 56.]] Schulz pisze sarkastycznie, że może (?) dobrze się stało, że nie ma już żadnych świętości, więzów, praw i dogmatów, że wszystko jest dozwolone i wszystkiego można się spodziewać. Wolno teraz według własnego kaprysu odbudować rzeczywistość z gruzów. Wolno, ale czy to możliwe?

Schulz dystansuje się do obydwu tych skrajności: zarówno dogmatu jednoznaczności, jak i „romantyki”, nieograniczoności wspaniałego bluźnierstwa. Względność, nietrwałość uporządkowania tego, co ma sens na rzecz obszaru kamuflażu i pozoru znamionuje zasygnalizowany przez Jerzego Jarzębskiego „przestrzenny aspekt ironii” w opowiadaniach [[{Sklepy...}, s. 103, 107, 111, 113, 116, 120; Szaruga L., {Przestrzenie słowa...}, s. 18.]] . Przeciwieństwem prawdy jest bezsens, zaś bezsensowność to nadmiar, a nie (tylko) proste zaprzeczenie czytelności. To sens właśnie jest przedmiotem manipulacji przy wyznaczaniu granic czytelności i czytania. Schulz i jego postacie zamieszkujące Drohobycz mają problemy z trzymaniem się wyznaczonych granic obszaru sensownego, przestrzeganiem ustalonych reguł czytelności. Na takim kwestionowaniu przebiegu granic polegają ich wysiłki „tłumaczenia świata”.

Cytat To nie jest konieczność dziejowa, że proletariat żre spulchniacze i wypełniacze. O nie! DOMINIK PASZKIEWICZ

Sonda

Czy istnieje wolna wola?

zobacz wyniki