Lewica wobec Eurokonstytucji
03/01/2006
Slavoj Žižek
Lewic
a wobec EurokonstytucjiPrzesłanie płynące z referendalnego "nie" dla nas wszystkich, których obchodzi Europa, brzmi następująco: żadni anonimowi eksperci, których produkt sprzedaje się nam w podkolorowanym liberalno-multikulturalistyczcnym opakowaniu, nie uchronią nas przed samodzielnym myśleniem.
Wspólnoty Amiszów praktykują rytuał zwany rumspringa. Po osiągnięciu 17 roku życia ich dzieci, dotąd poddawane silnej rodzinnej dyscyplinie, zostają uwolnione. Pozwala się im, a nawet do tego zachęca, aby wyszły ze wspólnoty i doświadczyły życia we współczesnym świecie - prowadzą samochody, słuchają muzyki pop, używają alkoholu, narkotyków i uprawiają dziki seks. Po paru latach oczekuje się od nich decyzji: czy powrócą, aby pozostać pełnoprawnymi członkami wspólnoty, czy też porzucą ją na zawsze, stając się zwykłymi obywatelami Ameryki?
Rytuał ten ma niewiele wspólnego z permisywizmem i pozwalaniem młodzieży na prawdziwie wolny wybór, jest on tendencyjny w najbardziej brutalny sposób. Jeśli mamy tu w ogóle do czynienia z jakimś wyborem, to jest on fałszywy. Kiedy, po latach dyscypliny i fantazjowania o zakazanych przyjemnościach zewnętrznego świata, dorastający Amisz zostaje w ten zewnętrzny świat wrzucony, oczywiście daje upust najbardziej ekstremalnym zachowaniom. Chce spróbować wszystkiego - seksu, narkotyków i alkoholu. A skoro nie ma żadnego doświadczenia w radzeniu sobie z takim życiem, szybko popada w kłopoty. To z kolei generuje nieznośną niepewność, możemy się więc spokojnie założyć, że po kilku latach wróci on do swojej izolowanej wspólnoty. Nic dziwnego, że właśnie tak postępuje 90% dzieci Amiszów.
Jest to doskonały przykład trudności, jakie zawsze towarzyszą idei "wolnego wyboru". Podczas gdy formalnie przyznaje się nastoletnim Amiszom prawo do wolnego wyboru, warunki, w których się oni znajdują sprawiają, że ten wybór wcale nie jest wolny. Żeby mieć naprawdę wolny wybór, musieliby zostać dokładnie poinformowani o wszystkich możliwościach. Ale jedynym sposobem, by tego dokonać byłoby wyrwanie ich ze wspólnoty Amiszów.
Co to ma wspólnego z francuskim "nie" wobec europejskiej konstytucji, którego fala uderzeniowa rozprzestrzenia się dookoła, dodając nagle mocy Holendrom, którzy odrzucili konstytucję nawet wyższym odsetkiem głosów? Wszystko. Głosujący zostali potraktowani dokładnie tak jak nastoletni Amisze: nie dano im jasnego, symetrycznego wyboru. Same warunki dokonywania wyboru stawiały w uprzywilejowanej pozycji lobby popierające konstytucję.
Elity zaproponowały ludziom wybór, który nie był żadnym wyborem. Poproszono ich, aby ratyfikowali to, co nieuchronne. Media i elity polityczne prezentowały referendum jako wybór między wiedzą a ignorancją, między wiedzą ekspercką a ideologią, między postpolitycznym administrowaniem a starymi politycznymi namiętnościami lewicy i prawicy.
"Nie" skwitowano jako krótkowzroczną reakcję, nieświadomą własnych konsekwencji. Padły zarzuty, że jest to wyraz ciemnoty i strachu przed wyłaniającym się nowym globalnym porządkiem, instynktowna obrona komfortowej tradycji państwa dobrobytu, gest odrzucenia bez żadnego pozytywnego programu.
Nic dziwnego, że jedynymi partiami politycznymi, których oficjalne stanowisko brzmiało "nie" były te skrajne z obu stron politycznego spektrum. Poza tym oznajmiono nam, że owo "nie" było sprzeciwem wobec wielu innych rzeczy: anglosaskiego neoliberalizmu, obecnego rządu, napływu zagranicznych pracowników itd.
eśli nawet jest w tym jakieś ziarno prawdy, to sam fakt, że w obu krajach sprzeciw wobec europejskiej konstytucji nie był podtrzymywany przez spójną, alternatywną wizję polityczną jest najsilniejszym z możliwych potępieniem polityczno-medialnych elit. Jest to symbol ich niemożności artykulacji ludzkich potrzeb i niezadowolenia. Elity z kolei, reagując na referendalne wyniki, potraktowały wyborców jak opóźnionych w rozwoju uczniów, którzy nie zrozumieli lekcji udzielanych im przez ekspertów.
A więc, mimo że nie był to wybór między dwoma politycznymi opcjami, nie był to również wybór między oświeconą wizją nowoczesnej Europy, zdolnej ogarnąć nowy globalny porządek, i starymi, pomieszanymi politycznymi namiętnościami. Komentatorzy opisujący "nie" jako przejaw irracjonalnego strachu byli w błędzie. Jedyny strach, z jakim mamy tu do czynienia to ten wywołany przez "nie" w nowej europejskiej elicie politycznej. Boi się ona, że ludzie nie dadzą się już tak łatwo przekonać do ich "postpolitycznej" wizji.
Dla wszystkich innych owo "nie" jest przesłaniem i wyrazem nadziei. Nadziei, że polityka jest wciąż żywa i jest możliwa, że w związku z tym, debata o tym, jaka Europa będzie i jaka być powinna jest debatą ciągle otwartą. Oto dlaczego my na lewicy musimy odrzucić drwiące insynuacje liberałów, że głosując na "nie" stajemy się sojusznikami neofaszystów. Nowych populistów z prawej i z lewej strony łączy tylko jedna rzecz: świadomość tego, że prawdziwa polityka jeszcze nie umarła.
Istnieje pozytywny wymiar tego sprzeciwu: wybór samego wyboru; odrzucenie szantażu nowej elity, która oferowała nam wybór między potwierdzeniem jej eksperckiej wiedzy a okazanie "irracjonalnej" niedojrzałości. Nasze "nie" jest decyzją, aby rozpocząć prawdziwie polityczną debatę o tym, jakiej Europy naprawdę chcemy.
Pod koniec swojego życia, Freud zadał słynne pytanie "Was will das Weib?", przyznając się do swojego zakłopotania w obliczu zagadki kobiecej seksualności. Czy całe zamieszanie związane z europejską konstytucję nie świadczy o podobnym zakłopotaniu: jakiej Europy chcemy?
Mówiąc bez ogródek, czy chcemy żyć w świecie, w którym jedyny wybór to ten między cywilizacją amerykańską a wyłaniającym się właśnie chińskim autorytarnym kapitalizmem? Jeśli odpowiedź brzmi "nie", wtedy jedyną alternatywą jest Europa. Trzeci świat nie jest w stanie przeciwstawić się w dostatecznie silny sposób ideologii amerykańskiego snu. W obecnej konstelacji sił tylko Europa może tego dokonać. Prawdziwa opozycja nie biegnie dziś między pierwszym a trzecim światem, ale między pierwszym i trzecim światem (np. amerykańskim światowym imperium i jego koloniami) a światem drugim (czyli np. Europą).
A propos Freuda, Theodor Adorno uważał, że to co możemy obserwować we współczesnym świecie, wraz z jego "represyjną desublimacją" nie jest już starą logiką represji id i płynących z niego popędów, ale perwersyjnym paktem między superego (społecznym autorytetem) oraz id (objętymi zakazem agresywnymi popędami), paktem odbywającym się kosztem ego. Czy coś strukturalnie podobnego nie dzieje się dzisiaj na poziomie polityki? Czy nie mamy do czynienia z przedziwnym paktem między ponowoczesnym globalnym kapitalizmem i przednowoczesnymi społecznościami, kosztem samej nowoczesności?
Amerykańskiemu multikulturalistycznemu imperium z łatwością przychodzi wchłanianie przednowoczesnych lokalnych tradycji. Ciałem obcym, którego nie potrafi ono skutecznie zasymilować, jest europejska nowoczesność.
Przesłanie płynące z referendalnego "nie" dla nas wszystkich, których obchodzi Europa, brzmi następująco: żadni anonimowi eksperci, których produkt sprzedaje się nam w podkolorowanym liberalno-multikulturalistyczcnym opakowaniu, nie uchronią nas przed samodzielnym myśleniem. Nadszedł czas, żebyśmy jako obywatele Europy zdali sobie sprawę, że musimy podjąć prawdziwie polityczną decyzję, czego właściwie chcemy. Żaden oświecony administrator nie odwali za nas tej roboty.
Tekst ukazał się w "The Guardian" z 4 czerwca 2005
*Slavoj Żiżek
ur. 1949,filozof i socjolog, jest profesorem na uniwersytecie w Lublanie /Słowenia/. Wykłada także w European Graduate School i na uniwersytetach amerykańskich. W latach osiemdziesiątych należał do środowiska zajmującego się rewizją i uwspółcześnieniem marksizmu. Wprowadza do współczesnej filozofii dorobek neomarksizmu strukturalistycznego / L. Althusser/i psychoanalizy, jest najwybitniejszym komentatorem myśli francuskiego psychoanalityka Jacques’a Lacana.Zdobył sobie światową sławę jako niezwykle oryginalna postać współczesnej humanistyki.W swoich pracach proponuje nowe ujęcie licznych problemów z dziedziny teorii społecznej, krytyki ideologii i filozofii politycznej. Dużo uwagi poświęca również interpretacji niektórych zjawisk z zakresu kultury masowej, głównie filmu i literatury.
Wydał m.in.: The Plague of Fantasies, 1998 /polski przekład Przekleństwo fantazji, przeł. Adam Chmielewski,Wydawnictwo Dolnośląskie, Wocław 2001/, Everything You Always Wanted to Know about Lacan but Afraid to Ask Hitchcock /1992 /, Enyoj Your Symptom /1992/, Tarrying with the Negative /1993/, Metastases of Enjoyment. Six Essays on Women and Causality /1994/, The Invisible Remainder. An Essay on Schelling and Related Matters /1996/, The Sublime Object of Ideology / Wzniosły obiekt ideologii , przeł.J. Bator i P. Dybel,Wydawnictwo Dolnośląskie Wrocław 2001 . W "Europie" nr 22 z 1 czerwca 2005 opublikowano jego filozoficzną krytykę "Gwiezdnych wojen" Lucasa: "/ Zemsta światowych finansów /".
Dodano dnia:12 sierpnia 2005