WIEŻA

Poezja Filozofów

Na VI Polskim Zjeździe Filozoficznym (Toruń 1995) wśród imprez towarzyszących niezwykłym powodzeniem cieszyły się spotkania piszących poezję filozofów. Słabość filozofów do poezji to zresztą stara sprawa… Uważam więc, że stała publikacja twórczości poetyckiej filozofów na stronie Nowej Krytyki to dobry pomysł.

Każdy piszący wiersze filozof może od tej pory zwrócić się do nas o publikację jego utworów na naszej stronie. Będziemy zapraszać znanych filozofów-poetów w gości i namawiać, czasem dekonspirować tych, co swą twórczość poetycką skrywają.

Jedynym kryterium kwalifikacji będzie fakt poetyzowania przez filozofa, wszystko jedno czy dyplomowanego czy studenta. Do wysyłanych utworów prosimy załączać kilka słów o sobie, najlepiej w formie nadającej się bezpośrednio do publikacji. Serdecznie zapraszam.

Jerzy Kochan

15/02/2017
Dawid Mayer


Dawid Majer - ur. 1981. Absolwent filozofii na UG. Poeta, publicysta i dziennikarz. W latach studenckich redaktor magazynu "Przesuw" i organizator wydarzeń literacko-muzycznych w Trójmieście związanych z tym pismem. Autor broszury komentującej i opisującej wystawę Marka Zygmunta "Sztuka Końca II" (Galeria DA, 2003). Wiersze publikował w "fo:pa", "Autografie", "Portrecie", "Toposie", "Migotaniach, przejaśnieniach" oraz "Wyspie". Publicystykę w "Biuletynie Fotograficznym" "Pomorskim Przeglądzie Gospodarczym", "Gazecie Wyborczej" oraz portalach internetowych "charhizma presse", "yass.art.pl", "independent.pl", "lead.pl". Jako dziennikarz współpracował z "Dziennikiem Bałtyckim". Od grudnia 2007 do maja 2008 roku pracował jako wydawca online w portalu MMTrójmiasto. Wyróżniony w XI konkursie im. Mieczysława Czychowskiego, laureat Turnieju Jednego Wiersza podczas IV Nadmorskiego Spotkania Poetów. Mieszka w Gdańsku.



WIEŻA

 kiedy byłem dzieckiem
 matka kupowała mi książki,
i nwestując w moją wiedzę
 w moją przyszłość,

 kupowała książki
 i stawiała je na półkach,
 święte –

 przewodniki po obcych miastach, encyklopedie
 i trochę socjologii,

 dorzuciła też wyświechtanego morsztyna, słonimskiego
 i kochanowskiego z kwiatkiem w środku,

 każdej nocy zabierałem je do łóżka –
 przekwitłe dziewice, które w moich ustach
 nabierały treści i bluźnierstwa, by nad ranem
 matka traciła ze mną
 wspólny język,

 bo niby skąd mogła wiedzieć,
 że się to obróci
 przeciwko niej;

 i w sypialni moich dziadków
 do sufitu półka, do której
 namawiano mnie od dziecka –

 przewodniki po obcych krajach, giordano bruno, słowacki,
 legenda młodej polski i słowacki –
 wszystkie wyświechtane, ale z mnóstwem
 nierozdzielonych stron
 w środku,

 kurzem i światłem pachnące zakonnice –
 zabrane do lasu powiedziały mi wszystko,
 co potrzebne

 by odejść od stołu podczas posiłku,
 łapać za słówka, albo
 w środku lekcji wstać
 i powiedzieć brzydkie słowo –

 dobrze wiedząc,
 że się to obróci przeciwko mnie

I 2006




WARIACJE NA TEMAT PRZERWANEJ LEKTURY KIERKEGAARDA

 To mi nic nie mówi, a przecież muszę coś z sobą zrobić,
 bo inaczej zrobię coś sobie – zacząłem
 i nie mogę skończyć.

 To mi powinno zwisać, tym bardziej, że się nie ożeniłem
 a dopiero co zaręczyłem ze światem – zacząłem jednak
 więc nie mogę już nie skończyć.

 To mnie nie robi, skoro nie wiem nawet
 że wiem.

 To mnie wreszcie uziemia. Szczególnie o czwartej rano,
 kiedy świergot ptaków uprzedza słońce, a ja zapalam w oknie
 papierosa, ażeby zgasły naraz
 wszystkie wiatraki latarń.

 Chociaż sklepienie niebieskie
 nie jest jeszcze
 niebieskie.

2002




TELEFON DO STUDENTKI, KTÓRA WYJECHAŁA DO DANII PRACOWAĆ NA CZARNO PRZY ZBIORZE TRUSKAWEK

 Powietrze waży tu trzydzieści dwa stopnie
 Celsjusza, przez co lipiec spływa po mnie
 jak po maśle.

 Kiedy za wszelką cenę próbuję
 skończyć wiersz o nas piwo zasala skronie,
 a sezon narzuca ustrój z zupełnie nową
 nowomową, której oprzeć się nie sposób –

 w żółtej budce pod blokiem sprzedają lody,
 balkony i samochody przemycają przeboje
 Lata z Radiem, uderzeniowa fala dziewczyn
 wychodzi na słońce i kłem mola
 wgryza się w morze.

 Tu – między kolejnym słowem
 a twoją fotografią –
 ledwie wierszem wiążę koniec
 z końcem. Z końcem będąc
 w opozycji.

2001





NIE WYZNAJĘ ŻADNEJ RELIGII, NIE UPRAWIAM ŻADNEGO SPORTU, CZASAMI TYLKO - PIJANY – TAŃCZĘ

 A potem wybucha symfonia zamków błyskawicznych
 i brezent i ortalion oddycha rzadką mgłą.

 Pole namiotowe jest małe i drogie,
 co wbija w dumę,
 bo udało mi się przenocować
 za darmo –

 w namiocie dwóch sióstr,
 z których jedna była wyjątkowa,
 a o drugiej nie powiem nic,

 może tylko tyle, że bardzo chciała spać
 poza namiotem, pod byle bukiem,
 byle ze mną,

 ale to tamta wiedziała,
 że najpierw był Leadbelly, potem
 Woodie Guthrie, a dopiero na końcu
 Dylan.

 Dlatego teraz, o świcie, świerszcze skwierczą
 jak sadzone jajko słońce,
 spalona trawa trzeszczy
 jak stary winyl ziemia,

 po której idę, stojąc w miejscu,
 uparcie niczym igła,
 albo dobry blues –

 nie mam mapy, nie mam papierosów.
 Mam trochę pieniędzy. A siostry
 wyjadą dopiero w południe.

 2002, 29 XI 2006




CZAS AKUPUNKTURY 


Nie mam adresów, a jedynie punkty zaczepienia Wieniedikt Jerofiejew

 iga i nadia wydział sklep monopolowy iga i nadia
 nadia i iga wydział cafe absinthe plaża iga i nadia
 sklep monopolowy bankomat sklep nadia i iga
 wydział empik cafe absinthe bankomat ojciec iga

 wydział empik biblioteka ojciec nadia
 cafe absinthe iga i nadia bankomat bankomat
 pętla tramwajowa iga i nadia iga i nadia ojciec
 wydział empik cafe absinthe bankomat plaża nadia

 wydział empik empik wydział cmentarz nadia i iga
 plaża bankomat pętla tramwajowa cmentarz cafe
 absinthe bezimienna cafe absinthe cafe absinthe
 cmentarz cmentarz cmentarz cmentarz taksówka

 2005




AKADEMIK, RÓŻNE POZYCJE

 Tak naprawdę słońce nas nie potrzebuje,
 tym bardziej po tym jak się dobraliśmy
 dobieraliśmy do siebie przez sen,
 choć miało być po jednym i do domu,
 nawet wtedy, gdy pod pachą wyniosłem
 kufel piwa, nabrany na to,
 co lada moment rozkaże mi pójść przez miasto
 z reklamówką pełną dzieł Locke’a, Leibniza i Pascala,
 w które pobliska czytelnia wyposażyła mnie
 jak w twoje ciało martwa litera nocy.

 Właściwie nie akcent, raczej naleciałość
 do oduczenia przy pitej na czczo kawie,
 albo w drodze do spożywczego,
 zamkniętego jeszcze o tej porze jak moje serce,
 cicho położone na twoim podbrzuszu, co lubisz
 i tu, tu masz kości, które czuję
 jak malinę na szyi oraz lewym ramieniu,
 nawet teraz, kiedy ubrany ściągam z netu
 młode obiecujące Podczaszy, Fiedorczuk,
 Podgórnik.

 2002