Łukasz Mańczak
DLACZEGO WIDZĘ SZAROŚĆ
Dosyć mam już głupich garów
I znudzony jestem tym wszystkim potwornie
Przenieść się gdzieś indziej to stałe pragnienie
Tam gdzie obowiązki są tylko na filmach
A moja bezczynność będzie wyjątkowa
Znalazłbym tam sens mojej egzystencji
I zapoznałbym się z rzeczami ważnymi
Noce wreszcie byłyby spokojnie przespane
Oczy przestałyby szukać szkopułu w całości
Usta zaczęłyby mówić prawdę
Radość wlałaby się do duszy spragnionej
I wytarłbym półkę z płomiennym uśmiechem
Obowiązkom mocno zabrakłoby siły
Aby mnie umęczyć alogicznym życiem
Uratowałbym siebie i innych na świecie
I wiele naprawić dałoby się nagle
Gdybym tylko…..
Nie odkładał wszystkiego na jutro
Nie zabijał sumienia beznadziejną dumą
Zadał sobie jedno prawdziwe pytanie
Popatrzył na siebie przez krzywe zwierciadło…
Kiedy fiołek ma kolce
Kiedy zmęczenie określa człowieka
To przestaje myśleć
Albo myśli bardzo
Bezlitosne prawo grawitacji
Wyzwala w naszych małych-dużych głowach
Pół-przedziwne stany
Gotowość na wszystko
I złość na nikogo-ś
Radość z małej muszki
Smutek z kropli wody
Szaleństwo słodkości
Powaga kolorów
Fajbader Bajlajder
Fiku Miku
Bla bla bla
Coraz bardziej ociemniały
Wszystko mi się plącze
Przestaję myyśślll…..
Po 30 minutach
Wreszcie nadszedł koniec
Mogę odpoczywać
W przekleństwie zmęczenia
Drzemie jednak słońce
Wszystko widzę jaśniej
Wszystko widzę lepiej
Wiem, co najważniejsze
A co rzecz-niewarta
Wyczuwam, gdzie Jesteś
Tam w tej Głębi Wielkiej
Miłość się rozlewa na nasze zystencje
Ergo sum….
Ergo sum….
W pełni zmęczenia
NOCNE KRUKI
Siedzę przy ciemnawym świetle mej lampeczki
W pokoju wynajętym od starszej kobiety
Rozbudzony myślami o tysiącu imion
Wypatruję w oknie znaków jakiejś zmiany
A miasto zasnęło już godzinę temu
I tylko chude koty chodzą po ulicach
W kałuży odbija się srebrnawy księżyc
Bardziej tajemniczy niż w rumuńskich borach
Owitych modrą rosą na mgielnych ślepych drogach
I tak jak tam - słyszę teraz oddech mój ciężkawy
Liczący sekundy jakby zwalniające
Przez chwilę zobaczywszy tajemnicę czasu
Przestaję się bać kruków czarnych jak pytania
Zapalam pochodnie w komnatach sumienia
Wykrzesuję miłość do ludzi i świata
Dającą najdelikatniejszy z możliwych spokojów
Rozumiem więcej w światłości kałuży
Niż w elementarzu fizyki klasycznej
Vanitas vanitatum - tkwi we mnie głęboko
Et omnes vanitas - jestem całym sobą…
Wegetarianin
Właśnie wróciłem z chińskiej restauracji
Poczułem przedsmak prawdziwej Azji
I zamówiłem tłustą wołowinę z grzybami Mun
Przedtem jednak roztropnie rozejrzałem się
Czy nie słyszy mnie
Lub przypadkiem nie przechodzi ulicą
Żaden intelektualista-wegetarianin
Właściwie to dzisiaj każdy intelektualista
Musi być wegetarianinem
Zaprzeczenie temu oznacza
Iż nie jest się zaznajomionym
Z tak bardzo trafnymi koncepcjami
Filozofii azjatyckiej
Oraz nie dysponuje się zdolnością
Empatii do innych istot żyjących –
A cechy te każdy intelektualista
Posiadać musi!!!!
Na szczęście nikt taki nie przechodził
Więc z całym empatycznym wyczuciem
Podziękowałem utrudzonemu azjatyckiemu
Kucharzowi o spracowanych rękach
Za moją tłustą wołowinę z grzybami Mun
I rozpocząłem ucztę melomana
Ja
Osoba wrażliwa
DRŻENIE
Argusowe mrugnięcie mego Mistrza
Nie pozwoliło zapomnieć
Że był kiedyś człowiekiem
Abym sam stał się bogiem
Odrzucam lub akceptuję argumenty
I krzyczę – c’est la guerre
Opiewam ideę krzyża
Nie znając jej
Rozumuję zamiast myśleć
Przecież to czysta dezercja
Mój Mistrz wiedział o tym w Wielki Piątek
Dzień jak każdy
Trzynastego w piątek ukradli mi portfel
Trzynastego w piątek spadłem z meblościanki
Trzynastego w piątek było opóźnienie
Trzynastego w piątek stało się niedobrze
Trzynastego w piątek popsuł się długopis
Trzynastego w piątek żaba zjadła muchę
Trzynastego w piątek szczury wyszły z jamy
Trzynastego w piątek wszystko jest bez zmiany