Na wygnaniu

Poezja Filozofów

Na VI Polskim Zjeździe Filozoficznym (Toruń 1995) wśród imprez towarzyszących niezwykłym powodzeniem cieszyły się spotkania piszących poezję filozofów. Słabość filozofów do poezji to zresztą stara sprawa… Uważam więc, że stała publikacja twórczości poetyckiej filozofów na stronie Nowej Krytyki to dobry pomysł.

Każdy piszący wiersze filozof może od tej pory zwrócić się do nas o publikację jego utworów na naszej stronie. Będziemy zapraszać znanych filozofów-poetów w gości i namawiać, czasem dekonspirować tych, co swą twórczość poetycką skrywają.

Jedynym kryterium kwalifikacji będzie fakt poetyzowania przez filozofa, wszystko jedno czy dyplomowanego czy studenta. Do wysyłanych utworów prosimy załączać kilka słów o sobie, najlepiej w formie nadającej się bezpośrednio do publikacji. Serdecznie zapraszam.

Jerzy Kochan

16/02/2017
Oskar Szwabowski

 

Papieros

 Powtarzalny gest
 Usensawia
 Rozbijam namiot
 Którego nikt nie zakwestionuje
 Na chwilę się stopie
 Paląc
 Zapuszczam korzenie
 Tymczasowe






Na wygnaniu


 Tak się złożyło że przy jednym stole
 Nieufne łypanie znad talerza
 W talerz
 Ja na ciebie
 Ty na mnie
 Że już nie wiem kto tu jest prawnie
 A kto nie

 Zawieszona dłoń w mroku
 Czekająca na znajomy znak
 Że już można ściągnąć majtki

 Łypiemy
 Obaj
 Zezujemy
 cedząc słowa


 Pod warstwą pudru
 Wypalone znamię
 Na naszych policzkach




Kolorowe są reklamy


 wyleniałe
 koce
 którymi przykrywasz
 wydrążone
 ciało


 zatęchłe są
 pomieszczenia
 herbata
 pleśnią pokryta
 chleb


 głodne są
 oczy
 wpatrujące się
 w






Sączy się


 gumiasty hamburger
 panienka pyta się
 tłusty sos cieknie po palcach
 pan to rozumie

 nie


 zapalam papierosa
 tłum szum
 nuci się coś
 dobija wczorajszym dniem
 też spędzonym



 to jak pan może


 normalnie jak wszyscy

 chociaż nie mogę
 mdli mnie
 ciepła herbata nie pomaga
 ja bym chciała zrozumieć



 coś



 szum

 woń frytek i tytoniu
 zaparowane szyby
 twarze jak po setnym praniu
 tłuszcz i pot
 plamy sosu



 przychodzi pan tu co dzień



 to przychodzenie jest jak bełkot
 rozmamłana obserwacja
 bez koncentracji na obiekcie
 tylko plama tłusta
 tłusta plama przetrawionych resztek


 odbija się dniem wczorajszym
 miękkim jak hamburger
 broczącym tłustym sosem
 parującym toksycznymi gazami
 odbija się dniem dzisiejszym


 gaszę papierosa
 wpatruję się w paniusię
 może powie coś sensownego
 coś konkretnego





Świat rozświetlony



Smród słońca i farby

W promieniach

Łuszczącą

Pokrywa się świeżą



Ten sam kolor sugeruje wieczność

Wykręcanie się od wyroku

Uniewinnienie

Będące odwołaniem



W słońcu

Smród farby odurza





JAK ZDJĘCIE



Naprzeciw

Oddzieleni stołem

Szklanką herbaty

Papierosem

Żarówką co u sufitu

Patrzymy siedzimy



Myślę że i mówię

Ja panią chyba skądś znam

Chyba ze zdjęcia



Tak ja też pana znam

Ze zdjęcia

Jak zdjęcie

Odpowiada bladymi ustami





POLE WOŁAM ŚNIĘ



Przestrzeń

Zawęziła się



Pokój



Pokoje

Postacie różnią się

Kolorem włosów i oczu



Pokój

Cztery ściany



Pójść można gdzieś

Indziej prowadzi zimne srebro

Co wyłoni się z czerni



Wpatruję się

Postacie różnią się krojem garnituru

Cztery ściany z innymi zdjęciami



Przestrzeń

Zawęziła się

Do koła wydrążonej czerni







MY MYSZY


Znajdujemy kochanie

Miejsce jakieś zapomniane

Nieistniejące



Rozkwitamy

Drwiąc sobie

Z murów i wieżyczek strażniczych



Opadają ochronne uniformy

I nie strach już mówić

Jędrne słowa

Spijamy sobie z warg




GDZIEKOLWIEK

OKIMKOLWIEK

ZKIMKOLWIEK




Zdaje się że słucham

chociaż to i tak

dźwięki

z których nic nie wynika

jak czynny

zawieszone w nic



W pokoju

rozmowa

Rewolucja

w pubie

wśród znajomych



rozejdziemy się nieprzemienieni

rozejdziemy się jakbyśmy się nie zeszli



Zdaje się że słucham

że staram się

rozumieć

ale

potem i tak

nie pamiętam



Słowa między nami

są jak tykanie zegara

muzyka sącząca się

z głośników w

knajpie restauracji pubie

autobusie ulicy samochodzie

domu



więc zamówmy coś jeszcze

coś mocnego



Opowiadasz

od niechcenia ciskasz zlepki

od niechcenia ciskam zlepki



Ktoś przyszedł

pstryknął zdjęcie

rozeszliśmy się

do domów









ZAKLĘCIE ALBO POLICJANT



Mówisz Kocham Cię

Co znaczy Wybacz

Albo

Chodźmy się pieprzyć

Zrozum

I coś jeszcze innego

Zawsze

Nie siebie niosące

Słowo

Wypowiadane

Gdy mąci się

Obraz

A strop zaczyna

Przeraźliwe skrzypieć





NIC



Spuszczam się w gacie

Lub w kobietę

Bez znaczenia

I bez różnicy



Wyciągnięty tak samo

Przed telewizorem

Jak i przed książką

Komputerem gdzie



szczytuje jestem znany

podziwiany bogaty

na salony zapraszany

i w ogóle samochodem



Tak jak i tu

Tak i tam

Bez różnicy



Zasnuty dymem tytoniowym

Mogę pozować do zdjęć



Tu można tylko pozować do zdjęć



***



Ulotność



Chwytaj

I krwaw dłonie



Purpurowe smugi

Na ostatnim obrazie



Który za szybą

W muzeum

Wśród blasków fleszów







W pubie




Zack

Słusznie wkurwiony marksista

Zapodaje ostro

Pamiętam teledysk

Jak on i policja


I już

Chcę poderwać

Roztańczony tłum

Na ulice


Ktoś rzuca pawia

Na dziś nici z rewolucji







NO CZY TAK MOŻNA!!!!!




Stoi

Chuj

By mu tak

Przypierdolić żeby się

Bo stoi

Łysy w dodatku

I w dresie

Pod blokiem



No proszę pani

Czy tak można stać

Pod blokiem dzień cały

I kurwa rzesz psie plemię

Wejście tarasować że

Z zakupami trza się przeciskać



Jak by mu tak przypierdolić w tępy łeb

To by się złamał

I przejście zrobił

Człowiekowi






PO



On nie pamięta

Trzasnęły drzwi

Nagle przebudzony

Oddzielony od bloku i jego ciepła

Stężał

Nie pamięta






NEUBILLBOARD




Moje życie jest sponsorowane

Jest reklamą

W pełnym sensie

Gdy mówię do ciebie

To powiedz

Prawda że zapamiętasz łyżewkę

A moja dziewczyna

Ha!

Używa acze i inne wybielacze



Nie masz co się dziwić

Że jestem na topie

Zawarłem umowę

Gdy coś to pytam ich

Oni odpowiadają

Ja słucham



Oto cała tajemnica

Sukcesu

Szczęścia

Życia



Moje życie jest sponsorowane

Sposób mojej egzystencji wytyczony

Muszę się tylko wsłuchiwać

W rytm świata



Jestem człowiek religijny





(...)



wyrwane



coś innego

coś co się wyróżnia

niepoznane

tworzy całość

poznane



wyrwane

czasowi

czas ufizycznia



na marginesie

rozumiem

właściwą część

oficjalną



wyrwany



ujmuje w nawias

by

całość ocalić

malutkim kłamstwem

jak ten



odprysk

(...)





NA PERONIE




…bo podobno narodzi się

Ktoś

wyczekiwany przez wszystkich palących

Pociąg

z lub do



póki co

póki nie nadjedzie

przyglądam się batonikom na wystawie

przeliczam pieniądze

kupuję jakiś magazyn

potem wertuje w tą i we w tą



zostawiam go w kiblu

gdzie palę papierosa



będzie

mówią że korki

na trasie drzewo

pogoda też nie taka by

będzie



jak już będzie to

ruszymy na miasto

na polu rozpalimy ognisko






MIJAJĄC



Myślenie

Serial brazylijski

Tasiemiec co się wciąż

Przeplatają tematy obrazy

Nachodzą jedne na drugie

I jedynie przez zapominanie

Przypominanie



Coś nagle szarpnie

Chwyci

Po dziesięciu latach

Zapale papierosa

Sięgnę po kieliszek

Rozjebię butelkę o ścianę

Lub

Się uśmiechnę

Delikatnie niezauważalnie

Mijając






NA NIBY




Skreśla się

Krzyżyk stawia giętką dłonią

W piątek pójdzie się

Wyrzyga się a potem przez resztę

Okno sufit telewizor

Sącząc coś

Papieros napój jakiś

Sączy się

Przeciskając się przez zadrukowane strony

Coś tam co gadają

I trzeba się będzie

Ale potem już nie

Potem

Okno sufit telewizor

Od czasu do czasu

Zawiesić się być pod wpływem

Wtedy nawet można zadać to pytanie

Pozostanie bez odpowiedzi

Ale i tak nie będzie się pamiętało

Okno sufit telewizor



Radio

Komedia

Erotyk po północy



Lub też

Gdy się znudzi




Walki

Miedzy jednym a drugim

Z nałogami

Ludźmi

Przeciwnościami które można

W każdej chwili olać

Tylko w co wtedy bawić się będziem

<p;oesie>

Okno sufit telewizor

Radio książka

Telefon do kogoś



Sączy się

Jakoś przeciska

Odlicza strony

Pety w popielniczce

Zaliczenia

Kobiety

Dni które zostały

Do nie wiadomo czego



Obdrapana ściana



Sączy się i czeka

Sączy się i czeka

Sączy się i czeka

Aż wyniosą

Aż wyniosą



Śmieci

<p[oesie>

Obdrapana ściana

Tykanie zegara

Jutro zajęcia

Trzeba jeszcze przeczytać

Parę stron

Rozwiązać

Parę zadań



Sączy się i czeka

Sączy się i



Okno sufit telewizor






RODZI SIĘ WRZASK




Ulice naznaczone

Krzykiem

Zapadniętym w gesty labirynt

Głośników i ekranów



Krzykiem

Gładkich twarzy

Krokiem starającym się być równym

Lakierowanego próchna



Nabrzmiewa

Pęcznieje

Trzeszczą bloki

Kamienice podwórka

Miasta

Trzeszczą



Nabrzmiewa

Rodzi się

Rodzi się

Rodzi






JA I RZECZYWISTOŚĆ CZYLI TA PANI RASOWA KOBITA




Niemożliwym jest i on o tym dobrze wie

by być cały czas naprężonym gotowym

splecionym w mocarnym uścisku nie sposób

a nawet więcej bo się zauważa że już

z przyczyn nieznanych ale istniejących jak się przypuszcza

jak się idzie zorientować to co najwyżej przez przypadek

jakieś roztargnienie sekunda chwila



i stoję oślepiony

i stoję zdziwiony



przed wystawą sklepową



bo jak się powiedziało i się zorientowało

nawet udokumentowało to

człowiek już

nie może

nawet nie próbuje

szepce się że to instynkt

albo





JUŻ CZAS



Dozorca wszedł

Nie za wcześnie

pytam

Nie

Rozglądam się

Korytarze puste

puszki rozgniecione

kawałki ciasta

i pety

w kąt wciśnięte kartki zgniecione

Ktoś jeszcze próbował

myślę

Dozorca chrząka

Dobra idę







Z PERSPEKTYWY PRZYSTANKU



Jedziesz

I nie wiem gdzie

Spać będziesz

Z kim

I czy w ogóle



Jednak

Paląc papierosa

Na skraju łóżka

Będziemy razem



Zapatrzeni w dal








PISAĆ WIERSZE



Pisać

W toalecie skulonym

Między jednym powołaniem

A drugim



W przerwie

Na papierosa







SPEKTAKL TRWA




Moje uczucia

By zaistniały

Potrzebują przedmiotów

Które można kupić

Na tej to a na tej ulicy

Pod szyldem co świeci się w nocy



W biurze wypełniam ankietę

Podanie zdjęcia razy trzy oraz świadectwo

Prosimy teraz usiąść i poczekać

Aż przyjdzie

Przedstawiciel podaje dłoń

Transakcja zawarta

To ja teraz będę jakby żył za pana

Mówi



Potrzebuję tego

By zaistnieć

W statycznym wszechświecie jednej formy

Potrzebuję przedmiotów co wyrażą



Bo jestem

Bo jestem

Bo jestem

Tym co jest widoczne