Jarosław Barański
Profesor Jarosław Barański jest absolwentem filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego, pracuje na Akademii Medycznej we Wrocławiu, zajmuje się estetyką i filozofią medycyny.
Bruno Schulz
Był smutnym pasterzem słów
Opatrywał ich zranione sensy
tulił osłabione powszedniością
a gdy zabłądziły w jej gęstwinie
o kromce nadziej wytrwale poszukiwał
Dystans
Zapadam się w prowincję oddechu
z jego szelestu dobywając czyhanie
na obłęd
Potem już niepiśmienny
hoduję żarłoczność deprawacji
Aż wreszcie imituje konanie
by muskać świat
uśmiechem bez adresu
Kuszenie
Znów kusza mnie listopadowe deszcze
ptaki
których nie ma
trzepoczą skrzydłami
Gałęziami skrzeczą
drzewa
których nie ma
I stopami pielgrzyma mierzę ziemię
której nie ma
Larwa
Obłuda wylęga się w nadziei
sprzedajnej w bezsenne noce
Potem drąży miąższ pamięci
w szare wzory zapomnienia
I gdy drzwi są głuche na pukanie
okna oślepłe od hałasu
larwa plecie kokon śmiechu
Intymność z podwójnym dnem
Z okna zdarłem płótno gwaru
Książki okaleczyłem z tytułów
Szufladom zatrzasnąłem pamięć
A sztorm był tylko skrojony
Z lichego materiału
I w poczciwej wyobraźni motyla
Stragan
Na straganie iluzji historii
bezmyślnie przebieram tandetę zdarzeń
I w znaczeniach lepkich od fałszu
zapachem potwierdzam obecność
Wstęp do pedagogiki dobra
Jest wiele znaczeń którymi opatuliłem słabości
Pieczołowicie okryłem je puszystymi konotacjami
Wychylam się z legowiska próżności
Powoli
By nie zranić się
Własną imitacją słuszności
I wtedy
Gdy już po wszystkim
Gdy nie potrzeba mitycznych półbogów
Legendarnych rycerzy
Powstańców Warszawy
Mówię
Do ludzi okaleczonych
Targowiskiem imperatywów
Dobrze być dobrym
Dobrze być
Definicje
Byt jest gęsty
Oddech oddechów
Spojrzenie spojrzeń
Nie-byt nie jest prostym przeciwieństwem
– jest jeszcze gorzej
Definicje II
Klaszcze deszcz:
Byt gęstością zniewala
Nieklaszcze niedeszcz
Niebyt to nie proste zaprzeczenie
Jest jeszcze gorzej
Socjalizm
Szanowałem robotników
Byli piękni, gdy opuszczali szwalnie i hale produkcyjne
Byli lepsi
O bruzdy na dłoniach
O czerwień wypaloną na twarzy
O mit stworzyciela świata
To oni myślałem
Atlasy i Herkulesy
Oni i maszyny
Ich ciała i historia
Masy mitrealizmu
Szli po ulicach bez przestrzeni
Ze sloganem czasu na transparencie
Bo socjalizm nie znał Kanta
Aż pewnego dnia ktoś im o nim opowiedział
Albo sami go wymyślili
Choć twierdzą, że objawił się im
Pod postacią Matki Boskiej
I zostali wynagrodzeni
Na zawsze mają teraz